Выбрать главу

Nudności wróciły obrzydliwą falą. Nachylona nad sedesem wymiotowała. Wtedy jej ulżyło, ale łzy powróciły, czyste łzy żałości i nieutulenia. Płakała, aż zabrakło łez.

Obmyła twarz i jak przez mgłę usłyszała: „Przepraszam, myślałam, że tak będzie lepiej”.

Biedna, biedna mama. Zrobiła to w trosce o nią.

Żeby nie cierpiała, nie pamiętała, nie dała się zranić powtórnie. Za żalem sunęły wspomnienia. Oto

Krzysztof, jego ciało, jego ręce, jego brzuch. Jego uśmiech, jego usta. Motyli dotyk ręki między jej udami. Gęsia skórka, którą na samo wspomnienie pokrywało się jej ciało. To przecież było przyjemne, to nie było złe.

Nie potrafisz kochać.

*

Nie chce spędzić Wigilii w domu, w którym nie będzie świąt. Nie chce, udaje tylko, że chce. Trzeba spakować rzeczy i wywieźć. Wyszorować podłogę w pokoju i przynieść z dworu drzewo. Napalić w kominku. Zachowywać się tak, jakby to był ten właśnie cud. Jakby była dzieckiem. I choinka, duża, a stojak jest pewno w szopce, nieużywany od lat. Miały ostatnio sztuczną, małą choinkę, ładną, do której nawet kupiła świerkowy zapach. Ale nie musi już udawać. Może być sobą. Nie musi udawać przed matką. Będzie miała święta i będzie miała pięć lat. I cukierki, długie, i pachnące ciasto. Nikt jej na tym nie przyłapie i nie zgani. Zrobi sobie święta.

ZRÓB SOBIE ŚWIĘTA.

Zachichotała nerwowo i zapaliła światła w całym domu. Dopiero wpół do dziesiątej. A potem, jak już posprząta, pojedzie do Miasta i kupi cholernie dużą choinkę, i prezent sobie kupi, i położy pod tą choinką, a potem zrobi ślady na podłodze, czystej, wyszorowanej, mokre ślady i uchyli drzwi na dwór, znak, że Mikołaj już przyszedł.

I pojedzie po zakupy – kupi sernik i jajka albo upiecze, sama upiecze, i będzie jadła i jadła, i odpisze na list tatusiowi, i zrobi sobie święta.

Przez łzy i śmiech szorowała pokój kominkowy.

Wybrała z paleniska gwoździe – w zeszłym roku spaliła parę desek, musiały być w nich jakieś gwoździe – przysunęła zielony fotel do kominka. Nie pamiętała, żeby go kiedykolwiek używały, a mimo to zielony materiał był przetarty. Narzuci na niego patchwork ze swojej sypialni, to będzie nowy pokój, jej pokój, jej choinka, jej cud mały.

Zalśniły blaskiem szyby. Przecierała je Najlepszym Płynem do Szyb, zdjęła firanki i wrzuciła do wanny. Zalała ciepłą wodą z proszkiem. Woda zrobiła się szara. Płukała je długo, a potem mokre powiesiła i ułożyła na podłodze pod nimi zużyte ręczniki.

Otuliła się w kurtkę i wyszła na podwórko. Musiała odgarnąć śnieg, żeby dostać się do szopy, ale miała rację – stojak z metalowymi łapami lwa czekał na nią po prawej stronie.

Czuła, że policzki jej płoną.

Trzasnęła drzwiami do szopy, rzuciła stojak w przedpokoju, wskoczyła w buty, zamknęła za sobą drzwi i odśnieżyła samochód. Szczęśliwie silnik odpalił za pierwszym razem.

Ruszyła wolno w stronę Miasta.

*

A jednak nie daje rady. Nie wziął pod uwagę tego, że przy takim mrozie idzie się inaczej. Noga coraz bardziej bolała, a w uszach słyszał:

– Spierdalaj stąd!

Wiedział, że nie wygląda dobrze, ale jakie znaczenie ma wygląd? Kobieta, którą kochał, nie była piękna. Ale pamięta jej zapach, mógłby marzyć godzinami o zapachu jej ust i dłoni, jej włosów, o tym, jak pachniała rankiem, a jak wieczorem, jak pachniała po miłości, a jak wtedy, kiedy czekała na miłość. Mógłby godzinami opisywać jej dotyk – szorstki i przyjacielski, ciekawy, niedbały, czuły.

Dotyk oczekiwany godzinami, zmieniający czas i przestrzeń. A smak? Mógłby smak jej łez rozłożyć na maleńkie cząsteczki, a i tak każda z nich zapełniłaby jego wszechświat. A jej dłonie? Dłonie o delikatnych długich palcach, dłonie znużone, dłonie kochające, dłonie podające jedzenie, dłonie żywicielki, dłonie czułości nie do zaspokojenia, dłonie delikatne jak wnętrze ucha, dłonie skupione, dłonie przygarniające, obejmujące, dłonie podnoszące głowę.

I oczy. Jakie ona miała oczy! Czasem śmiała się do niego – szczególnie wtedy, kiedy nie mógł nasycić się jej bliskością. Cieszyła się z jego miłości, a on delikatnie językiem dotykał jej twarzy, kiedy spała.

Czuł każde drgnienie powietrza. Wdech i wydech, wdech i wydech… Kiedy ruszała się, udawał, że śpi, ale kiedyś przyłapała go na tym dotyku wilgotnym i zamiast się zezłościć, objęła go mocno i przytuliła do siebie. Potem płakała długo, a on nie wiedział dlaczego, ale pozwalał jej na płacz tak samo chętnie jak na radość. To było ważne, żeby czuła się przy nim bezpiecznie, wiedział, że to jest najważniejsze.

Nie odnajdzie jej.

Wyjechała nagle bez uprzedzenia. A on tego nie przeczuł, mimo że tyle innych rzeczy przeczuwał.

Wyjechała nagle i zostawiła go jak nikomu niepotrzebną zabawkę.

Nie wiedział, że kobiety są do tego zdolne. Były przecież takie kruche, takie delikatne. A kobieta, którą kochał, na pewno potrzebowała jego opieki.

Pewno dlatego ruszył w tę podróż. Ale przeliczył się. Żeby przeżyć, trzeba przynajmniej mieć co jeść.

A on się przeliczył. Miał tylko siebie.

I nikogo, kto by go objął i powiedział: nie martw się, poradzisz sobie, jestem z tobą.

Ponieważ był sam. Ludzie nie lubią samotników.

Zawsze boją się najbardziej tego, co doskwiera im samym. Nie będzie zabiegał, prosił, żebrał. Przejdzie tylko przez to nieprzyjazne miasto i siądzie gdzieś, gdzie będzie mógł odpocząć. Białe tylko z pozoru jest zimne. Przecież zwierzęta śpią pod śniegiem – na przykład niedźwiedzie. Śnieg musi być ciepły i przyjazny -jeśli spojrzeć na to z właściwej strony.

*

Wrzucała pospiesznie do koszyka zakupy. Jaja, masło, ser, ryby, co z tego, że tak dużo? Zamrozi.

Przecież są święta. Świece.

TYLKO NASZE ŚWIECE PALĄ SIĘ DWADZIEŚCIA CZTERY GODZINY!

Dobre wino, chablis do ryby, nie to tanie, to najdroższe. Może sobie wyobrazi, że jest z nią Krzysztof, któremu powie:

– Nie boję się.

Albo mama.

Nie boję się, mamo.

I choinka będzie wysoka do sufitu. Związana jak baleron i przymocowana do bagażnika na dachu czekała na nią na parkingu. Do pierwszej gwiazdki jeszcze nie tak blisko, zdąży.

*

Ten samochód też się nie zatrzymał. A przecież na pewno widział, w jakim wędrowiec jest stanie.

Nie ma już siły. Jeszcze tylko parę domów, wyjść z tych zabudowań, gdzie nikt na nikogo nie czeka, znaleźć się w miejscu, gdzie już nie ma nikogo, jest tylko cisza, cisza i spokój, i tam odpocząć. Przypomnieć sobie dobre chwile z przeszłości. Miękkość i czułość, dobro i miłość. Przecież dzisiaj jest dzień pojednania. Pojedna się ze swoim rozczarowaniem.

Najgorsze są pierwsze momenty, kiedy zimno przechodzi przez każdą komórkę. A potem już robi się ciepło. Ciepło i dobrze. Dobrze i obojętnie. Chodzi o to, żeby nareszcie było obojętnie. Żeby brzuch nie pamiętał sytości ani głodu, a ciało braku dotyku.

Chodzi o to, żeby wszystko rozpłynęło się i znikło, bez specjalnego cierpienia, bez nadziei, że może jeszcze ktoś się pojawi.

Jeszcze tylko paręset metrów. Zapada zmierzch.

Teraz już nikt go nigdy nie odnajdzie, a i on przestanie szukać.

*

Zdążyć przed pierwszą gwiazdką!

Ryba na patelni, a ciasto w piekarniku. Choinka nie wchodzi w stojak – za długo stał w szopie, nie umie rozkręcić bolców, które przechodzą przez obręcz i trzymają pień. Nie może nasadzić choinki, ale to nie przeszkadza wyjąć bombek i ozdóbek, światełek i aniołków, łańcuchów. Choinkę oprze o ścianę, owszem, może śmiesznie to wygląda, ale oprze ją w tym rogu, między kominkiem a ścianą, nie przewróci się, a trzeba zdążyć przed pierwszą gwiazdką.

O to jest dobre. Nawet bardzo dobre.

ZDĄŻYĆ PRZED PIERWSZĄ GWIAZDKĄ.

Pokój wygląda lepiej niż wtedy, niż dwadzieścia dziewięć lat temu. Patchwork na fotelu ojca zrobił z tego mebla prawdziwe wygodne i śliczne miejsce.

Miejsce nie dla mężczyzny, tylko dla niej, dla jej zmęczonego wiecznym porzuceniem ciała, dla jej umęczonego poszukiwaniem rozwiązań umysłu, dla jej nóg, zgrabnych jeszcze, a niedotykanych, dla jej przestraszonej duszy to jest miejsce świąteczne.

A potem będzie czekać na prezent od wszechświata, na cud jej własny, który nastąpi. Albo nie.

Poszła do łazienki i odkręciła kurki. PIANA

– TWOJA NAJLEPSZA PIANA DO KĄPIELI

I OLEJEK, KTÓRY ODMŁODZI TWOJĄ SKÓRĘ. Nowość! Przygotowała okazyjny szampon i odżywkę. OKAZJA! DWA W JEDNYM!

Przeszła do kuchni i wygasiła piekarnik. Sernik zarumienił się. Uchyliła drzwi do pokoju i kiedy spojrzała na stół nakryty na dwie osoby, świecznik i dwie świece przygotowane do zapalenia, rozświetloną łagodnym blaskiem choinkę, zrozumiała, że cud nastąpił.