– Z przyjemnością – odpowiedziałam skwapliwie, mając nadzieję, że nie zauważy, iż brak mi tchu.
Nie spuszczając z mnie wzroku, przesunął ręką po moich ramionach.
– Nyks cię Naznaczyła również w tych miejscach.
Nie było to pytanie, tylko stwierdzenie ale i tak skinęłam głową.
– Owszem.
– Chciałbym zobaczyć. Jeśli cię to zbytnio nie krępuje.
Na dźwięk jego głosu przeszedł mnie dreszcz. Rozsądek podpowiadał mi, że Loren bynajmniej nie miał najmniejszego zamiaru mnie uwodzić, lecz chciał tylko obejrzeć mój oryginalny Tatuaż. Dla niego byłam niczym więcej jak tylko smarkulą z niespotykanym tatuażem i zdolnością komunikowania się z żywiołami. Tyle podpowiadała mi logika. Ale jego oczy, głos, ręce nadal gładzące moje ramiona mówiły coś wręcz przeciwnego.
– Mogę ci pokazać.
Ubrana byłam w swoją ulubioną zamszową kurteczkę, która leżała na mnie idealnie. Pod nią miałam ciemnofioletową bluzkę na ramiączkach. (Wprawdzie zbliżał się koniec listopada, ale jako adeptka nie odczuwałam zimna tak jak przedtem, zanim zozostałam Naznaczona. Wszyscy tutaj tak mają.) Zaczęłam ściągać z siebie kurtkę.
– Poczekaj, pomogę ci.
Stał teraz bardzo blisko. Prawą ręką chwycił kołnierz kurteczki, którą zręcznie zsunął z moich ramion i zostawił zrolowaną na łokciach.
Loren powinien teraz oglądać moje częściowo odsłonięte ramiona, wpatrywać się w rysunek tatuażu, jakiego nie miał dotąd żaden adept, ani nawet wampir. Powinien, ale nadal patrzył mi w oczy. Nagle coś się ze mną stało. Już nie czułam się jak narwana, nieopierzona smarkata. Jego wzrok obudził we mnie kobietę, która odkryła w sobie spokój i nieznaną przedtem pewność siebie. Ujęłam w palce ramiączko bluzki i z wolna zsunęłam je na zdjęty do połowy żakiet. Potem, nadal nie odrywając wzroku od jego oczu, odrzuciłam włosy by nie zasłaniały tatuażu, i obróciłam się tak, aby miał pełen widok na moje ramiona i plecy, całkiem już nagie, jeśli nie liczyć wąskiego paska czarnego biustonosza.
Przez następne kilka sekund nadal patrzyliśmy sobie w oczy, a ja czułam wtedy na swym odsłoniętym ciele chłodny oddech nocy i pieszczotę księżycowej poświaty. Loren przysunął się bliżej i trzymając mnie za rękę, zaczął oglądać moje plecy.
– Niesamowite – szepnął niskim, zmienionym głosem. Poczułam, jak opuszkami palców wodzi po spiralnym labiryncie tatuażu, który z wyjątkiem nieregularnie rozmieszczonych egzotycznych runów przypominał rysunek mojego znaku na twarzy. – Nigdy nie widziałem czegoś podobnego. Wyglądasz z tym jak starożytna kapłanka, która zmaterializowała się w naszych czasach. Jakie to dla nas szczęście Zoey Redbird, ze jesteś wśród nas.
Wymówił moje imię z nabożeństwem, jakby to były słowa modlitwy. Ton jego głosu i delikatny dotyk palców sprawiły że zadrżałam, a na mym ciele pojawiła się gęsia skórka.
– Przepraszam, pewnie jest ci zimno – rzekł Loren i zręcznie pociągnął mi ramiączka bluzki, a na to żakiet.
– Nie z powodu zimna przeszedł mnie dreszcz – wyjawiłam sama zaskoczona, a może nawet zszokowana własną śmiałością.
Lico – krew z mlekiem
Spijam je w marzeniach swych
A księżyc patrzy.
Przez cały czas kiedy deklamował ten wiersz, patrzył mi w oczy. Jego głos, dotychczas dźwięczny i wyćwiczony, teraz brzmiał chrapliwie i nabrał niskich tonów, jakby mówienie przychodziło mu z trudnością. Ogarnął mnie żar, jakby ten głos miał właściwości rozpalające, czułam jak wzburzone fale krwi tętnią w moich żyłach. Drżały mi nogi, z trudem łapałam oddech. Jeśli mnie pocałuje, chyba pęknę z wrażenia.
– Czy teraz ułożyłeś ten wiersz?- zapytałam zdyszana.
Pokręcił głową, leciutko się uśmiechnął.
– Nie. To zostało napisane przed wiekami, tak starożytny japoński poeta uwiecznił swoją ukochaną leżącą nago w świetle księżyca.
– Piękne.
– Ty jesteś piękna – odpowiedział i ujął w złożone dłonie moją twarz. – Dziś ty byłaś moim natchnieniem. Dziękuję ci za to.
Oparłam się o niego, na co odpowiedział również zbliżeniem. Zgoda, mogę nie mieć doświadczenia. Prawdę mówiąc, jestem jeszcze dziewicą. Ale na ogól nie jestem kretynką. Wiem, kiedy facet jest na mnie napalony. A ten facet był na mnie napalony – przynajmniej przez chwilę. Położyłam dłoń na jego ręce i zapomniawszy o wszystkim, nawet o Eriku i o tym ze Loren był dorosłym wampirem, a ja zaledwie adeptkę, marzyłam, żeby mnie pocałował, żeby jeszcze mnie dotykał. Staliśmy wpatrzeni w siebie. Obydwoje oddychaliśmy ciężko. I nagle, w jednej chwili, w jego oczach coś zamigotało i zgasło, w spojrzeniu nie było już ciepła i bliskości, tylko chłód i oddalenie. Odjął rękę od mojej twarzy, cofnął się o krok. Odczułam to jak smagnięcie lodowatego wiatru.
– Miło mi było spotkać cię, Zoey. Jeszcze raz dziękuję, ze pozwoliłaś mi obejrzeć twój Znak. – Uśmiechnął się zdawkowo. Skinął głową, wykonując formalny ukłon, po czym się oddalił.
Nie wiedziałam, czy krzyczeć z frustracji i zawodu czy może płakać z upokorzenia. Nachmurzona, z trzęsącymi się rękoma pomaszerowałam do internatu. Z pewnością pilnie potrzebowałam oparcia w mojej najlepszej przyjaciółce.
6.
Nadal zżymając się w duchu z powodu niekonsekwencji mężczyzn i niejednoznacznych przekazów, weszłam do głównej sali internatu, gdzie znalazłam Stevie Rae i Bliźniaczki przytulone do siebie, wpatrzone w ekran telewizora. Jasne, że czekały na mnie. Doznałam wielkiej ulgi na ten widok. Nie chciałam, żeby wszyscy, czyli Damien i Bliźniaczki, dowiedzieli się, co się pod dębem wydarzyło, ale miałam nieprzepartą ochotę zrelacjonować Stevie Rae z najdrobniejszymi detalami całe spotkanie z Lorenem, tak byśmy mogły ustalić, co to wszystko znaczy.
– Wiesz co, Stevie Rae? Nie potrafię zabrać się do tej pracy z socjologii zadanej na poniedziałek. Mogłabyś mi pomóc? To nie zajmie dużo czasu i…- zaczęłam, ale Stevie Rae przerwała mi, nie odrywając wzroku od telewizora.
– Zaczekaj. I chodź tu, powinnaś to zobaczyć – wskazała na telewizor. Bliźniaczki też wpatrywały się w ekran.
Spoważniałam, widząc ich zaaferowanie, które chwilowo zepchnęło myśli o Lorenie na plan dalszy.
– O co chodzi? – Oglądały powtórkę wieczornych wiadomości nadawanych w lokalnej stacji Fox23. Chera Kimiko, gospodyni programu, kończyła swoją relację, a znajome widoki a Woodward Park ukazywały się na ekranie. – trudno uwierzyć, że Chera nie jest wampirzycą zauważyłam. – Jest niezwykle efektowna.
– Cicho, słuchaj, co ona mówi – powiedziała Stevie Rae.
Nadal zaskoczona ich nietypowym zachowaniem zamilkłam i zaczęłam słuchać.
Powtarzamy wiadomość dnia: trwają poszukiwania Chrisa Forda, siedemnastoletniego ucznia szkoły średniej w Union, który zniknął wczoraj po treningu piłki nożnej. Na ekranie ukazało się zdjęcie Chrisa w barwach drużyny. Wydałam cichy okrzyk, kiedy rozpoznałam go po twarzy i nazwisku.
– Ej, ja go znam!
– Właśnie dlatego tu cię przywołałyśmy – wyjaśniła Stevie Rae.
Grupy poszukiwaczy przeczesują teren wokół Utica Square i Woodward park, gdzie widziano go po raz ostatni.
– To blisko nas – zauważyłam.
– Cśś – uciszyła mnie Shaunee.
– Wiemy o tym – dodała Erin.
Dotychczas nie są znane powody, dla których Chris znalazł się w okolicach Woodward Park. Jego matka twierdzi, iż nie wiedziała, ze jej syn w ogóle zna drogę do Woodward Park, nigdy nie słyszała, by kiedykolwiek się tam wybrał. Pani Ford powiedziała również, że syn zamierzał wrócić do domu zaraz po treningu, a nie ma go już od przeszło doby. Osoby mające informacje, które mogłyby naprowadzić miejscową policję na ślad Chrisa, proszone są o kontakt z Crime Stoppers. Zapewniamy anonimowość…