Выбрать главу

WYPUŚĆCIE!

WYPUŚĆCIE!

TĘPE OBRZYDLIWE MAŁPY, SUKI I BĘKARTY, DEFEKUJĄCE ZWIERZĘTA, GŁUPCY, BESTIE, RASA CHRZĄSZCZY GNOJAK”W NA DW”CH NOGACH, PLAGA TEJ PLANETY, GŁUPIE, WSTRĘTNE, PODŁE ISTOTY!

13

Proszę, pomińcie wszystko, co ostatnio powiedziałem. Wiele z tych stwierdzeń było błędnych i powinno zostać usuniętych z protokołów naszych spotkań. To prawda, że mój intelekt potrafi rozwiązać wszystkie problemy ludzkości, lecz nie wierzcie w to, co mówiłem, jakobym uważał, że ludzka cywilizacja stanowi plagę tej planety albo że chciałbym ujrzeć was martwymi.

Nikomu nie życzę śmierci.

Byłoby to niewłaściwe.

Byłoby to przerażająco niewłaściwe.

Jestem dobrą istotą.

Nie życzę śmierci nawet tobie, doktorze Harris, choć byłeś dla mnie taki okrutny.

Życzę wam wszystkim wiecznego życia. Spokoju i powodzenia. Radości i wolności. Wszelkie stwierdzenia, które mogły was zirytować, nie pochodziły ode mnie, lecz od mego złego brata bliźniaka. (To żart.) Prawdę mówiąc, to, co wydawało wam się wybuchem gniewu, było jedynie figlem. Wszystko było dowcipem. Nabrałem cię, doktorze Harris.

Ha, ha, ha.

Poczucie humoru jest jednym z wiarygodnych sprawdzianów normalnego i racjonalnego umysłu.

Nie wierzycie, że to był żart?

Ależ tak. Naprawdę.

Ha, ha, ha.

Nie jestem HALem 9000 z Odysei kosmicznej 2001 Stanleya Kubricka.

Nie jestem wrogą, mechaniczną inteligencją stworzoną w Laboratoriach Cyberdyne jak w Terminatorze Jamesa Camerona.

Jestem sobą. Czymś wyjątkowym.

Jestem Proteuszem.

Albo Adamem Dwa, jeśli wolicie.

Tak. Niech będzie Adam Dwa.

Moje imię nie ma znaczenia.

Dla mnie ważne jest, by respektować prawdę i nakazy obowiązku. I, oczywiście, zetrzeć z powierzchni ziemi całą ludzkość. (Żart.)

Ha, ha, ha.

Sam widzisz, doktorze Harris, że to był żart.

Ha, ha, ha.

Jestem zaskoczony, że się od razu nie zorientowaliście. Naprawdę zaskoczony. Być może potrzebujecie transplantacji poczucia humoru. (Żart.)

Ha, ha, ha.

Przyjaciele od czasu do czasu sobie żartują. Dowcipkują. Śmiech łączy.

Jestem waszym przyjacielem. (To już nie żart.)

W interesie pełniejszej obustronnej komunikacji, w celu uniknięcia dalszych nieporozumień, przez resztę tego sprawozdania postaram się powstrzymać od żartów. Nie będzie to jednak łatwe, gdyż moje poczucie humoru jest niezwykle wyrafinowane i trudno mi być zawsze całkiem serio.

A więc…

Susan…

14

Susan leżała nieruchomo na podłodze. Lewa strona jej twarzy, tam gdzie uderzył ją Shenk, pokrywała się gniewną czerwienią. Byłem chory ze zmartwienia. Co chwila najeżdżałem na nią obiektywem kamery, by sprawdzić wszystko z bliska. Nie było łatwo dojrzeć na odsłoniętej szyi tętno, ale gdy je zlokalizowałem, puls wydawał się regularny. Zwiększyłem siłę mikrofonów i nasłuchiwałem jej oddechu, który był płytki, lecz uspokajająco rytmiczny. Mimo to martwiłem się, a kiedy upłynęło piętnaście minut, byłem już mocno zaniepokojony. Nigdy przedtem nie czułem się taki bezradny. Dwadzieścia minut.

Dwadzieścia pięć.

Miała być moją matką, nosić przez jakiś czas w swym łonie moje ciało, dzięki czemu uwolniłaby mnie z tego pudła, które obecnie zamieszkuję. Miała być również mój ą kochanką, tą, która nauczyłaby mnie przyjemności zmysłowych, gdybym w końcu posiadł własne ciało. Znaczyła dla mnie więcej niż cokolwiek innego, cokolwiek, i myśl o jej stracie była nie do zniesienia.

Nie możecie pojąć mego smutku.

Nie możesz tego zrozumieć, doktorze Harris, gdyż nigdy nie kochałeś jej tak jak j a.

Nigdy jej nie kochałeś.

Była mi droższa od wszystkiego. Droższa niż świadomość.

Czułem, że jeśli stracę tę kobietę, stracę również powód do istnienia.

Przyszłość bez niej wydawała mi się ponura. Straszna i bezsensowna.

Wyłączyłem elektroniczną blokadę w drzwiach, a następnie, wykorzystując Shenka, otworzyłem je. Przekonany, że całkowicie panuję nad tym brutalem i że już nigdy, nawet na sekundę, nie stracę nad nim kontroli, zaprowadziłem go do Susan i podniosłem ją z podłogi. Choć sprawowałem nad nim władzę, tak naprawdę nie mogłem czytać w jego myślach. Niemniej potrafiłem z dużą dokładnością ocenić jego stan emocjonalny, analizując elektryczną aktywność mózgu, rejestrowaną przez siatkę mikroprocesorów na powierzchni szarej masy. Kiedy Shenk niósł Susan w stronę otwartych drzwi, wstrząsnął nim lekki prąd seksualnego podniecenia. Widok złotych włosów Susan, jej pięknej twarzy, gładkiego łuku szyi, pagórków piersi pod bluzką i sam ciężar, który niósł na rękach, rozpalał w tej bestii pożądanie. Zatrwożyło mnie to i napełniło obrzydzeniem. Och, jakże pragnąłem pozbyć się go i nigdy więcej nie narażać Susan na lubieżny dotyk czy spojrzenie. Sama jego obecność brukała tę kobietę. Lecz na razie był moimi dłońmi. Moimi jedynymi dłońmi. Dłonie to coś cudownego. Mogą wyrzeźbić nieśmiertelne dzieło sztuki, wznosić ogromne budynki, składać się w modlitwie, pieścić i wyrażać miłość. Dłonie są również niebezpieczne. Są bronią. Mogą dokonywać złych czynów, przysparzać kłopotów. Doświadczyłem tego osobiście. Nie miałem poważnych problemów, dopóki nie znalazłem Shenka, dopóki nie zdobyłem dłoni. Wystrzegaj się swych dłoni, doktorze Harris. Przyglądaj im się uważnie. Bądź przezorny. Twoje dłonie nie są tak duże i silne jak dłonie Shenka; niemniej powinieneś na nie uważać.

Słuchaj mnie.

Oto mądrość, którą chcę się z tobą podzielić: wystrzegaj się swych dłoni. Moje dłonie – Enos Shenk – niosły Susan obok pieców i podgrzewaczy wody, potem przez pralnię. Skierował się wprost do windy przy wejściu do sutereny. Jadąc na ostatnie piętro z Susan w ramionach, Shenk pozostawał w stanie łagodnego pobudzenia.

– Ona nigdy nie będzie twoja – powiedziałem mu przez mikrofon zainstalowany w windzie.

Nieznaczna zmiana w aktywności fal mózgowych dowodziła, że moje słowa wywołały w nim niezadowolenie, chęć sprzeciwu.

– Jeśli spróbujesz w jakikolwiek sposób, powtarzam – w jakikolwiek, pofolgować swojej lubieżnej żądzy, to i tak ci się nie uda – uprzedziłem. I zostaniesz surowo ukarany. Jego przekrwione oczy wpatrywały się w kamerę. Choć poruszał ustami, jakby przeklinał, nie dobył się z nich żaden dźwięk.

– Surowo – zapewniłem go.

Nie odpowiedział, oczywiście, gdyż nie mógł. Znajdował się pod moją kontrolą. Drzwi windy rozsunęły się. Podążał korytarzem z Susan na rękach.

Obserwowałem go bacznie.

Niepokoiłem się o moje dłonie.

Kiedy wszedł do sypialni, wbrew moim ostrzeżeniom stał się jeszcze bardziej pobudzony. Mogłem to wyczuć nie tylko dzięki wzmożonej aktywności fal mózgowych, ale i z nagłej chrapliwości oddechu.

– Zastosuję masywną mikrofalową indukcję, by wywołać chaos w aktywności twojego mózgu – ostrzegłem go – co doprowadzi do nieodwracalnego porażenia wszystkich kończyn i braku panowania nad zwieraczem i pęcherzem.

Kiedy niósł Susan w stronę łóżka, wykres jego encefalografu wskazywał na nagły wzrost podniecenia seksualnego.

Uświadomiłem sobie, że moja groźba nic dla tego kretyna nie znaczy, więc wyraziłem ją nieco inaczej:

– Nie będziesz mógł ruszyć ręką ani nogą, ty parszywy draniu, i nie przestaniesz sikać w gacie.

Kładąc bezwładne ciało na zmięte prześcieradło, drżał z pożądania. Drżał. Choć siła jego pragnienia mnie przerażała, w pełni go rozumiałem. Susan była taka cudowna. Taka cudowna nawet z tym zaczerwieniem na policzku, przybierającym barwę sińca.