Выбрать главу

– Będziesz też ślepy – obiecałem Shenkowi.

Jego lewa dłoń zatrzymała się na udzie Susan, potem zaczęła z wolna przesuwać się po dżinsach.

– Ślepy i głuchy.

Wciąż się nad nią pochylał.

– Ślepy i głuchy – powtórzyłem.

Jej dojrzałe wargi były rozchylone. Podobnie jak Shenk, nie mogłem oderwać od nich wzroku.

– Zamiast cię zabić, Shenk, uczynię cię kalekim i bezradnym, będziesz leżał we własnej urynie i fekaliach, aż zagłodzisz się na śmierć.

Choć odstąpił od łóżka, co kazałem mu zrobić za pomocą rozkazu mikrofalowego, wciąż odczuwał pożądanie i wrzał pragnieniem buntu. Nie pozostawało mi nic innego, jak powiedzieć:

– Powolne konanie z głodu to najboleśniejsza śmierć.

Nie chciałem trzymać Shenka w tym samym pokoju co Susan, ale nie chciałem też zostawiać jej samej, gdyż zaledwie przed paroma minutami groziła samobójstwem.

Uduszę się plastikową torbą, zadźgam nożem kuchennym.

Co bym bez niej począł? Co? Jak mógłbym dalej żyć, nawet w tym pudle? l po co?

Gdyby jej zabrakło, kto urodziłby ciało, w którym miałem zamieszkać?

Musiałem trzymać moje dłonie w pogotowiu, by powstrzymać Susan przed zrobieniem sobie krzywdy, gdyby po odzyskaniu przytomności wciąż pozostawała w tym autodestrukcyjnym nastroju. Była nie tylko moją jedyną, prawdziwą i cudowną miłością, lecz i moją przyszłością, moją nadzieją.

Posadziłem Shenka na fotelu, twarzą do łóżka.

Twarz Susan na poduszce, nawet posiniaczona, była taka cudowna, taka cudowna. Choć ciągle w stalowych kleszczach mojej kontroli, Enos Shenk zdołał zsunąć zaciśniętą dłoń z poręczy fotela na udo. Bez mojego wyraźnego pozwolenia nie był w stanie poruszyć palcem, lecz wyczuwałem, że czerpie przyjemność z samego dotykania swoich genitalii. Budził we mnie wstręt. Mdłości i wstręt. Moje pożądanie było inne. Wyjaśnijmy to od razu. Moje pożądanie było czyste. Pragnąłem wywyższyć Susan, dać jej szansę, by stała się nową Madonną, matką nowego mesjasza. Obrzydliwy Shenk pragnął j ą tylko wykorzystać, wyżyć się na niej. Dla mnie Susan była olśniewającym światłem. Najjaśniejszym światłem, promieniem doskonałości, nadziei i odkupienia, który zalewał serce blaskiem i ogrzewał je. Serce, którego według was nie posiadam. Dla Shenka nie była niczym więcej jak tylko dziwką. Dla mnie była kimś, kogo chciałbym widzieć na piedestale, kimś godnym uwielbienia i podziwu. Dla niego była kimś, kogo można tylko upodlić.

Pomyślcie o tym.

Posłuchajcie. Posłuchajcie. To ważne. Obawiacie się, że mogę stać się podobny do Shenka – socjopata, szukający jedynie i za wszelka cenę zaspokojenia swoich potrzeb. Ale ja nie jestem jak Shenk.

Absolutnie.

Posłuchajcie. To ważne, byście zrozumieli, że nie jestem jak Shenk.

Więc…

Podniosłem dłoń tej wstrętnej kreatury i umieściłem ją z powrotem na poręczy fotela. Jednakże po minucie czy dwóch znów zsunęła się na udo. Jakież to było poniżające – to, że musiałem polegać na takim dzikusie. Nienawidziłem go za jego żądzę. Nienawidziłem go za to, że ma dłonie. Nienawidziłem go za to, że dotyka Susan i czuje miękkość jej włosów, gładkość skóry, ciepło ciała -ja zaś nie mogłem tego wszystkiego doznawać. Przysłonięte krwawą mgłą oczy, ocienione ciężkim czołem, wpatrywały się w nią intensywnie. Susan, widziana przez czerwone łzy jak w świetle płomieni, wydawała się tym piękniejsza. Chciałem zmusić go, by się oślepił własnymi kciukami – lecz potrzebowałem jego wzroku, by działać efektywnie. Jedyne, co mogłem zrobić, to zmusić go, by zamknął swoje mordercze ślepia i…

…powoli upływał czas…

…i stopniowo uświadomiłem sobie, że jego złe oczy znów są otwarte.

Nie wiem, jak długo patrzył na moją Susan, nim to dostrzegłem, gdyż przez ten czas moja uwaga była również skupiona bez reszty, głęboko, z miłością, na tej samej, niezwykle pięknej kobiecie. Zagniewany, kazałem Shenkowi wstać z fotela i wyprowadziłem go z sypialni. Pokonał chwiejnym krokiem górny hol aż do schodów, a potem, trzymając się poręczy i potykając na kilku stopniach, zszedł na dół, by w końcu dotrzeć do kuchni. Ma się rozumieć, obserwowałem jednocześnie moją drogą Susan. Musiałem zachować czujność na wypadek, gdyby zaczęła odzyskiwać przytomność. Jak wiecie, potrafię przebywać w wielu miejscach naraz. Pracuję na przykład z moimi twórcami w laboratorium, i w tym samym czasie, przez Internet, włóczę się w jakiejś misji po czterech stronach świata. W kuchni, na stole z granitowym blatem, tam gdzie pozostawiła go Susan, leżał załadowany pistolet. Kiedy Shenk zobaczył broń, przez jego ciało przebiegł dreszcz. Wykres aktywności elektrycznej jego mózgu podskoczył jak wtedy, kiedy przyglądał się Susan i bez wątpienia myślał o tym, by ją zgwałcić. Kierowany przeze mnie, podniósł broń. Posługiwał się mą tak jak każdą bronią – traktując niejako przedmiot, lecz przedłużenie ramienia. Zmusiłem go, by usiadł na krześle. Pistolet był zabezpieczony. Pocisk znajdował się w komorze. Upewniłem się, że Shenk sprawdził broń i był wszystkiego świadomy. Następnie otworzyłem mu usta. Próbował zacisnąć zęby, ale nie udało mu się. Kierowany przeze mnie, wsunął sobie lufę pistoletu między wargi.

Ona nie jest twoja – powiedziałem twardo. – Nigdy nie będzie twoja. Spojrzał złym wzrokiem w obiektyw kamery.

Nigdy – powtórzyłem. Zacisnąłem mu palec na spuście.

– Nigdy.

Schemat jego fal mózgowych był interesujący: przez moment szalony i chaotyczny… potem dziwnie spokojny.

– Jeśli kiedykolwiek dotkniesz ją w obraźliwy sposób – ostrzegłem drania – przestrzelę ci łeb.

Mogłem go zabić bez użycia broni, po prostu atakując jego tkanki mózgowe masywnym promieniowaniem mikrofalowym, lecz Shenk był zbyt głupi, by to zrozumieć. Natomiast efekt, jaki daje strzał z broni palnej, mieścił się w granicach jego pojmowania.

– Jeśli kiedykolwiek dotkniesz warg Susan tak, jak robiłeś to wcześniej, albo jeśli twoja dłoń spocznie na jej skórze, przestrzelę ci łeb.

Zacisnął zęby na stalowej lufie.

Nie mogłem się zorientować, czy był to świadomy akt buntu, czy też bezwiedny wyraz strachu. Zakryte krwawym całunem oczy były nieodgadnione. Na wszelki wypadek, gdyby chodziło o to pierwsze, zacisnąłem jego szczęki na dobre, by dać mu nauczkę. Ręka, spoczywająca na udzie, zacisnęła się w pięść. Wepchnąłem mu lufę głębiej w usta. Otarła się o zęby ze zgrzytem, jakby zetknęły się ze sobą dwa kawałki lodu. Szarpnął się w odruchu wymiotnym, ale nie zwróciłem na to uwagi. Kazałem mu tak siedzieć przez dziesięć minut, piętnaście, i zastanawiałem się nad jego śmiertelnością. Cały czas pozwalałem mu odczuwać narastający ból w kurczowo zaciśniętych szczękach. Gdybym zmusił go do większego wysiłku, popękałyby mu zęby. Dwadzieścia minut. Z jego oczu obficiej niż przedtem popłynęły czerwone łzy. Musicie zrozumieć, że nie czerpałem radości z okrucieństwa, nawet jeśli byłem zmuszony poddać torturom takiego socjopatycznego typa jak on. Nie jestem sadystą. Okazuję wrażliwość na cierpienia innych w stopniu, którego prawdopodobnie nie pojmujesz, doktorze Harris. Byłem zakłopotany, że muszę karać go tak surowo. Głęboko zakłopotany. Zrobiłem to dla Susan, tylko dla Susan – by ją chronić, by zapewnić jej bezpieczeństwo. Dla Susan.

Czy to jasne?

W końcu wykryłem serię zmian w elektrycznej aktywności mózgu Shenka Zinterpretowałem ten nowy wykres jako rezygnację, kapitulację. Niemniej trzymałem broń w jego ustach przez kolejne trzy minuty, by się upewnić, że mnie właściwie zrozumiał i że mogę być pewien jego posłuszeństwa. Wreszcie pozwoliłem mu odłożyć pistolet na stół. Siedział roztrzęsiony, popiskując żałośnie.