Выбрать главу

7.

Sala jadalna dla wampirów nie wyglądała jak kafeteria. Usytuowana tuż nad jadalnią do adeptów, bardziej przypominała elegancki lokal. Tak jak na niższej kondygnacji, i tu łukowate okna ciągnęły się wzdłuż całej ściany. Na balkonie wychodzącym na dziedziniec również ustawione były stoliki z kutego krzesła. Resztę urządzonej gustownie sali zajmowały różnej wielkości stoliki, niektóre oddzielone parawanikami z drewna z ciemnej wiśni. Na blatach gustownie rozmieszczono porcelanową zastawę i lniane serwetki. W kryształowych świecznikach jarzyły się smukłe świeczki. Przy kilku stolikach siedzieli już nauczyciele po dwoje lub w małych grupkach. Na widok Neferet skłaniali głowy w pełnym uszanowania pozdrowieniu, a do mnie uśmiechali się krótko, po czym wracali do przerwanego posiłku.

Próbowałam wypatrzyć dyskretnie, co jedli, ale nie zauważyłam niczego innego poza tą samą sałatką wietnamską, jaką mieliśmy tam na dole, oraz sajgonkami o wyszukanych kształtach. Nigdzie ani śladu surowego mięsa czy też czegokolwiek, co by przypominało krew (nie licząc oczywiście wina). W tym wypadku nawet nie musiałam się martwić, ze mogłabym gapić się niegrzecznie, przecież natychmiast wyczułabym zapach.

– Czy chłód nocy nie będzie ci przeszkadzał, jeśli usiądziemy na balkonie? – zapytała Neferet.

– Nie, chyba nie. Teraz już nie jestem tak wrażliwa na zimno jak przedtem. – Uśmiechnęłam się do niej promiennie starając się nie zapominać, że Neferet miała niezwykłą intuicję i mogła słyszeć głupie myśli, jakie przelatywały mi przez głowę.

– To dobrze, bo ja o każdej porze roku wolę jeść na zewnątrz. – Poprowadziła mnie na balkon do stolika nakrytego już na dwie osoby. Nie wiadomo skąd pojawiła się natychmiast kelnerka, z pewnością wampirzyca, choć wyglądała młodo, miała jednak na twarzy wypełniony kolorem tatuaż, który cienką linią obramowywał jej twarz w kształcie serca.

– Ja poproszę o bun cha gio oraz dzbanek tego samego wina, które piłam wczoraj. – Zrobiła krótką przerwę, po czym uśmiechnąwszy się porozumiewawczo do mnie, dodała – A dla Zoey przynieś piwo, wszystko jedno jakie, byle niedietetyczne.

– Dziękuję – powiedziałam.

– Staraj się nie pić tego za dużo. To nie jest zdrowe. – Mrugnęła do mnie, obracając przestrogę w żart.

Uśmiechnęłam się do niej szeroko, wdzięczna że pamiętała co lubię. Zaczęłam się czuć swobodniej. Przecież Neferet,, nasza starsza kapłanka, a moja mentorka, osoba mi przyjazna, w ciągu ostatniego miesiąca, czyli od kiedy tu jestem, zawsze była dla mnie miła. Owszem, w rozmowie z Afrodytą wydała mi się przerażająca, ale przecież Neferet to potężna kapłanka, a ponieważ Afrodyta, o czym bez przerwy przypominała mi Stevie Rae, była zapatrzoną w siebie egoistką i dręczycielką słabszych, zasłużyła na to, by mieć teraz nieprzyjemności. Cholera, pewnie już na mnie nagadała.

– Już lepiej? – zapytała Neferet.

Napotkałam jej uważny wzrok.

– Tak, lepiej.

– Kiedy dowiedziałam się o zaginięciu ludzkiego nastolatka, zaczęłam się o ciebie martwić. Ten Chris Ford to twój przyjaciel, prawda?

Nic nie powinno mnie zdziwić. Neferet była niesłychanie inteligentna i obdarzona przez boginię wieloma zdolnościami. A jeśli do tego dodać jeszcze ów szósty zmysł, który mają wszystkie wampiry, jest więcej niż pewne, że wiedziała dosłownie wszystko (przynajmniej z rzeczy najważniejszych). Pewnie też wiedziała, że mam swoje przeczucia dotyczące zniknięcia Chrisa.

– Właściwie nie byliśmy przyjaciółmi. Spotkaliśmy się parę razy na kilku imprezach, także nie znałam go dobrze.

– Ale z jakiegoś powodu zmartwiłaś się jego zniknięciem.

Potaknęłam.

– To tylko takie dziwne przeczucia. Dziwne. Pewnie pokłócił się z rodzicami, może dostał jakąś karę od ojca i chłopak uciekł. Domyślam się, że do tej pory już wrócił do domu.

– Gdybyś w to wierzyła, tobyś się tak nie martwiła. – Neferet odczekała, aż kelnerka skończy nalewać nam napoje i podawać dania, po czym dodała jeszcze: – Ludzie uważają, że wampiry mają nadprzyrodzone zdolności. Tymczasem chociaż wielu z nas ma dar jasnowidzenia, zdecydowana większość nauczyła się po prostu słuchać własnej intuicji, czego ludzie na ogół boją się stosować. – Teraz jej głos brzmiał tak, jak na lekcji, a ja pilnie słuchałam tego wywodu.- Pomyśl o tym Zoey. Jesteś dobrą uczennicą. Na pewno pamiętasz z lekcji historii, co w przyszłości działo się z ludźmi, a zwłaszcza z kobietami, kiedy zbytnio zawierzały swojej intuicji i zaczynały słuchać głosów rozbrzmiewających im w głowach albo nawet przepowiadać przyszłość.

– Na ogół uważano, że pozostają w zmowie z diabłem lub innymi siłami nieczystymi, zależy, kiedy to się działo, w każdym razie dawano im cholerny wycisk. – Zaczerwieniłam się, gdy to powiedziałam, bo w obecności nauczycielki użyłam słowa na „ch”, ale Neferet zdawała się tego nie zauważać, tylko kiwała potakująco głową a znak, że się ze mną zgadza.

– Tak, właśnie tak. Występowali nawet przeciwko swoim świętym, jak Joanna d'Arc. Sama widzisz, ze ludzie nauczyli się wyciszać własne instynkty. A wampiry przeciwnie, nauczyły się iść za głosem instynktu. Przeszłości, kiedy ludzie ścigali nas, starając się wytępić cały nasz rodzaj, właśnie to ocaliło wielu naszych przodków.

Zadrżałam na myśl, jakie to musiały być okropne czasy dla wampirów.

– Och, nie martw się tym, Zoey, ptaszyno – powiedziała z uśmiechem Neferet. Kiedy usłyszałam, że nazywa mnie jak moja babcia, też się uśmiechnęłam. – Czasy palenia na stosie minęły i już nie wrócą. Może nie cieszymy się powszechnym szacunkiem, jak to kiedyś bywało, ale ludzki ród już nigdy nie będzie nas ścigał i tępił. – W jej zielonych oczach pojawiły się groźne błyski. Pociągnęłam łyk piwa, nie chcąc mierzyć się z tym strasznym spojrzeniem. Kiedy znów się odezwała, jej głos brzmiał jak przedtem, a wszelkie groźne akcenty zniknęły z głosu i spojrzenia, znów była moją mentorką i przyjazną osobą.- A mówię to po to, by cię przekonać do tego, ze powinnaś słuchać swojej intuicji. Jeśli będziesz miała niedobre przeczucia co do jakiejś sytuacji, uważaj. A poza tym, jeśli poczujesz potrzebę porozmawiania ze mną, nie krępuj się, możesz przyjść w każdej chwili.

– Dziękuję, Neferet, to dla mnie bardzo wiele znaczy.

Machnęła ręką lekceważąco.

– Na tym polega rola mentorki i kapłanki, rola, którą mam nadzieję, pewnego dnia ode mnie przejmiesz.

Zawsze kiedy mówi o mojej i o tym, że zostanę kapłanką, mam mieszane uczucia. Z jednej strony ta perspektywa mnie ekscytuje, z drugiej wzbudza niejasne obawy.

– Właściwie trochę mnie zdziwiło, ze nie przyszłaś do mnie po zajęciach w czytelni. Czyżbyś jeszcze się nie zdecydowała co do nowych kierunków działania organizacji Cór Ciemności?

– Hmm, tak, coś postanowiłam… – Zmusiłam się, by nie rozpamiętywać tego, co zaszło w czytelni, i nie myśleć teraz o Lorenie. Neferet z tą swoją intuicją nie powinna się dowiedzieć o mnie i o… nim.

– Wyczuwam twoje wahanie, Zoey. Czy wolisz nie ujawniać przede mną tego, co postanowiłaś?

– O nie. To znaczy… tak. Prawdę mówiąc przyszłam wczoraj do ciebie, ale byłaś… – szukałam właściwego słowa -…zajęta z Afrodytą. Więc odeszłam.

– A, rozumiem. Teraz twoje zdenerwowanie w moim towarzystwie zaczyna być zrozumiałe. – Afrodyta sprawia pewne problemy, wielka szkoda. Tak jak mówiłam, podczas obchodów Samain, kiedy zdałam sobie spraw, jak daleko zabrnęła, ja również czuję się w jakimś stopniu odpowiedzialna za jej postępowanie i przedzierzgnięcie się w ponure indywiduum. Wiedziałam, że to egoistka, od samego początku, gdy tylko do nas nastała. Powinnam była wkroczyć wcześniej i twardszą ręką nią pokierować. – Napotkała moje spojrzenie. – Co doszło do ciebie z naszej rozmowy?