Znalazłam bez trudu Chatham Hall, szkołę, którą wypomnieli Afrodycie rodzice, była to ekskluzywna szkoła na Wschodnim Wybrzeżu, oczywiście wyglądała na przeznaczoną dla bananowej młodzieży, więc ją ominęłam. Żadna ze szkół, która by zadowoliła nadętych rodziców Afrodyty nie była moją wymarzoną szkołą. Szukałam dalej… Exter… Andover… Taft… Szkoła Panny Porter… (hihihi co za nazwa dla szkoły)… Kent…
– Kent. Już gdzieś słyszałam tę nazwę – zwierzyłam się Nali, która zwinęła się w kłębek na blacie biurka, tak, że mogła mieć mnie na oku i jednocześnie drzemać. Kliknęłam na tę nazwę. Szkoła znajdowała się w Connecticut i dlatego wydawała mi się znajoma. To tam uczęszczała Shaunee, kiedy została Naznaczona. Penetrowałam tę stronę ciekawa miejsca, w którym Shaunee spędziła swój pierwszy, a może i drugi rok nauki. Nie ma co mówić, szkoła sprawiała dobre wrażenie. Owszem, pretensjonalna, ale było w niej coś zachęcającego, czego brakowało innym placówkom. A może odniosłam takie wrażenie, ponieważ znałam Shaunee. Dalej przeglądałam tę stronę, kiedy w pewnym momencie coś przykuło moją uwagę „O to mi chodziło – mruknęłam do siebie – Tego właśnie szukałam”
Wyciągnęłam zeszyt i długopis i zaczęłam robić notatki.
Gdyby Nala nie syknęła ostrzegawczo, pewnie bym wyskoczyła ze skóry na niespodziewany dźwięk głębokiego, aksamitnego głosu.
– Wygląda na to, że jesteś całkowicie pochłonięta tym, co robisz.
Podniosłam wzroki i znieruchomiałam. O rany.
– Przepraszam. Nie chciałem ci przeszkadzać, ale widok ucznia, który pisze odręcznie, zamiast stukać w klawiaturę komputera, jest tak niezwykły, że pomyślałem sobie: kto wie, może ona pisze wiersze? Bo ja wolę pisać wiersze odręcznie. Komputer jest zbyt bezosobowy.
Odezwij się do niego. Nie rób z siebie idiotki! – podszeptywała mi gorączkowo podświadomość.
– Eee, nie, ja nie piszę wierszy. – O Boże, nie było to zbyt błyskotliwe.
– Mniejsza o to. Nie zawadzi sprawdzić. Miło mi, że się poznaliśmy.
Uśmiechnął się i już zamierzał odejść, kiedy odzyskałam mowę.
– Ja też uważam, że komputery są bezosobowe. Sama nigdy nie pisałam wierszy, ale kiedy mam napisać coś, co jest dla mnie ważne, wolę się tym posługiwać. – Uniosłam w górę długopis. Idiotka.
– A może powinnaś spróbować pisać wiersze? Wydaje mi się, że masz dusze poetki. – Wyciągnął rękę. – Zazwyczaj o tej porze przychodzę, by dać Safonie chwilę wytchnienia. Nie jestem pełnoetatowym profesorem, ponieważ mam tu zostać zaledwie przez jeden rok szkolny. Uczę tylko w dwóch klasach, więc mam sporo wolnego czasu. Nazywam się Loren Blake, jestem Poetą Wampirów, zwycięzcą w konkursie o ten laur.
Złapałam go za przedramię i typowym dla wampirów rytualnym geście powitania, starając się nie rozpamiętywać jak ciepły był dotyk jego ręki i jak silny mi się wydawał oraz że przebywaliśmy sami w czytelni.
– Wiem – odpowiedziałam znów mało błyskotliwie, za co powinno mi się uciąć język. – To znaczy – jąkałam się – chciałam przez to powiedzieć, ze wiem, kim jesteś. Jesteś pierwszym od dwustu lat męskim laureatem tej nagrody. – Uświadomiłam sobie, że dotąd nie wypuściłam z uścisku jego ręki. – Ja jestem Zoey Redbird.
Uśmiechnął się, co sprawiło, ze serce niemal przestało mi bić.
– Ja też wiem kim jesteś. – W jego oczach o niezmierzonej głębi, czaiły się iskierki rozbawienia. – A ty jesteś pierwszą adeptką, jaką znam, która ma wypełniony kolorem Znak, w dodatku rozciągający się poza czoło, oraz pierwszą wampirką, nie tylko adeptką, która wykazuje zdolność kontaktowania się bezpośrednio z czterema a nawet pięcioma żywiołami. Cieszę się, ze wreszcie mogłem cię poznać osobiście. Neferet dużo mi o tobie opowiadała.
– Naprawdę? – zaskrzeczałam, co niemal przyprawiło mnie o apopleksję.
– Oczywiście. Jest z ciebie bardzo dumna. – Ruchem głowy wskazał puste krzesło stojące przy moim. – Nie chciałbym przeszkadzać ci w pracy, ale może nie będziesz miała nic przeciwko temu, żebym na chwilę przysiadł się do ciebie?
– Jasne. Przyda mi się chwila przerwy. Bo już mi tyłek zdrętwiał. – O rany, co ja wygaduję, chyba mnie pogięło.
Roześmiał się.
– W takim razie może ty postoisz przez chwilkę, podczas gdy ja będę siedział?
– Nie, co tam. Po prostu zmienię trochę pozycję – Podeszłam do okna i wychyliłam się.
– Czy będę niedyskretny, jeśli zapytam, nad czym tak pilnie pracujesz?
Zaraz, powinnam chwilkę się zastanowić i zacząć normalnie rozmawiać. Zapomnieć, jak nieziemsko przystojny jest ten facet i jak piorunujące wrażenie na mnie zrobił. W końcu to profesor. Jeszcze jeden nauczyciel. I to wszystko. No ta, nauczyciel, który ucieleśniał marzenia wszystkich kobiet o idealnym mężczyźnie. Erik był przystojny i pociągający. Loren Blake natomiast mógł być opisywany tylko w kategoriach nieziemskich. Jego wdzięk i czar, całkowicie nie z tej ziemi, sprawiały, że nawet nie mogłam marzyć, by się do niego zbliżyć. Dla niego byłam zaledwie dzieckiem, niczym więcej. A przecież mam już szesnaście lat. No prawie siedemnaście, ale mimo wszystko. On ma pewnie dwadzieścia jeden lat lub coś koło tego. Po prostu stara się być dla mnie miły, nic poza tym. Najpewniej chciał zobaczyć z bliska mój Znak, tylko to. Może też zbierał materiały do swojego następnego wiersza o…
– Jeśli nie chcesz mi powiedzieć, nad czym pracowałaś, to nie mów, nie obrażę się. Naprawdę nie chciałem sprawiać ci najmniejszego kłopotu.
– Nie. Nie o to chodzi. – Nabrałam powietrza do płuc by się w końcu opanować. – Przepraszam, chyba nadal się zastanawiałam nad swoimi poszukiwaniami – skłamałam, mając nadzieję, że jest jeszcze dostatecznie młody i nie zdążył rozwinąć w sobie zdolności wykrywania kłamstw, jak inni nauczyciele. – Chcę wprowadzić pewne zmiany w organizacji Cór Ciemności – brnęłam dalej. – Myślę, że potrzebne są im jasne zasady, wyraźne wskazówki. Bo nie chodzi tylko o to, by wstąpić do tej organizacji, trzeba też spełniać pewne warunki. Nie powinno być tak, że każdy może się zapisać bez względu na to, co sobą reprezentuje i co robi. – Przerwałam, czując, jak palą mnie policzki. Co ja do diabła plotę? Robię z siebie szkolnego błazna.
On tymczasem wcale nie zlekceważył moich słów ani nie okazał wyższości. Przeciwnie, zastanowił się nad tym co powiedziałam.
– Czy doszłaś do jakiś wniosków? – zapytał
– Na przykład spodobało mi się to, w jaki sposób prywatna szkoła w Kent prowadzi swoją grupę wiodącą. Popatrz… – Kliknęłam na prawy link i zaczęłam czytać. – Rada starszych i system gospodarzy klasowych jest integralną częścią funkcjonowania szkoły. Na gospodarzy klas i do rady starszych mogą być wybierani ci uczniowie, którzy złożą przyrzeczenie, że będą stanowili wzór do naśladowania i kierowali wszystkimi przejawami życia w szkole Kent. – Stuknęłam długopisem w ekran monitora. – Widzisz, tu jest kilku różnych gospodarzy klas, którzy co roku są wybierani do rady starszych przez uczniów i grono pedagogiczne, ale zatwierdza ostatecznie ich dyrektor szkoły, w naszym przypadku byłaby to Neferet i gospodarz szkoły.
– Czyli ty byś zatwierdzała.
Znów się zaczerwieniłam.
– No tak. Tu jest jeszcze powiedziane, że co roku w maju odbywa się wielka uroczystość pasowania na członków nowej rady na następną kadencję. Byłby to nowy rytuał, który musiałby zostać zaakceptowany przez Nyks. – To mówiąc uśmiechnęłam się bardziej do siebie niż do niego. Poczułam przy tym, że rozumuję prawidłowo.