– Długo wam zeszło – zauważył, skwapliwie robiąc nam miejsce koło siebie na kanapie. Bliźniaczki oczywiście przytaskały dwa jednakowe, wielkie krzesła, które ustawiły przy kanapie.
– Przepraszam – powiedziała Stevie Rae, po czym szczerząc się do Erin, dodała: – Musiałam opróżnić jelita.
– Doskonale użyłaś tego wyrażenia – pochwaliła ją Erin z zadowoloną miną.
– Ojej, nastaw wreszcie ten film – powiedział Damien.
– Czekaj, to ja mam pilota – przypomniała Erin.
– Chwileczkę – powstrzymałam ją, zanim włączyła kasetę. Głos był ściszony, ale zobaczyłam poważną twarz Chery Kimiko przedstawiającej wiadomości o dwudziestej trzecie. Z zasmuconą miną mówiła coś do kamery. U dołu ekranu przesuwały się słowa: Ciało nastolatka zostało odnalezione.
– Daj głośniej – poprosiłam. Shaunee włączyła głos.
Wracając do głównego wydarzenia dnia: ciało Chrisa Forda, biegacza z drużyny Union zostało odnalezione przez dwoje kajakarzy w piątek po południu. Ciało zaczepiło się o skały i barki służące do budowania zapory na rzecze Arkansas w rejonie Dwudziestej Pierwszej Ulicy, gdzie powstają nowe tereny rekreacyjne. Informatorzy twierdzą, że śmierć chłopca nastąpiła z powodu upływu krwi oraz ran szarpanych, prawdopodobnie zadanych przez duże zwierzę. Więcej na ten temat będziemy mogli powiedzieć, kiedy zostanie wydane oficjalne orzeczenie lekarskie dotyczące przyczyn zgonu.
Mój żołądek, który zdążył się już uspokoić, znów się skurczył. Ciarki przeszły mi po plecach. Ale na tym nie skończyły się złe wiadomości. Poważna twarz Chery nie znikała z ekranu, gdy kontynuowała swoją wypowiedź przed kamerą.
W ślad za tą tragiczną informacją otrzymaliśmy następny komunikat o zaginięciu drugiego nastolatka, również piłkarza drużyny Union. Na ekranie pojawiło się zdjęcie następnego przystojnego gracza w klubowych biało – czerwonych barwach. Brada Higeonsa widziano ostatnio w piątek po lekcjach w Starbucks na Utica Square, gdzie rozlepiał zdjęcia Chrisa. Brad był nie tylko kolegą Chrisa z tej samej drużyny, ale też jego kuzynem.
– Rany koguta! Gracze z drużyny piłarskiej Union padają jak muchy – zmartwiła się Stevie Rae. Popatrzyła na mnie i się przestraszyła. – Ojej, Zoey, nic ci nie jest? Nie wyglądasz dobrze.
– Jego też znałam.
– To dziwne – zauwazył Damien.
– Często przychodzili razem na różne imprezy. Wszyscy ich znali, bo byli kuzynami, mimo że Chris jest czarny a Brad biały.
– Mnie to nie dziwi – stwierdziła Shaunee.
– Ani mnie, Bliźniaczko – zawtórowała jaj Erin.
W głowie mi huczało, ich rozmowa ledwie dochodziła do moich uszu.
– Muszę się przejść.
– Pójdę z tobą – zaofiarowała się zaraz Stevie Rae.
– Nie, zostań i oglądaj film. Ja tylko zaczerpnę trochę świeżego powietrza.
– Naprawdę tak chcesz?
– Tak, zaraz wrócę. Zdążę przyjść, zanim Ewan odsłoni swoje pośladki.
Mimo że czułam na plecach zatroskane spojrzenie Stevie Rae (słyszałam też, jak Bliźniaczki spierają się z Damienem, czy faktycznie zobaczą tyłek Ewana), wybiegłam z internatu na dwór, w chłodną listopadową noc.
Bezwiednie skręciłam, by odejść jak najdalej od głównego budynku szkoły i od miejsc, gdzie mogłabym kogoś napotkać. Zmusiłam się by maszerować i jednocześnie głęboko oddychać. Co się ze mną dzieje? W piersiach czułam ucisk, żołądek też miałam ściśnięty, co chwilę musiałam przełykać ślinę, by nie zwymiotować. Szum w uszach trochę się wyciszył, ale nie opuszczało mnie przygnębienie, które spowiło mnie jak całun. Wszystko we mnie krzyczało: Coś niedobrego się dzieje! Coś niedobrego się dzieje!
Po drodze zauważyłam, że dotychczas bezchmurna jasna noc z rozgwieżdżonym niebem, rozjaśnionym blaskiem niemal pełnego księżyca, staje się coraz ciemniejsza. Łagodny wietrzyk przeszedł w zimny wiatr, który strącał zeschłe liście z drzew, a ich zapach zmieszany z wonią ziemi wsiąkał w ciemność… Nie wiadomo dlaczego podziałało to na mnie kojąco, rozbiegane chaotyczne myśli zaczęły się układać w jaki porządek, mogłam wreszcie zebrać myśli.
Skierowałam kroki w stronę stajni. Lenobia mówiła, że mogę oporządzać Persefonę, gdy tylko będę czuła potrzebę skupienia się, by spokojnie i w samotności coś sobie przemyśleć. Z pewnością właśnie tego teraz potrzebowałam, zwłaszcza że obrany kierunek był jakimś celem, do którego zmierzałam, co stanowiło zapowiedź pewnego ładu w chaosie myśli kłębiących się w mej głowie.
Przede mną rysowały się niskie długie budynki stajni, poczułam się raźniej, oddech mi się uspokoił, zwłaszcza gdy usłyszałam dochodzące stamtąd odgłosy. Początkowo nie wiedziałam, co to jest, zbyt przytłumione były te dźwięki, trochę dziwne. A potem pomyślałam, że to pewnie Nala. To do niej podobne, iść za mną i zrzędzić niczym skrzekliwa starucha, dopóki nie zatrzymam się i nie wezmę jej na ręce. Stanęłam więc i zaczęłam ją przywoływać: kici-kici…
Głos stał się wyraźniejszy, ale to nie było kocie miauczenie, już nie miałam co do tego wątpliwości. Bliżej stajni coś się poruszyło, zauważyłam sylwetkę kogoś, kto siedział niedbale na ławce w pobliżu drzwi wejściowych. Paliła się tylko jedna lampa gazowa, najbliżej wejścia. Ławka natomiast stała tuż poza zasięgiem wątłego, migoczącego światła latarni.
Sylwetka znów się poruszyła, wtedy nabrałam pewności, że to musi być człowiek… albo adept… albo wampir. Postać była jakby skurczona we dwoje. Zaczęła ponownie wydawać dziwne odgłosy. Przypominało to zawodzenie, jakby na skutek dręczącego bólu.
W pierwszym odruchu chciałam stamtąd uciec, ale jednak się nie ruszyłam. Czułam, że nie powinnam. Rozbudowana intuicja mówiła mi, że mam tu zostać. Że cokolwiek stanie się udziałem tej osoby na ławce, powinnam stawić temu czoła.
Wzięłam głęboki oddech i podeszłam do ławki.
– Hej, nic ci nie jest?
– Nie – Zabrzmiało to dziwnie, szept był ostry i przejmujący.
– Czy… czy mogę ci jakoś pomóc? – zapytałam, wpatrując się intensywnie w mrok, by zobaczyć, kto tam siedzi. Wydawało mi się, że widzę jasne włosy, ręce zasłaniające twarz…
– Woda… Zimna i głęboka woda… Nie mogę się stąd wydostać, nie mogę wyjść…
Odjęła ręce od twarzy i skierowała na mnie wzrok. Poznałam ten głos, i nagle zrozumiałam co się z nią dzieje. Zmusiłam się, by podejść bliżej. Patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami. Łzy spływały jej po policzkach.
– Chodź, Afrodyto. Masz wizję. Muszę cię zaprowadzić do Neferet.
– Nie! – jęknęła. – Nie zabieraj mnie do niej. Ona mnie nie wysłucha. Ona już mi nie wierzy. Przypomniałam sobie, co powiedziała Neferet o cofnięciu daru Nyks. Dlaczego więc ja miałabym sobie teraz zawracać głowę Afrodytą? Przecież nawet nie wiadomo, co się z nią dzieje. Może odgrywa jakąś komedię, by zwrócić na siebie uwagę? Szkoda czasu, by zaprzątać sobie tym głowę.
– No dobrze. Powiedzmy, że ja też ci nie wierzę – powiedziałam. – Zresztą mam teraz inne zmartwienia. – Odwróciłam się, by pójść do stajni, ale capnęła mnie za rękę.
– Musisz zostać! – powiedziała dygocząc i dzwoniąc zębami. Miała wyraźne kłopoty z mówieniem. – Musisz wysłuchać mojej wizji!
– Wcale nie muszę – odpowiedziałam i wyrwałam rękę z kleszczowego uścisku jej palców.