Machinalnie uścisnął jej rękę. Jestem przekonana, że nie zrobiłby tego, gdyby go nie wzięła przez zaskoczenie. Potrząsnęła energicznie jego dłonią i zwróciła się do mojej Mamy:
– Pani Heffer, miło mi poznać matkę Zoey. Bardzo się cieszymy, że przybyła do naszego Domu Nocy.
– A tak, dziękuję – bąkała Mama rozbrojona urokiem i urodą Neferet.
Witając się z moją babcią, Neferet uśmiechnęła się szeroko i widać było, że to nie jest zdawkowa uprzejmość. Zauważyłam też, ze uścisnęły sobie ręce w sposób typowy dla wampirów, ujmując przedramiona.
– Sylwio Redbird, zawsze widuję cię z prawdziwą przyjemnością.
– Neferet, moje serce też się raduje na twój widok, poza tym jestem ci wdzięczna za to, że dotrzymując obietnicy troszczysz się o moją wnuczkę.
– Bez trudu przyszłymi dotrzymać danego słowa. Zoey to wyjątkowa dziewczyna. – Teraz mnie obdarzyła swoim ciepłym uśmiechem. Następnie zwróciła się do Stevie Rae i jej matki: – A oto Rae Johnson, która dzieli pokój z Zoey, i jej matka. Słyszę, że obie stały się nierozłączne i że nawet kot Zoey przekonał się do Stevie Rae.
– To prawda, wczoraj wieczorem, kiedy oglądałyśmy telewizję, siedziała mi na kolanach przez cały czas – przyznała ze śmiechem Stevie Rae. – A Nala lubi tylko Zoey, nikogo więcej.
– Kot? Nie przypominam sobie, by ktokolwiek z nas zgodził się, aby Zoey trzymała u siebie kota – powiedział John toem, który przyprawiał mnie o mdłości. Można by pomyśleć, że ktoś poza babcią odezwał się do mnie choć raz w ciągu ostatniego miesiąca.
– Nie zrozumiał pan, panie Heffer. W Domu Nocy kotom wolno wszędzie chodzić. I to one wybierają swoich właścicieli, nie odwrotnie. Zoey więc nie potrzebuje niczyjego zezwolenia, skoro Nala ją wybrała – zręcznie wyjaśniła Neferet.
John chrząknął lekceważąco, co na szczęście wszyscy zignorowali. Ależ z niego dupek.
– Może napiją się państwo czegoś? – Neferet wdzięcznym ruchem wskazała na stów pełen orzeźwiających napoi.
– O kurczę! Miałam przynieść ciasteczka, które zostawiłam samochodzie. Właśnie szłyśmy po nie ze Stevie Rae. Miło mi było państwa poznać – powiedziała pani Johnson, ściskając mnie na pożegnanie, a reszcie machając ręką. Poszły sobie i zostawiły mnie z moją rodziną, choć wolałabym znaleźć się w innym miejscu.
Idąc do stołu z poczęstunkiem, wzięłyśmy się z Babcią za ręce, a po drodze pomyślałam, o ileż byłoby łatwiej, gdyby tylko ona przyjechała mnie odwiedzić. Zerknęłam na Mamę. Wydawało się, że wyraz nachmurzenia już nie opuszcza jej twarzy. Popatrywała na inne dzieci, a na mnie nawet nie spojrzała. Po coś tu w ogóle przyszła?, miałam ochotę jej wykrzyczeć. Po co stwarzać pozory, że ci na mnie zależy, że tęskniłaś za mną, a jednocześnie okazywać, że jest akurat odwrotnie?
– Może winka, Sylwio? Pani Heffer? Panie Heffer? – zapraszała Neferet.
– Ja się chętnie napiję czerwonego wina – odpowiedziała Babcia.
Zaciśnięte usta Johna wyrażały dezaprobatę.
– Nie, My nie pijemy.
Najwyższym wysiłkiem woli powstrzymałam się, by nie wznieść oczu do nieba. Od kiedy to on nie pije? Gotowa jestem założyć się od ostanie pięćdziesiąt dolarów swoich oszczędności, ze w tej chwili w lodówce czeka na niego sześciopak piwa. A Mama tak samo jak Babcia lubiła wypić trochę czerwonego wina. Podchwyciłam nawet jej pełne zazdrości spojrzenie na widok Neferet nalewającej Babci wino. Ale nie, oni nie piją. W każdym razie nie w miejscach publicznych. Co za hipokryzja.
– Mówiłaś że znak Zoey został wzbogacony, ponieważ dokonała czegoś wyjątkowego? – zapytała Babcia znacząco ściskając mi palce. – Wspominała, że została przewodniczącą Cór Ciemności, ale nie powiedziała jak do tego doszło.
Napięcie wróciło. Mogłam sobie wyobrazić, co by to było, gdyby John i Mama dowiedzieli się, że była przewodnicząca Cór Ciemności utworzyła w krąg w noc Hallowen
(obchodzoną w Domu Nocy jako Samhain, święto zbiorów, kiedy to zasłona oddzielająca nasz świat od świata duchów, jest najcieńsza), ściągnęła przerażające duchy wampirów, nad którymi przestała panować, a w tym samym czasie pojawił się mój były chłopak, wreszcie mnie tu odnajdując. Poza tym za nic nie chciałam, aby dowiedzieli się tego, o czym wiedziało zaledwie parę osób – dlaczego Heath mnie szukał: otóż spróbowałam jego krwi, co sprawiło, że dostał hopla na moim punkcie, co często się zdarza ludziom, kiedy zadadzą się z wampirami, nawet jeśli to tylko adepci. Tak więc przewodnicząca Cór Ciemności, Afrodyta, przestała panować nas duchami wampirów, które zamierzały pożreć Heatha. Dosłownie. Co gorsza, wyglądało na to, że zamierzały chapsnąć po kawałku każdego z nas, nie wyłączając Erika Nighta, bardzo seksownego wampirskiego młodziana, który nie jest moim eks, co z zadowoleniem stwierdzam, ale moim prawie chłopakiem, ponieważ spotykam się z nim od mnie więcej miesiąca. Tak czy owak musiałam coś zrobić, więc przy wsparciu Stevie Rae, Damiena i Bliźniaczek utworzyłam własne koło, przywołując na pomoc pięć żywiołów: powietrze, ogień, wodę, ziemię i ducha. Dzięki zdolności kontaktowania się z żywiołami udało mi się przepędzić duchy tam, gdzie sobie żyją (albo nie żyją). Kiedy tego dokonałam, na moim ciele pojawił się nowy tatuaż, delikatne, jakby koronkowe szafirowe ornamenty okalające moją twarz – rzecz niesłychana, która jeszcze nigdy nie przydarzyła się najmłodszym adeptom – podobne elementy wraz z symbolami oznaczyły mi ramiona, czego też nie widziano jeszcze u żadnego adepta. Wtedy wyszło na jaw, jak marną przywódczynią Cór Ciemności okazała się Afrodyta, wobec czego Neferet wylała ją a mnie postawiła na jej miejscu. W związku z tym teraz ja przechodzę kurs na kapłankę Nyks, bogini wampirów i uosobienie Nocy.
Żadna z tych rewelacji nie mogłaby zostać pozytywnie przyjęta przez hiperreligijnych i bezkompromisowych rodziców.
– Och, zdarzył się mały wypadek. I tylko zimna krew i refleks Zoey sprawiły, ze nikt nie został ranny, przy czym wykazała tez podatność na oddziaływanie żywiołów, mogąc czerpać z nich energię. – Neferet uśmiechnęła się z dumą, co napełniło mnie szczęściem, ponieważ poczułam jej całkowitą akceptację. – Ten tatuaż jest po prostu zewnętrzną oznaką łask, jakimi bogini obdarzyła Zoey.
– To czyste bluźnierstwo – orzekł John tonem protekcjonalnym i wyniosłym, choć w jego głosie pobrzmiewała też zwyczajna złość. – W ten sposób wystawia pani jej nieśmiertelną duszę na wielkie niebezpieczeństwo.
Neferet obrzuciła Johna uważnym spojrzeniem swych zielonych oczu. Nie wyrażało ono złość, raczej rozbawienie.
– Musi pan być jednym z diakonów Ludzi Wiary – domyśliła się.
Wypiął dumnie swą ptasią pierś.
– Tak, zgadza się, jestem diakonem Ludzi Wiary.
– W takim razie od razu wyjaśnijmy sobie pewne rzeczy, panie Heffer. Nie zamierzam przystępować do pańskiego kościoła ani lekceważyć wyznawanej przez pana wiary, choć niezupełnie się z nią zgadzam. Z kolei nie spodziewam się, by pan nawrócił się na moją wiarę. Prawdę mówiąc, nawet by mi to głowy nie przyszło, by przekonywać pana do mojej religii, mimo że głęboko wierzę w moją boginię, którą darzę najwyższą czcią. Ale oczekuję jednego, ze okaże mi pan w tym względzie taką samą uprzejmość, jaką ja pana zaszczyciłam. Przebywając w moim domu, musi pan szanować moje przekonania.