Выбрать главу

Przeszperali was, matoły, pomyślał Jackson. Ale nikt nie chciał w to uwierzyć, bo znaczyło to, że Amatorzy są w stanie się uczyć, operować skomplikowanymi systemami komputerowymi, a nawet przejąć władzę. A przecież tyle wołowskiego wysiłku — całe dekady — włożono w to, żeby temu zapobiec. Beznadziejne oprogramowanie edukacyjne. Rozdawane hojną ręką dobra konsumpcyjne. Prostackie, finansowane przez rząd rozrywki, które miały jedynie odciągnąć ich uwagę od poważniejszych spraw. Polityczne akcje, mające zapewnić tych na dole drabiny, że ponieważ nie muszą pracować, to tak naprawdę właśnie oni są na jej szczycie. Jackson zmienił kanał.

— …sylwestrowe, obchodzone w enklawie Mali w stolicy kraju. Podgrzane do letniej temperatury dwudziestu trzech stopni ze względu na modne w tym sezonie oszałamiające suknie wieczorowe z odkrytym biustem, Mali zostało przeistoczone w tło dla najbardziej wystawnej i ekstrawaganckiej gali. Prezydent Garrison z małżonką podzielą swój czas między tańce na… — Zmienił kanał.

— …meczu. Międzynarodowy mistrz szachowy, Vladimir Voitiniuk, rozmyśla tutaj nad swym następnym ruchem przeciwko stającemu z nim do pojedynku Guillaume… — Znów zmienił kanał.

— …zbliża się gwałtownie do wybrzeży Florydy, obranych, niestety, na zimowe miejsce zamieszkania przez wiele tak zwanych amatorskich plemion. Chociaż huragan Kate pojawił się pod koniec sezonu tropikalnych huraganów, jego prędkość zbliża się do dwustu kilometrów na godzinę…

Zrobione robokamerą ujęcie przerażonych, w większości półnagich Amatorów, próbujących wykopać sobie jakieś bezpieczne schronienia łopatami, patykami, a nawet kawałkami metalu, wyglądającymi jak fragmenty popsutych robotów. Zbliżenie dziecka, porwanego przez wiatr z rąk krzyczącej matki…

— Jackson? — zagadnęła go Theresa. Nie usłyszał, kiedy boso weszła cichutko do pokoju. Szybko wyłączył sieć informacyjną.

— Jackson, muszę się ciebie o coś spytać.

— Co takiego, Thereso? — Wyglądała strasznie. Jeszcze bardziej wychudła. Anoreksja na tle nerwowym po Przemianie prawie całkowicie zanikła — samożywne ciało wie dokładnie, czego mu potrzeba — ale Jackson sądził, że nie Odmieniona Theresa znalazła się właśnie na jej krawędzi. Poniżej rąbka sukni w kwiaty widział długi, lekki zarys jej goleni, a nad dekoltem obojczyk sterczał na tle bladej masy suchych włosów jak gałązka na tle chmury. Z rozpaczą pomyślał o tym, co wykazałyby rzeczywiste badania. Ubytki w gęstości masy kostnej, w liczbie białych i czerwonych ciałek krwi, mózgowo-rdzeniowych przekaźnikach, zaburzony metabolizm — nigdzie żadnej równowagi. Napięcie mięśnia sercowego, kory mózgowej, a nawet ciśnienie wewnątrzkomórkowe — dużo poniżej normy. I do tego stała obecność biogennych amin, produkowanych przez ciało jedynie w sytuacjach patologicznych — tych, które sygnalizują przyśpieszony proces obumierania neuronów i trwałe zmiany w strukturze układu nerwowego.

— Tessie… Musisz więcej jeść. Już ci mówiłem. Przecież mi obiecałaś.

— Tak, wiem. Będę jadła. Ale tak się zakopałam w tej swojej książce… Naprawdę myślę, że idzie mi coraz lepiej. Niektóre akapity prawie oddają to, co czuję. To, co czuje Leisha. To znaczy, czuła. Ale czy mógłbyś mi polecić jakiś dobry program o Abrahamie Lincolnie? Taki, żeby nie był zbyt trudny, ale mówił jasno o jego życiu i założeniach politycznych?

— O Abrahamie Lincolnie? Dlaczego? — Ale zorientował się już w chwili, kiedy o to pytał.

— Leisha Camden napisała książkę o Abrahamie Lincolnie. Z tego, co mi mówił Thomas, wiem, że została uznana za ważną. A ja prawie nic nie wiem na temat prezydenta Lincolna.

Theresy nigdy nie interesowała historia — prawdę mówiąc, nigdy nie wyszła poza programy szkoły podstawowej.

— Dlaczego w takim razie nie skorzystasz z książki Camden? — zapytał Jackson.

Jego siostra oblała się rumieńcem.

— Nie jest adaptowana. A kiedy kazałam Thomasowi ją sobie przeczytać… No cóż, myślę, że potrzebuję czegoś łatwiejszego. Pomożesz mi?

— Oczywiście — zapewnił ją łagodnie. A potem, nie mogąc się powstrzymać, zapytał: — A jak ci idzie twoja książka o Leishy?

— Och, wiesz… — Wykonała dłonią bliżej nieokreślony ruch w powietrzu. — Zawsze istnieje przepaść między tą książką, którą ma się w głowie, a tą na kartce przed sobą.

Zabrzmiało to jak coś, co znalazł dla niej Thomas w indeksowanym programie z cytatami. Bardzo je lubiła. Czy dzięki nim zachowywała iluzję rzeczywistego rozumienia? Serce zapiekło go z żalu.

— Spróbuj we Współczesnym Klarownym Oprogramowaniu. Mają doskonałe przypisy, które świetnie ci wszystko wyjaśnią. Nie pamiętam dokładnie pozycji, jakiej ci potrzeba, ale Thomas na pewno ci ją znajdzie.

— Dziękuję, Jackson. — Uśmiechnęła się do niego, delikatna i krucha jak szklane włókno. — Thomas na pewno znajdzie. Dzisiejsze Klarowne Oprogramowanie?

— Współczesne.

Kiedy wychodziła z pokoju, widział wyraźnie bosą piętę, obciągniętą samą tylko skórą.

Jackson jeszcze przez kilka minut siedział przed pustym ściennym ekranem. Wojny o strzykawki. Ataki na enklawy. Zdesperowani Amatorzy. Theresa. Abraham Lincoln. Przypomniał sobie którąś z mów Lincolna, która dryfowała sobie gdzieś pośród umysłowych pozostałości jego szkolnych dni: „Kartka w urnie jest silniejsza niż kula w lufie”.

Nikt już w to nie wierzył. Nikt ze znanych mu ludzi.

Z wyjątkiem Lizzie Francy.

Posadził swój helikopter o kilkadziesiąt metrów od plemiennego domu, przypominając sobie, jak prawie dwa miesiące temu opadła go chmara niechlujnych młodzieńców. Teraz, rzecz jasna, jeden z owych niechlujnych młodzieńców jest potencjalnym kandydatem na urząd publiczny.

Ktoś zbliżał się niespiesznie do helikoptera. Vicki Turner. Jackson opuścił szybę w oknie. Do środka wdarł się zimny wiatr.

— Doktor Jackson Aranow. Cóż za zaszczyt. Przypuszczałabym raczej, że jesteś na którymś z przyjęć sylwestrowych. Przybyłeś dzielić z nami ten moment końcowego zrywu ku demokratycznej rejestracji uprawnionych do głosowania? Czy może nacieszyć się myślą, że naprawdę udało nam się dobrnąć do końca, zamiast w typowy dla Amatorów sposób dać sobie spokój po początkowym wybuchu efemerycznego entuzjazmu?

Jackson zmarszczył brwi.

— Jestem tu, żeby sprawdzić, jak przebiega realizacja projektu.

— Jakiż to niewartościujący język. Profesorowie psychologii ze studiów byliby z ciebie naprawdę dumni. Prawdę mówiąc, właśnie wyruszamy, żeby jeszcze raz spróbować szczęścia z pewną grupką szczególnie opornych nie rejestrujących się. Może mógłbyś nas podrzucić?

— Pani Turner, sprawdziłem stan pani konta. Przedstawia się fatalnie, prawdopodobnie w wyniku pani aresztowania przez ANGS i wynikłych stąd… nieprzyjemności. Ale ani przez chwilę nie wierzę w to, że nie ma pani innych rachunków, poukrywanych w innych miejscach i pod innymi nazwiskami. Dlaczego pani po prostu nie kupi swojemu… swojemu plemieniu helikoptera?

— Mylisz się, Jackson. Nie mam żadnych poukrywanych pieniędzy. Wszystkie wydałam.

— Na co?

Nie odpowiedziała, patrzyła tylko na niego z nikłym uśmieszkiem i Jackson nagle zrozumiał. Na Wojny o Przemianę. I nieważne, jaką rolę odegrała Vicki Turner w tej batalii o przekonanie Amerykanów, że strzykawki to nie spisek Bezsennych, mający uczynić z nich niewolników; o przekonanie Amerykanów, żeby przestali się wzajemnie mordować w walce o te tak radykalne przemiany biologiczne; o przekonanie Amerykanów, żeby nie atakowali Waszyngtonu tylko dlatego, że teraz już można — cokolwiek Vicki uczyniła, naprawdę kosztowało ją to całą gotówkę.