Выбрать главу

W głównej Sali internatu nie było nikogo. Pchnęłam drzwi, wzięłam głęboki oddech, by się uspokoić przez poważnym krokiem, i wyszłam na zewnątrz. Oczywiście legendy o tym jak wampir wystawiony na działanie światła dnia spała się na popiół, to wierutne kłamstwo, prawdą jest natomiast, że dorosłemu wampirowi jasność dnia sprawia przykrość. Mnie jako adeptce „zaawansowanej” w niezwykły sposób w proces Przemiany światło dzienne również dawało uczucie dyskomfortu, zacisnęłam jednak zęby i pełna determinacji weszłam w przesiąknięty mżawką świat.

Kampus sprawiał wrażenie opuszczonego. Niecodzienny to widok, po drodze nie potkałam żadnego ucznia ani dorosłego wampira na chodniku okalającym główny budynek (który nadal przypominał mi zamek) i prowadzącym na parking. Bez trudu znalazłam swojego volkswagena garbusa, rocznik 1966, który kontrastował z eleganckimi autami, w jakich gustowały wampiry. Jego niezawodny silnik zawarczał w zaraz zaskoczył, jakby był nowy, prosto z fabryki.

Żeby otworzyć garaż, nacisnęłam guzik breloczka, który dała mi Neferet zaraz po tym, jak Babcia przyprowadziła tutaj mój samochód. Żelazna kuta brama otworzyła się bezszelestnie.

Mimo że światło dzienne raziło mnie w oczy i powodowało swędzenie skóry, humor poprawiła mi się od razu, gdy tylko przekroczyłam szkole ogrodzenie. Nie świadczy to o tym, bym nie lubiła Domu Nocy nic takiego. W gruncie rzeczy szkoła i koledzy stali się dla mnie domem i rodziną. Tego dnia jednak potrzebowałam czegoś więcej. Chciałam poczuć nienormalnie, jak przed Naznaczeniem, kiedy największym moim zmartwieniem była klasówka z geometrii, a moim jedynym talentem umiejętność wypatrzenia ładnych butów na wyprzedaży.

Właśnie, zakupy to niezły pomysł. Ulica Square znajdował się w odległości mniejszej niż jedna mika od Domu Nocy, a ja przepadałam za znajdującym się tam sklepem Amercan Eagle. Od kiedy zostałam Naznaczona, w mojej szafie przeważały rzeczy w ciemnych kolorach, jak filet, czerń czy granat. Zapragnęłam mieć czerwony sweter.

Zaparkowałam w mniej uczęszczanym sektorze parkingu, za szeregiem sklepów, wśród których Amercican Eagle zajmował centralne miejsce. Więcej tu rozło starych drzew, które dawały głębszy cień, co mi akurat opowiadało, a poza ty, mniej tu przychodziła ludzi. Wiedziałam ze swojego obicia w lustrze, że na zewnątrz wyglądałam jak pierwsza lepsza ludzka nastolatka, wewnętrznie jednak nadal czułam się Naznaczona i podenerwowana swoją pierwszą samodzielną wyprawą do dawnego świata.

Nie spodziewałam się wpaść na kogoś znajomego. Dawne szkolne koleżanki uważały mnie za dziwaczkę, ponieważ wolałam robić zakupy w śródmiejskich eleganckich sklepach niż w hałaśliwych centrach handlowych, gdzie rozchodził się zapach Fast fordów. To dzięki Babci Redbird nabrałam upodobania do takich miejsc. Zabierała mnie nieraz do Tulsy na cały dzień, bym zakosztowała miejskich rozrywek. Mogłam się nie obawiać, że tu, na Ulica Square, spotkam Kaylę czy znajomych z Broken Arrow. Poczułam nęcący zapach American Eagle, którego magia znów zaczęła na mnie działać. Kiedy płaciłam za ładny czerwony sweterek, żołądek przestał mnie boleć, a mino że prawie nie spałam, ból głowy też minął.

Tyle że bardzo chciało mi się jeść. Vis-a-vis Amercican Eagle znajdował się Starbucks z narożnym ogródkiem usytuowanym wewnątrz niewielkiego placyku. W taką pogodę trudno się było spodziewać, ze ktoś zechce usiąść na zewnątrz przy jednym z żelaznych stoliczków ustawionych na szerokim chodniku pod rosnącymi na jego skraju drzewami. Mogłabym sobie zamówić smaczne cappuccino i jagodziankę, które to osiągały gigantyczne rozmiary. Siedząc nad tymi smakołykami, mogłabym z powodzeniem uchodzić za normalną studentkę college’u.

Wyglądało to na całkiem rozsądny plan. Miałam rację: w ogródku kawiarnianym nikogo nie było, spokojnie więc usiadłam pod rozłożystą magnolią i przystąpiłam do obfitego słodzenia swojego cappuccino i powolnego rozkoszowania się jagodzianką.

Nie pamiętam chwili, w której poczułam jego obecność. Zaczęło się od lekkiego swędzenia na skórze. Zmieniła, pozycję, próbując się skupić na lekturze recenzji filmowych i zastanawiając się, czybym nie mogła namówić Erika na wyskocznie do kina na któryś z najnowszych filmów w najbliższy weekend. A jednak nie dane mi było skupić się na recenzjach. Podskórne wrażenie czegoś dziwnego nie dawało mi spokoju. Zdenerwowana uniosłam głowę i zmartwiałam.

Nie dalej jak piętnaście stóp ode mnie pod latarnią stał Heath Luck.

12.

Heath przyklejał do słupa latarni jakąś ulotkę. Dobrze widziała jego twarz, zaskoczyło mnie, że jest taki przystojny. Jasne, znałam go od trzeciej klasy i miałam możność obserwować, jak z ładnego chłopczyka robił się najpierw fajny, a potem seksowny chłopak, nigdy jednak nie zauważyłam u niego takiego wyrazu twarzy. Bez śladu uśmiechu, rysy jego stały się bardziej poważne, co sprawiło, że wyglądał teraz na więcej niż osiemnaście lat. Tak jakbym widziała moment jego przeistoczenia się w mężczyznę, i ten mężczyzna mi się podobał. Wysoki, jasnowłosy, z wyraźnie zarysowanymi kośćmi policzkowymi, zdecydowanym podbródkiem. Nawet z daleka można było dostrzec, że ma gęste rzęsy, zadziwiająco ciemne jak na blondyna, okalające łagodne piwne oczy, które tak dobrze znałam.

Wtedy, jakby i on poczuł moje spojrzenie, odwrócił wzrok od słupa latarni i napotkał mój wzrok. Patrzyłam, jak zesztywniał, a zaraz jego ciałem wstrząsnął silny dreszcz, jakby powiało na niego mroźne powietrze.

Powinnam była wstać schronić się w kawiarni, gdzie panował gwar rozgadanych i śmiejących się ludzi i gdzie nie moglibyśmy znaleźć dla siebie odosobnienia. Ale tak nie zrobiłam. Siedziałam nieporuszona, kiedy wypuścił z rąk ulotki. Pofrunęły wokół i opadły na ziemię jak martwe ptaki, podczas gdy on szybko podszedł do mnie. Stanął przy stoliku i nie odzywał się ani słowem, co wydawało się trwać wiecznie. Nie wiedziałam, jak się zachować, zwłaszcza że ogarnęło mnie zdenerwowanie. W końcu nie mogłam dłużej znieść przedłużającego się milczenia.

– Cześć, Heath – odezwałam się pierwsza.

Wzdrygnął się, jakby ktoś głośno zatrzasnął drzwi tuż za jego plecami i śmiertelnie go wystraszył.

– Cholera! – zawołał. – Ty naprawdę tu jesteś!

Zmarszczyłam brwi. Nigdy nie był specjalnie błyskotliwy, ale nawet jak na niego uwaga wydawała się beznadziejna.

– Jasne, że tu jestem. A co myślałeś? Ze to mój duch?

Opadł na sąsiednie krzesło, jakby nie miał siły ustać dłużej na nogach.

– Tak. Nie. Nie wiem. To dlatego, że ciągle cię widzę, ale w rzeczywistości ciebie nie ma. Myślałem, że to znów złudzenie.

– Heath, co ty wygadujesz? – Popatrzyłam na niego spod zmrużonych powiek i pociągnęłam wymownie nosem. – Jesteś pijany?

Potrząsnął głową.

– Na haju?

– Nie. Od miesiąca nie piję. Rzuciłem palenie.

To co powiedział, było jasne i proste, ale zamrugałam gwałtownie, jakbym nadal nie mogła pojąć, co on mówi.

– Rzuciłeś picie?

– I palenie. Wszystko rzuciłem. Między innymi dlatego tyle razy do ciebie dzwoniłem. Chciałem, abyś wiedziała, ze się zmieniłem.

Trudno mi było zdobyć się na jakąś odpowiedź.

– Noto, eee… cieszę się – wyjąkałam w końcu. Wiem, że nie zabrzmiało to zbyt mądrze, ale zbijał mnie też z tropu jego palący wzrok. I coś jeszcze. Czułam jego zapach. Nie był to aromat wody kolońskiej ani woń męskiego potu. Był to uwodzicielski zapach, który kojarzył mi się z upałem, blaskiem księżyca i erotycznymi marzeniami. Emanował z każdego cala jego skóry, wydzielał się wszystkimi porami, sprawiał, że chciałam natychmiast przysunąć krzesło, by naleźć się bliżej niego.