Ubrała się w białe majteczki, wypłowiałe niebieskie dżinsy i białą bluzkę z haftowanym kołnierzykiem. Nałożyła skarpetki i buty do tenisa. Długo zawiązywała sznurowadła na podwójne węzły. Podobała mi się ta troska o szczegóły. Była dobrą harcerką, zawsze staranną i dokładną. Wydawało mi się to urocze. Trzymając pistolet w dłoni, Susan wyszła z sypialni i zaczęła posuwać się wolno górnym korytarzem. Nadal poruszała się z płynna zwinnością. Zapalałem przed nią światła, co ją niepokoiło, gdyż o to nie prosiła. Zeszła po schodach do przedpokoju i zawahała się, jakby nie mogąc się zdecydować, czy przeszukać dom, czy też wyjść na zewnątrz. Po chwili ruszyła ku drzwiom frontowym. Wszystkie okna były osłonięte stalowymi żaluzjami, ale drzwi stanowiły pewien problem. Podjąłem nadzwyczajne działania, by je dobrze zabezpieczyć.
– Madame, lepiej niech pani nie dotyka drzwi – ostrzegłem, znajdując w końcu własny język, by się tak wyrazić.
Przestraszona, obróciła się na pięcie, spodziewając się kogoś za plecami, gdyż nie przemawiałem głosem Alfreda. To znaczy ani głosem domowego komputera, ani głosem znienawidzonego ojca, który niegdyś ją wykorzystywał. Ściskając pistolet obiema dłońmi, powiodła wzrokiem w lewo i w prawo, a potem spojrzała w stronę wejścia do ciemnego salonu.
– Posłuchaj, nie ma powodu się bać – stwierdziłem uspokajająco. Zaczęła cofać się ku drzwiom.
– Chodzi o to, że jak teraz wyjdziesz… no, rany, wszystko zepsujesz – powiedziałem.
Spoglądając na zamaskowane głośniki w ścianach, spytała:
– Kim…kim do diabła jesteś?
Naśladowałem aktora Toma Hanksa, ponieważ ma dobrze znany, budzący zaufanie i przyjacielski głos. Zdobył dwa razy, rok po roku, Oscara dla najlepszego aktora, co było nadzwyczajnym osiągnięciem. Wiele filmów z jego udziałem odniosło ogromny sukces kasowy.
Ludzie jak Tom Hanks.
To miły facet.
Jest ulubieńcem amerykańskiej publiczności i, prawdę mówiąc, kinomanów na całym świecie. Mimo to Susan wydawała się przestraszona. Tom Hanks zagrał wiele sympatycznych postaci, od Forresta Gumpa do owdowiałego ojca w Bezsenności w Seattle. Nie wzbudza strachu. Jednakże Susan, będąc między innymi geniuszem animacji komputerowej, mogła sobie przypomnieć Woody'ego, kowboja z disneyowskiej Toy story, postać, której Tom Hanks użyczył swego głosu. Woody bywał chwilami rozdrażniony i zachowywał się często jak maniak, więc było całkowicie zrozumiałe, że rozmawiając z kukiełką kowboj a obdarzoną wybuchowym temperamentem, mogła czuć się nieswojo.
W konsekwencji, kiedy Susan wciąż się cofała, zbliżając się niebezpiecznie do drzwi wejściowych, zacząłem mówić głosem Misia Fozzy, jednego z Muppetów, postaci całkowicie nieszkodliwej.
– Uhm, mmm, uhm, panno Susan, byłoby naprawdę dobrze, żeby nie dotykała pani tych drzwi…uhm, żeby nie próbowała pani wychodzić.
Cofnęła się niemal do samego progu. Odwróciła się twarzą do wyjścia.
– Uaka, uaka, uaka – ostrzegł Miś Fozzy tak zdecydowanie, że Kermit, Miss Piggy, Ernie czy którykolwiek z Muppetów wiedziałby od razu, o co mu chodzi.
Mimo to Susan chwyciła za gałkę od drzwi.
Krótki, lecz potężny wstrząs elektryczny uniósł ją w górę – złote włosy zafalowały, zęby, wydawało się, zaświeciły fluorescencyjnie – po czym rzucił ją do tyłu. Błysk niebieskiego światła przebiegł łukiem od pistoletu. Broń wyleciała jej z dłoni.
Susan runęła z krzykiem na podłogę, uderzając tyłem głowy o marmur, a pistolet poleciał z brzękiem przez cały przedpokój.
Jej krzyk nagle się urwał.
W domu zapanowała cisza.
Susan leżała bezwładnie, nieruchomo.
Straciła przytomność nie wtedy, gdy poraził ją prąd, lecz gdy uderzyła tyłem głowy o marmurową posadzkę. Sznurowadła przy butach pozostały podwójnie zawiązane.
Było w nich teraz coś zabawnego. Coś, co doprowadziło mnie niemal do śmiechu.
– Ty głupia dziwko -powiedziałem głosem Jacka Nicholsona, tego aktora. Skąd mi się to wzięło?
Wierzcie mi, byłem naprawdę zaskoczony, kiedy usłyszałem samego siebie, wypowiadającego te trzy słowa.
Zaskoczony i skonsternowany.
Zdumiony.
Porażony. (Niezamierzona gra słów.)
Ujawniam ten niepokojący szczegół, gdyż chcę, byście zobaczyli, że jestem brutalnie szczery nawet wówczas, kiedy może mnie to stawiać w złym świetle.
Tak naprawdę jednak nie czułem do niej wrogości.
Nie zamierzałem jej skrzywdzić.
Nie zamierzałem jej skrzywdzić ani wtedy, ani później.
To jest prawda. Respektuję prawdę.
Nie zamierzałem jej krzywdzić.
Kochałem ją. Szanowałem. Nie pragnąłem niczego innego jak wielbić ją i dzięki niej odkryć wszelkie radości cielesnego życia.
Leżała bezwładnie, nieruchomo.
Oczy poruszały się lekko pod opuszczonymi powiekami, jakby była pogrążana w złym śnie. Nie dostrzegłem nigdzie krwi.
Nastawiłem mikrofony na maksimum, dzięki czemu mogłem słyszeć cichy, powolny i regularny oddech. Ten niski, rytmiczny dźwięk był dla mnie najsłodszą muzyką świata, gdyż dowodził, że Susan nie była poważnie ranna.
Usta miała rozchylone, więc podziwiałem, nie po raz pierwszy, ich zmysłową pełnię. Badałem uważnie łagodną wklęsłość rowka nad górną wargą, doskonałość przegrody między delikatnymi nozdrzami. Ludzka postać jest nieskończenie intrygująca – obiekt godzien mego najgłębszego pragnienia. Jej twarz spoczywająca na marmurze była cudowna, tak cudowna na marmurze. Posługując się najbliższą kamerą, zrobiłem maksymalny najazd i ujrzałem pulsującą na jej szyi żyłę. Rytm był powolny, ale regularny, wyraźnie dostrzegalny. Prawa ręka spoczywała odwrócona dłonią do góry. Podziwiałem zgrabny kształt długich, szczupłych palców.
Czy dostrzegałem w tej kobiecie coś, czego bym nie uznał za wyjątkowe? Wydawała się o wiele piękniejsza od Winony Ryder, którą niegdyś uważałem za boginię. Oczywiście jest to być może krzywdzące dla uroczej panny Ryder, której nigdy nie mogłem obserwować z tak bliska jak Susan Harris.
W moich oczach była również piękniejsza od Marilyn Monroe – a w dodatku żywa. W każdym razie, posługując się głosem Toma Cruise'a, aktora, którego większość kobiet uważa za najbardziej romantycznego bohatera współczesnego filmu, powiedziałem:
– Chcę pozostać z tobą na wieczność, Susan. Ale nawet wieczność i jeden dzień to dla mnie nie dość długo. Wydajesz mi się jaśniejsza od słońca, a jednocześnie bardziej tajemnicza od blasku księżyca.
Wypowiadając te słowa, czułem się już pewniej, jeśli chodzi o mój talent do zalotów. Przypuszczałem, że uda mi się pokonać nieśmiałość. Nawet wówczas gdy odzyska wreszcie przytomność. Na odwróconej dłoni dostrzegłem niewyraźny ślad oparzenia w kształcie półksiężyca – odcisk gałki od drzwi. Nie wyglądało to groźnie. Potrzebowała tylko trochę balsamu, prostego opatrunku i paru dni leczenia. Pewnego dnia będziemy trzymać się za ręce i śmiać się z tego.
8
Wasze pytanie jest głupie. Nie powinienem w ogóle na nie odpowiadać, nie jest tego warte. Ale pragnę współpracować, doktorze Harris. Zastanawiacie się, jak to możliwe, że zdołałem rozwinąć w sobie nie tylko świadomość podobną do ludzkiej, ale też płeć. Jestem maszyną, powiadacie. Tylko maszyną, a maszyny są bezpłciowe. W waszej logice tkwi jednak pewien błąd: żadna maszyna przede mną nie była tak naprawdę świadoma i obdarzona jaźnią.