– Chyba źle by się działo.
– Tak, masz rację. I to właśnie staram ci się uświadomić. Gdybyśmy byli ze sobą, mielibyśmy do czynienia z takimi problemami przez cały czas.
– Ale nie poza szkołą. Mogłabyś wtedy stosować ten maskujący krem, tak że nikt by się nie domyślił, kim jesteś.
To co mówił, właściwie mogłoby mnie wkurzyć, ale Heath był tak poważny, tak pewien tego, ze wystarczy nałożyć trochę mazidła na mój tatuaż i wszystko będzie jak kiedyś, że nawet się nie niego nie wściekałam, bo bardzo pragnął, żeby tak było. A czy ja czasem nie robiłam tego samego? Czy nie próbowałam właśnie przywrócić część mojej przeszłości?
Jednakże to nie byłam już ja i w głębi duszy wcale nie chciałam powrotu do dawnego życia. Podobało mi się moje nowe wcielenie, nawet jeśli pożegnanie dawnej Zoey okazało się nie tylko trochę bolesne, ale i trochę smutne.
– Heath, ja nie chcę skrywać swojego Znaku. Wtedy nie byłabym sobą. – Westchnęłam ciężko i mówiłam dalej: – Zostałam wyróżniona tym Znakiem przez boginię Nyks, która poza tym obdarzyła mnie też niezwykłymi zdolnościami. Nie mogłabym udawać, że jestem człowiekiem, nawet jakbym chciała. A wcale nie chcę.
Poszukał wzrokiem mojego spojrzenia.
– Okay, nich będzie tak, jak ty chcesz, a komu się to nie podoba, niech idzie do diabła.
– To nie będzie tak, jak ja chcę, Heath. Ja…
– Zaczekaj, nie musisz teraz niczego mówić. Zastanów się. Możemy się tu spotkać za kilka dni. – Uśmiechnął się do mnie. – Mogę nawet przyjść w nocy.
Powiedzenie mu, że już się więcej nie zobaczymy, okazało się znacznie trudniejsze, niż sobie wyobrażałam. W gruncie rzeczy nawet nie myślałam, że będę przeprowadzała z nim taką rozmowę. Uważałam, ze skończyliśmy ze sobą. Miałam dziwne uczucie, że przebywanie z nim, i to tak blisko, było czymś nierealnym, a jednocześnie zupełnie normalnym. I to właściwie dobrze określało nasze kontakty. Znów westchnęłam i spojrzałam na nasze splecione dłonie, a wtedy zobaczyłam, która godzina.
– O cholera! – Wyrwałam rękę i chwyciłam swoją torebkę i pakunek z zakupami z American Eagle. Było piętnaści po drugiej. Za piętnaście minut muszę zadzwonić do FBI. Niech to diabli! – Heath, muszę iść. Naprawdę już jestem spóźniona do szkoły. Zadzwonię do ciebie później.
Ruszyłam szybkim krokiem, ale wcale się nie zdziwiłam, widząc, ze on za mną idzie. Zaczęłam go odpędzać, ale się nie dał.
– Odprowadzę cię do samochodu – powiedział.
Nie protestowałam. Znałam ten ton. Mimo, że narwany i uparty, Heath był jednak dobrze wychowany. Już w trzeciej klasie zachowywał się jak dżentelmen, otwierał przed mną drzwi, nosił moje książki, nawet jeśli koledzy go wyśmiewali z tego powodu. Odprowadzenie mnie do auta należało do jego dobrych obyczajów. Kropka.
Mój volkswagen nadal stał samotnie pod dużym drzewem, tam, gdzie go zaparkowałam. Heath jak zwykle otworzył przede mną drzwi. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu. W końcu musiał być jakiś powód, dla którego lubiłam go przez wszystkie te lata. Naprawdę to był kochany chłopak.
Podziękowałam mu i wślizgnęłam się na miejsce kierowcy. Zamierzałam opuścić szybę i powiedzieć mu do widzenia, ale zdążył okrążyć auto i po kilku sekundach już siedział przy mnie szeroko uśmiechnięty.
– Nie możesz jechać ze mną – powiedziałam. – A ja się naprawdę śpieszę, więc nigdzie cię nie podwiozę.
– Wiem. Nie chcę, żebyś mnie gdzieś podwoziła. Mam swoją ciężarówkę.
– No dobrze. W takim razie do widzenia. Później do ciebie zadzwonię.
Nie ruszał się z miejsca.
– Heath, musisz…
– Zo, muszę ci coś pokazać.
– A możesz to zrobić szybko? – Nie chciałam by dla niego niemiła, ale rzeczywiście powinnam zaraz wracać do szkoły i zadzwonić do FBI. Cholera, szkoda, że nie wzięłam ze sobą komórki Damiena. Poklepywałam niecierpliwie kierownicę, podczas gdy Heath włożył rękę do kieszeni i grzebał w niej, gorączkowo czegoś szukając.
– O, jest… Od kilku tygodni noszę to ze sobą. – Wyciągnął z kieszeni jakiś przedmiot mały, płaski, długości może jednego cala, zawinięty w coś, co przypominało złożoną tekturkę.
– Heath, naprawdę muszę już iść, a ty… – urwałam, zdumienie odebrało mi mowę. W wątłym świetle ostrze żyletki połyskiwało kusząco. Chciałam coś powiedzieć, ale całkiem zaschło mi w gardle.
– Chcę, żebyś napiła się mojej krwi – powiedział zwyczajnie.
Dreszcz pragnienia przeniknął mnie całą. Z całej siły złapałam się kierownicy, żeby nie zauważył, jak drżą mi ręce, a raczej żebym nie złapała żyletki i nie zatopiła jej w jego ciepłej, pachnącej skórze, tak by pokazała się słodka krew, którą mogłabym spijać…
– Nie! – zawołałam, z przykrością widząc, jak wzdryga się od ostrego tanu mojego głosu. Przełknęłam i opanowałam się. – Odłóż to, Heath, i wysiądź z samochodu.
– Zo, ja się nie boję.
– Ale ja się boję! – odpowiedziałam niemal płacząc.
– Nie masz się czego obawiać. To ja i ty, tacy sami jak zawsze.
– Heath, nawet nie wiesz, co robisz. – Bałam się patrzeć w jego stronę. Bałam się, że gdy spojrzę na niego, nie będę mogła dłużej się opierać.
– Wiem. Wtedy, tamtej nocy, spróbowałaś mojej krwi. To było… to było niesamowite. Ciągle o tym myślę.
Chciało mi się krzyczeć z tajonej frustracji. Bo ja też ciągle o tym myślałam, mimo, ze starałam się zapomnieć. Nie mogłam jednak mu tego powiedzieć. W końcu zmusiłam się, by na niego spojrzeć, udało mi się nawet opanować drżenie rąk. Już sama myśl o spróbowaniu jego krwi przyprawiała mnie o dreszcz podniecenia.
– Heath, idź już sobie. To nie jest normalne.
– Zo, mnie nie obchodzi, co jest dla kogoś normalne, a co nie. Ja ciebie kocham.
I zanim zdołałam go powstrzymać, wziął do ręki żyletkę i przejechał nią po szyi. Urzeczona patrzyłam na cienką czerwoną linię, która pojawiła się natychmiast na jego białej skórze.
Wtedy poczułam ten zapach – upojny, nieodparcie nęcący. Słodszy od czekolady, ciemniejszy od niej. W mgnieniu oka aromat krwi napełnił wnętrze mojego autka. Przyciągnął mnie z taką siłą, jakiej jeszcze nigdy nie zaznałam Nie tylko już chciałam jej spróbować. Ja musiałam jej się napić.
Nawet nie zauważyła, kiedy przysunęłam się do niego gdy jeszcze coś mówił; jego krew zadziałała na mnie jak magnes.
– Tak, Zoey, chcę, żebyś to zrobiła – powiedział Heath nieswoim głosem, zachrypniętym i niskim, jakby brakowało mu tchu.
– Ja też chcę… chcę jej spróbować.
– Wiem, mała. Śmiało – szepnął.
Nie mogłam się powstrzymać. Wysunęłam język i zaczęłam zlizywać krew z jego szyi.
13.
Jego krew wzburzyła się w moich ustach. W zetknięciu ze śliną ranka zaczęła obficiej krwawić, krew płynąc szybciej. Z jękiem, w którym nie potrafiłam rozpoznać swojego głosu, przytknęłam usta do jego skóry, liżąc szkarłatną smakowitą kreskę. Poczułam, jak Heath otacza mnie ramieniem, tak abym mogła przyssać się do jego szyi. Odrzucił głowę do tyłu i jęczał: „Tak, tak”. Jedną ręką złapał mnie za pupę, drugą wsunął mi pod bluzkę i objął mą pierś.
Jego dotyk rozpalił żar w moim ciele. Rękę, jakby kierowaną przez jakieś nieznane mi siły, zsunęłam z jego ramienia w dół, aż do twardej wypukłości rysującej się z przodu dżinsów. Przyssałam się do jego szyi. Cały mój rozsądek gdzieś uleciał. Wszystkie doznania sprowadziły się do smakowania, czucia i dotyku. Gdzieś na dnie świadomości kołatała się myśl, że moje reakcje są na poziomie zwierzęcego zaspokajania potrzeb, ale niewiele mnie to obchodziło. Pragnęłam Heatha. Pragnęłam go, jak jeszcze nikogo i niczego na świecie.