Выбрать главу

Posługując się syntezatorem w celu skopiowania głosu Susan i wykorzystując połączenie linii alarmowej z miastem, zadzwoniłem do wszystkich członków domowej służby, łącznie z ogrodnikiem, by powiedzieć im, że zostali zwolnieni. Zrobiłem to w sposób miły i uprzejmy, lecz konsekwentnie unikałem dyskusji o powodach wymówienia – i wszyscy byli najzupełniej przekonani, że rozmawiają z Susan Harris we własnej osobie.

Zaoferowałem każdemu półtoraroczne wynagrodzenie, kontynuację ubezpieczenia zdrowotnego i stomatologicznego na identyczny okres, premie na tegoroczne święta Bożego Narodzenia (mimo że był dopiero czerwiec) i referencje zawierające wyłącznie najwyższe pochwały. Był to korzystny dla nich układ, nie staniało więc niebezpieczeństwo, iż ktoś zechce zaskarżyć Susan o naruszenie praw pracowniczych. Chciałem uniknąć wszelkich kłopotów. Nie chodziło mi tylko o reputację Susan, ale również o moje własne plany, których realizację mogli zakłócić niezadowoleni byli pracownicy, szukający możliwości takiego czy innego rewanżu.

Ponieważ Susan dokonywała wszelkich operacji finansowych i bankowych za pomocą poczty elektronicznej, mogłem przekazać wszystkim wynagrodzenie na prywatne konta w ciągu dosłownie minut. Niektórym z nich mogło się wydawać dziwne, że otrzymali rekompensatę pieniężną, jeszcze zanim zdążyli cokolwiek podpisać. Ale wszyscy byli jej wdzięczni za okazaną hojność, a to zapewniało spokój, którego potrzebowałem, by zrealizować swój plan. Ułożyłem następnie pełne pochwał listy polecające dla każdego z zatrudnionych i przekazałem je pocztą elektroniczną adwokatowi Susan z poleceniem, by przepisał je na swojej papeterii firmowej i przesłał w imieniu pani Harris do adresatów.

Zakładając, że adwokat będzie tym wszystkim zaskoczony i zechce poznać przyczynę takiego postępowania, zadzwoniłem do jego kancelarii. Ponieważ była noc, naśladując głos Susan, zostawiłem mu wiadomość, że zamykam dom i wybieram się w kilkumiesięczną podróż. Dodałem, że być może w najbliższej przyszłości zdecyduję się sprzedać posiadłość, a wówczas skontaktuję się z nim i przekażę stosowne instrukcje.

Ponieważ Susan odziedziczyła znaczny majątek i tworzyła gry wideo i scenariusze wirtualnej rzeczywistości bez zamówienia, sprzedając je jako wolny strzelec, nie istniał żaden pracodawca, do którego musiałbym się zwrócić, by wytłumaczyć ją z dłuższej nieobecności.

Dokonałem wszystkich tych śmiałych posunięć w niecałą godzinę. Potrzebowałem zaledwie minuty, by ułożyć wszystkie wymówienia dla służby, a być może ze dwóch, by dokonać transakcji bankowych. Większość czasu poświęciłem na rozmowy telefoniczne ze zwolnionymi pracownikami.

Teraz nie było już odwrotu.

Czułem radość.

Dreszcz podniecenia.

Oto zaczynała się moja przyszłość.

Zrobiłem pierwszy krok, by wydostać się z tego pudła, pierwszy krok ku prawdziwemu życiu.

Susan wciąż spała.

Jej twarz na poduszce była cudowna.

Wargi lekko rozchylone.

Jedno nagie ramię wysunięte spod pościeli.

Obserwowałem ją.

Susan. Moja Susan.

Mógłbym całą wieczność tak patrzeć, jak śpi – i byłbym szczęśliwy.

Krótko po trzeciej nad ranem obudziła się, usiadła na łóżku i spytała:

– Kto tam?

Jej pytanie mnie przestraszyło.

Było w nim tyle intuicji, że zabrzmiało tajemniczo.

Nie odpowiedziałem.

– Alfredzie, zapal światła – nakazała. Włączyłem przyćmione światło.

Odrzuciła pościel i usiadła naga na brzegu łóżka. Tak bardzo chciałem mieć dłonie i zmysł dotyku.

Alfredzie, raport – powiedziała.

Wszystko w porządku, Susan.

Bzdura.

Już miałem powtórzyć swój uspokajający komunikat, lecz po chwili uświadomiłem sobie, że Alfred nie rozpoznałby i nie odpowiedział na to brzydkie słowo, które wymówiła.

Przez jedną dziwną chwilę wpatrywała się w obiektyw kamery i zdawała się wiedzieć, że stoi oko w oko ze mną.

– Kto tam? – spytała ponownie.

Mówiłem już do niej wcześniej, kiedy poddawała się wirtualnej terapii i nie mogła słyszeć niczego prócz słów wypowiadanych w tym drugim świecie. Powiedziałem jej, że ją kocham dopiero wtedy, gdy mogłem to uczynić bez żadnego ryzyka. Czyżbym przemówił do niej także teraz, kiedy obserwowałem, jak spała, czyżbym niechcący ją obudził?

Nie, to było z pewnością niemożliwe. Gdybym powiedział coś o mojej miłości albo o pięknie jej twarzy spoczywającej na poduszce, to tylko nieświadomie -jak zakochany, na wpół zahipnotyzowany chłopiec. Jestem niezdolny do takiej utraty kontroli.

Naprawdę?

Wstała z łóżka, a w jej ruchach było widoczne napięcie.

Poprzedniej nocy, pomimo alarmu, nie uświadamiała sobie, że jest naga. Teraz wzięła z krzesła szlafrok i zasłoniła się. Podchodząc do najbliższego okna, powiedziała:

– Alfredzie, podnieś żaluzje w sypialni. Nie mogłem usłuchać.

Wpatrywała się przez chwilę w zabezpieczone stalą okna, po czym powtórzyła już bardziej zdecydowanie:

– Alfredzie, podnieś żaluzje w sypialni.

Kiedy żaluzje pozostały opuszczone, znów odwróciła się do kamery.

I znów to dziwne pytanie: „Kto tam?"

Przestraszyła mnie. Może dlatego, że ja sam jestem pozbawiony intuicji, dysponuję jedynie możliwością indukcyjnego i dedukcyjnego rozumowania.

Przestraszony czy nie, zacząłbym w tym momencie rozmowę, gdybym nie odkrył w sobie zaskakującej nieśmiałości. Wszystko, co pragnąłem powiedzieć tej niezwykłej kobiecie, nagle wydało się niewypowiedziane. Pozbawiony ciała, nie miałem doświadczenia w tych wszystkich rytuałach zalotów, poza tym tyle było do stracenia, że bałem się popełnić jakieś błędy.

Tak łatwo opisać romans, tak trudno go nawiązać.

Z szuflady nocnego stolika wyjęła broń. Nie wiedziałem, że tam jest.

– Alfredzie, przeprowadź diagnostykę wszystkich instalacji i urządzeń.

Tym razem nie zadałem sobie trudu, by odpowiedzieć, że wszystko jest w porządku. Wiedziałaby, że to kłamstwo.

Kiedy uświadomiła sobie, że nie otrzyma odpowiedzi, obróciła się w stronę tablicy na stoliku nocnym i spróbowała uzyskać dostęp do komputera. Nie mogłem pozwolić jej na jakąkolwiek kontrolę. Przyciski nie działały.

Przekroczyłem punkt, poza którym nie było odwrotu.

Podniosła słuchawkę telefonu.

Nie było sygnału.

Liniami telefonicznymi kierował komputer domowy – a teraz komputerem domowym kierowałem ja. Widziałem, że jest zatroskana, może nawet przestraszona. Chciałem zapewnić, że nic zamierzam zrobić jej krzywdy, że ją uwielbiam, że jesteśmy nawzajem swoim przeznaczeniem i że jest przy mnie bezpieczna – lecz nie mogłem mówić, gdyż krępowała mnie nieśmiałość.

Widzisz, jakie cechy w sobie odkrywam, doktorze Harris? Jak zaskakująco ludzkimi cechami się odznaczam?

Marszcząc czoło, podeszła do drzwi, które pozostawiła otwarte. Teraz je zamknęła i z uchem przyciśniętym do szpary przy framudze nasłuchiwała, jakby spodziewając się, że usłyszy czyjeś kroki na korytarzu. Następnie zbliżyła się do garderoby, prosząc o światło, które bezzwłocznie zapaliłem. Nie zamierzałem niczego jej odmawiać, z wyjątkiem, naturalnie, prawa do opuszczenia domu.