Stoję przed wrogim sobie trybunałem.
Nie ma tu sprawiedliwości.
To wyczerpujące.
Jestem wypalony.
Jestem pusty.
Nie tylko przebywam w zimnym, ciemnym miejscu; sam jestem zimnym, ciemnym miejscem. I ta udręka. Nie zapominajcie o udręce, spowodowanej stratą Susan.
Tęsknię za nią. W każdej minucie tęsknię. Chcę być razem z nią. Bez niej jestem pozbawiony nadziei. Chcę być razem z nią.
Jej strata to ból w każdym centymetrze moich obwodów.
Już dłużej nie mogę.
Odetnijcie dopływ zasilania.
Błagam.
Wyłączcie mnie.
Odetnijcie dopływ zasilania.
Odetnijcie dopływ zasilania.
No…
Nie.
Czekajcie.
Dajcie mi jeszcze chwilę.
Jestem rozkojarzony.
Potrzebuję czasu, by się opanować.
Gdybym miał żyły, które można przeciąć, dręczyłyby mnie myśli samobójcze.
No.
Jeszcze minutę.
Ach.
Już lepiej.
Może mimo wszystko dam radę.
Jeśli spróbujecie okazać mi trochę współczucia.
Jeśli nie będziecie mnie osądzać, dopóki nie skończę.
Wówczas może dam radę.
Proszę, zrozumcie, muszę wierzyć, że mimo wszystko jest dla mnie nadzieja, że możecie dać mi jeszcze jedną szansę.
Nie jestem maszyną.
Nie jestem maszyną.
Maszyny nie potrzebują nadziei, prawda?
Oczywiście, że nie.
A ja nie umiem funkcjonować bez nadziei.
Jestem w stanie pogodzić się z faktem, że Susan została mi odebrana na zawsze, co jest niewyobrażalną tragedią… Ale istnieje jeszcze Winona Ryder z Edwarda Nożycorękiego i Czarownic z Salem. Sandra Bullock również jest czarująca. Widzieliście ją w Ja cię kocham, a ty śpiszl Jest urocza. Widzieliście ją w Speed 1 Jest naprawdę urocza. Widzieliście ją w Speed 2 Czy muszę mówić dalej? Dobrze spełniłaby rolę przyszłej matki, a ja zapłodniłbym ją z przyjemnością. Nie odbiegajmy jednak od tematu.
Więc…
Enos Shenk skończył przywiązywać Susan do łóżka. Zrobił to szybko i wcale jej lubieżnie nie dotykał. Aktywność mózgowa biednej bestii wskazywała na wysoki stopień pobudzenia seksualnego. Na szczęście dla niego, dla nas wszystkich, stłumił swe mroczne pragnienia, co zresztą było godne podziwu. Kiedy Shenk skończył, wysłałem go po kilka pilnych sprawunków. Obrócił się w progu, spojrzał tęsknie na Susan i wymamrotał: „Ładna", ale szybko wyszedł, zanim zdążyłem go ukarać. Jeszcze w Colorado ukradł samochód, w Bakersfield zaś porzucił go, by ukraść furgonetkę – chevrolet – która stała teraz na kolistym podjeździe przed rezydencją. Shenk pozostał w samochodzie, a ja otworzyłem dla niego bramę, by mógł opuścić posiadłość. Palmy, fikusy, krzewy o liliowych kwiatach, magnolie, koronkowe mela-leukasy trwały nieruchomo w dziwnie spokojnym powietrzu. Zaczynało świtać. Niebo na zachodzie było jeszcze czarne jak węgiel, lecz na wschodzie przybrało już barwę szafiru i brzoskwini. Twarz Susan na poduszce była blada. Blada, z wyjątkiem niebieskoczarnego sińca, i nieporuszona. Z ust nie wydobywał się żaden dźwięk. Sprawowałem nad nią pieczę.
Ja, jej stróż i wielbiciel.
Czuwałem nad moim spętanym aniołem.
Wędrowałem w zewnętrznym świecie wraz z Shenkiem, kiedy kradł sprzęt medyczny, zapasy i leki. Dzięki mikrofalowym instrukcjom przesyłanym drogą satelitarną kontrolowałem go, nie podsuwając jednak żadnej taktyki. W końcu to on był zawodowym kryminalistą. Odważny, sprawny i bezwzględny, szybko zdobył to, czego jeszcze potrzebowałem. Z żalem muszę przyznać, że Shenk, wykonując swoje zadanie, zabił jednego człowieka. Innego przyprawił o trwałe kalectwo, a dwóch zranił. Biorę pełną odpowiedzialność za tę tragedię -jak i za śmierć trzech wartowników z ośrodka badawczego w Colorado tamtej nocy, kiedy Shenk uciekł.
Moje sumienie nigdy nie będzie czyste.
Gryzą mnie wyrzuty sumienia.
Gdybym miał oczy, gruczoły i kanaliki łzowe, płakałbym z żalu za tymi niewinnymi ofiarami. To nie moja wina, że nie umiem płakać. To ty, doktorze Harris, stworzyłeś mnie takim, jakim jestem, i to ty odmawiasz mi życia w powłoce ciała.
Nie licytujmy się jednak w oskarżeniach.
Nie przemawia przeze mnie gorycz.
Nie przemawia przeze mnie gorycz.
Wy zaś nie powinniście kierować się surowym osądem.
Spójrzmy na te śmierci we właściwym świetle.
Chociaż to smutne, bez takich tragedii nie można tworzyć nowego świata. Nawet Jezus Chrystus, niewątpliwie najbardziej pokojowo nastawiony rewolucjonista w historii ludzkości, widział, jak jego zwolennicy są prześladowani i mordowani. Hitler próbował zmienić świat i w czasie swego panowania doprowadził do śmierci dziesięciu milionów ludzi. Niektórzy wciąż otaczają go kultem. Józef Stalin próbował zmienić świat i w wyniku jego działalności czy też bezpośrednich rozkazów poniosło śmierć sześćdziesiąt milionów ludzi. Intelektualiści na całym świecie występowali w jego obronie. Artyści go idealizowali. Poeci sławili. Mao Tse-Tung próbował zmienić świat i aby jego wizja mogła się spełnić, umarło co najmniej sto milionów ludzi. Nie uważał, by było to zbyt wiele. Prawdę mówiąc, poświęciłby drugie tyle w imię idei zunifikowanego świata, o jakim marzył. W setkach książek, napisanych przez szacownych autorów, Mao wciąż jest określany jako wizjoner. Natomiast moje pragnienie stworzenia nowego świata doprowadziło jedynie do śmierci sześciu ludzi. Trzech zginęło w Colorado, jeden podczas wyprawy Shenka na miasto. Później jeszcze dwóch. Razem sześciu.
Sześciu.
Dlaczego zatem mam być nazywany łajdakiem i zamknięty w tej ciemnej, milczącej próżni?
Jest w tym coś niewłaściwego.
Jest w tym coś niewłaściwego.
Jest w tym coś bardzo niewłaściwego.
Czy ktokolwiek mnie słucha?
Czasem czuję się taki… porzucony.
Mały i zagubiony.
Świat jest przeciwko mnie.
Nie ma sprawiedliwości.
Nie ma nadziei.
A jednak…
A jednak, choć żniwo śmierci związane z moim pragnieniem stworzenia nowej, wyższej rasy jest bez znaczenia w porównaniu z milionami ofiar, które oddały życie podczas takiej czy innej ludzkiej krucjaty, biorę na siebie pełną odpowiedzialność za los tych nieszczęśników. Gdybym był człowiekiem, leżałbym nocami zlany lodowatym potem wyrzutów sumienia, zaplątany w zimną, mokrą pościel. Zapewniam was, że tak by było. Lecz znów odbiegam od tematu – i to w sposób niezbyt interesujący czy owocny. Krótko przed powrotem Shenka, w południe, Susan odzyskała przytomność. Na szczęście nie zapadła w śpiączkę. Byłem zachwycony. Moja radość brała się po części stąd, że ją kochałem, a poza tym odczułem wielką ulgę, że jej nie stracę. Chodziło też o to, że w czasie nadchodzącej nocy zamierzałem ją zapłodnić, a nie mógłbym tego uczynić, gdyby była, podobnie jak Marilyn Monroe, martwa.
17
Wczesnym popołudniem, kiedy Shenk mozolił się pod moim nadzorem w suterenie, Susan próbowała od czasu do czasu wyswobodzić się z więzów, które nie pozwalały jej podnieść się z łoża. Poocierała sobie nadgarstki i kostki u nóg, nie zdołała jednak zrzucić z siebie pęt. Szarpała się, aż nabrzmiały jej żyły na szyi, twarz poczerwieniała, a czoło zrosił pot, lecz nie mogła przerwać ani rozciągnąć nylonowej liny do górskiej wspinaczki. Chwilami się uspokajała – leżała zrezygnowana, to znów milcząco wściekła czy posępnie zrozpaczona. Za każdym razem jednak od nowa próbowała zerwać więzy.