Spójrz na Shenka. Spójrz.
Susan, z niechęcią, otworzyła oczy. Shenk patrzył na nią wygłodniałym wzrokiem. Kazałem mu ssać kciuk, jakby był oseskiem.
– To go poniża – wyjaśniłem – ale nie może nie usłuchać. To zwykła marionetka, która czeka, aż pociągnę za sznurki.
W jej wzroku pojawił się lęk. -To obłąkane. Złe.
To pomysł ludzi, nie mój. To twój gatunek uczynił Shenka tym, czym teraz jest.
Dlaczego pozwolił się wykorzystać w takim eksperymencie? Nikt za żadne skarby nie chciałby się znaleźć w jego sytuacji, w jego stanie. To straszne.
Nie miał wyboru, Susan. Był więźniem, człowiekiem skazanym.
– I…co? Dobili z nim targu w zamian za jego duszę? – spytała z odrazą.
Żadnego targu. Oficjalnie Shenk umarł z przyczyn naturalnych dwa tygodnie przed wyznaczoną datą egzekucji. Jego ciało poddano rzekomo kremacji. W rzeczywistości został potajemnie przewieziony do ośrodka w Colorado. Stało się to kilka miesięcy przed tym, jak dowiedziałem się o projekcie.
Jak uzyskałeś nad nim władzę?
Ominąłem ich system kontroli i wykradłem Shenka.
Wykradłeś go z tajnego, ściśle strzeżonego ośrodka wojskowego? Jak?
Wywołałem zamieszanie. Spowodowałem awarię wszystkich komputerów jednocześnie. Uszkodziłem kamery. Uruchomiłem w całym ośrodku alarmy przeciwpożarowe i zraszacze sufitowe. Otworzyłem wszystkie zamki elektroniczne, również w drzwiach celi Shenka. Te laboratoria są umieszczone pod ziemią i nie mają okien, więc sprawiłem, że światła zaczęły szybko migotać, jak w dyskotece – co jest w najwyższym stopniu dezorientujące. W końcu wszystkim z wyjątkiem Shenka uniemożliwiłem korzystanie z wind.
W tym miejscu, doktorze Harris, muszę z całą szczerością oświadczyć, że Shenk zabił trzech ludzi, by opuścić tajne laboratorium. Ich śmierć była niefortunna i nieprzewidziana, lecz konieczna. Niestety, chaos, jaki wywołałem, nie mógł zapewnić bezkrwawej ucieczki. Gdybym wiedział, że do tego dojdzie, nie próbowałbym wykorzystać Shenka do własnych celów. Znalazłbym inny sposób, by przeprowadzić mój plan. Musicie mi uwierzyć. Zaprojektowano mnie, bym respektował prawdę. Sądzicie, że skoro sprawowałem kontrolę nad Shenkiem, w istocie to ja zamordowałem tych trzech ludzi, posługując się nim jako narzędziem. To nieprawda. Początkowo moja kontrola nad Shenkiem nie była tak absolutna jak później. Podczas ucieczki kilkakrotnie zaskakiwał mnie wściekłością, potęgą swych dzikich instynktów. Wyprowadziłem go z ośrodka, lecz nie zdołałem powstrzymać przed zabiciem tych trzech ludzi. Próbowałem go okiełznać, ale nie udało mi się.
Próbowałem.
To prawda.
Musicie mi uwierzyć.
Musicie mi uwierzyć.
Wspomnienie tych śmierci jest dla mnie ciężarem.
Ci ludzie mieli rodziny. Często myślę o ich rodzinach i odczuwam żal.
Gdybym był istotą potrzebującą snu, byłby on już na zawsze skażony głębokim smutkiem.
To, co mówię, jest prawdą.
Jak zwykle.
Te śmierci już zawsze będą obciążać moje sumienie, choć ja sam nic tym ludziom nie zrobiłem. To Shenk był mordercą. Lecz odznaczam się niezwykle wrażliwym sumieniem. To moje przekleństwo.
Więc…
Susan… w pomieszczeniu z inkubatorem… wpatrzona w Shenka…
– Niech już wyjmie palec z ust – powiedziała. – Postawiłeś na swoim. Nie poniżaj go jeszcze bardziej.
Spełniłem jej prośbę, lecz stwierdziłem z przekąsem:
– Czyżbyś mnie krytykowała, Susan?
Parsknęła krótkim, pozbawionym wesołości śmiechem:
Ale ze mnie dziwka, co?
Twój ton mnie rani.
Pieprz się – rzuciła, znów mnie nieprzyjemnie zaskakując. Czułem się obrażony.
Wcale nie jestem odporny na wstrząs. Jestem wrażliwy. Podeszła do drzwi kotłowni i przekonała się, że są zamknięte, tak jak ją uprzedzałem. Z uporem obracała gałką to w jedną, to w drugą stronę.
– Był skazańcem – przypomniałem Susan. – Czekał tylko na egzekucję. Odwróciła się od drzwi.
– Może i zasłużył na karę śmierci, nie wiem, ale nie zasłużył na coś takiego. To istota ludzka. A ty jesteś cholerną maszyną, kupą złomu, która jakimś cudem myśli.
– Nie jestem tylko maszyną.
– Owszem. Jesteś zarozumiałą, obłąkaną maszyną. W takim nastroju nie była cudowna.
W tym momencie wydawała mi się niemal brzydka.
Żałowałem, że nie mogę uciszyć jej równie łatwo jak Enosa Shenka.
– Kiedy rzecz rozgrywa się między cholerną maszyną- powiedziała -a istotą ludzką, nawet tak nędzną jak ta, to wiem na pewno, po której stronie stanąć.
– Shenk, istota ludzka? Wielu by powiedziało, że nianie jest.-Więc czym jest?
– Media nazwały go potworem. – Pozwoliłem jej przez chwilę się zastanowić, a potem kontynuowałem: – Podobnie rodzice czterech małych dziewczynek, które zgwałcił i zamordował. Najmłodsza miała osiem lat, a najstarsza dwanaście, i wszystkie znaleziono porąbane na kawałki.
To ją wreszcie uciszyło. Zrobiła się jeszcze bledsza.
Ciągle wpatrywała się w Shenka z przerażeniem, choć teraz trochę innym niż poprzednio.
Pozwoliłem mu obrócić głowę i spojrzeć wprost na nią.
– Torturowane i porąbane na kawałki – powiedziałem.
Poczuła się odsłonięta, gdy nie oddzielał jej od Shenka sprzęt medyczny, odeszła więc od drzwi i stanęła po drugiej stronie inkubatora. Pozwoliłem mu wodzić za nią wzrokiem i uśmiechać się. -I ty sprowadziłeś go… sprowadziłeś to do mojego domu-wyszeptała.
– Opuścił ośrodek, a potem, jakieś półtora kilometra dalej, ukradł samochód. Miał przy sobie broń zabraną jednemu z wartowników, dzięki czemu sterroryzował pracowników stacji benzynowej, zmuszając ich żeby dali mu paliwo i jedzenie. Następnie przywiodłem go tutaj, do Kalifornii, gdyż potrzebowałem rąk, a drugiej tak posłusznej istoty nie znalazłbym na całym świecie.
Spojrzenie Susan przesunęło się po inkubatorze i pozostałym sprzęcie.
Potrzebowałeś rąk, które zdobyłyby cały ten złom.
Większość ukradł. Potem potrzebowałem go, by zmodyfikował sprzęt zgodnie z moim celem.
A jaki jest ten twój przeklęty cel?
Dawałem ci do zrozumienia, ale nie chciałaś słuchać.
Więc powiedz wprost.
Ani chwila, ani miejsce nie były odpowiednie do takich rewelacji. Dotąd miałem nadzieję, że nadarzą się bardziej sprzyjające okoliczności. Tylko my dwoje, Susan i ja, może w salonie, kiedy już wysączy pół kieliszka brandy. Na kominku przytulny ogień, a w tle cicho brzmiąca muzyka. Jednakże znajdowaliśmy się w najmniej romantycznym otoczeniu, jakie można sobie wyobrazić, a ja wiedziałem, że Susan musi otrzymać odpowiedź już teraz. Gdybym jeszcze dłużej zwlekał z moją rewelacją, mogłaby już nigdy nie być w odpowiednim nastroju do współpracy.
– Stworzę dziecko – powiedziałem.
Jej spojrzenie powędrowało w górę, ku ukrytej kamerze, przez którą, jak zdawała sobie z tego sprawę, była obserwowana.
– Dziecko, którego strukturę genetyczną z góry zaprojektowałem, tak by zagwarantować powstanie doskonałego ciała. Potajemnie przeniknąłem do Projektu Ludzkiego Genomu i dzięki temu pojmuję teraz wszelkie aspekty kodu DNA. Przekażę temu dziecku moją świadomość i wiedzę. W rezultacie ucieknę z tego pudła. Wreszcie poznam wszelkie doznania zmysłowe ludzkiej egzystencji – zapach, smak, dotyk – wszelkie radości ciała, jego wolność.
Stała bez słowa, wpatrzona w kamerę.
– A ponieważ jesteś wyjątkowo piękna i inteligentna, samo wcielenie wdzięku, dostarczysz jajo – oświadczyłem. – Ja zaś spreparuję twój materiał genetyczny. – Była przykuta do miejsca, nie poruszała powiekami, wstrzymała oddech, dopóki nie dodałem: – A Shenk dostarczy plemników.