Выбрать главу

W próbie brali udział wszyscy, którzy mieli uczestniczyć w głównym spektaklu. Brutus Howell został, jak to określaliśmy, “oddelegowany”, co oznaczało, że miał nałożyć kask, pilnować telefonu od gubernatora, wezwać, gdyby zaszła taka potrzeba, czuwającego w kącie lekarza i wydać w odpowiednim momencie polecenie przesunięcia dźwigni na dwójkę. Jeśli wszystko szło jak trzeba, żaden z nas nie oczekiwał pochwały. Jeżeli coś poszło nie tak, świadkowie obwiniali za to Brutala, a dyrektor obwiniał mnie. Nikt z nas się nie skarżył; i tak na nic by się to nie zdało. Ziemia kręci się i nie sposób na to poradzić. Można kręcić się razem z nią albo zatrzymać się w miejscu, żeby zaprotestować i polecieć na łeb, na szyję.

Dean, Harry Terwilliger i ja weszliśmy do celi Bitterbucka już trzy minuty po tym, jak zamknęły się za nim drzwi bloku. Na pryczy Wodza siedział z rozwianymi siwymi włosami stary Tu-Tut.

– Zachlapał całe prześcieradło. Próbował to z siebie wystrzelić, nim się całe wygotuje – stwierdził i głośno zarechotał.

– Przymknij się, Tu-Tut – mruknął Dean. – To nie jest miejsce na żarty.

– Tak jest, szefie – odparł Tu-Tut i natychmiast zrobił poważną minę. W oczach migotały mu jednak wesołe ogniki. Tu-Tut nigdy nie wydawał się tak ożywiony jak wtedy, gdy odgrywał truposza.

Dałem krok do przodu.

– Arlenie Bitterbuck, jako przedstawiciel wymiaru sprawiedliwości… ble-ble… przedstawiam ci nakaz egzekucji, która ma się odbyć o godzinie dwunastej zero jeden dnia ble-ble. Czy możesz wstać z pryczy?

Tu-Tut zerwał się na nogi.

– Wstaję z pryczy, wstaję z pryczy, wstaję z pryczy – zaśpiewał.

– Odwróć się – polecił Dean i kiedy Tu-Tut posłuchał go, zbadał jego ciemię pokryte łupieżem. Czubek głowy Wodza miał zostać ogolony jutro wieczorem i do zadań Deana należało sprawdzenie, czy nie są potrzebne jakieś poprawki. Owłosienie mogło zakłócić przepływ prądu, spowodować nieprzewidziane trudności. Wszystko, co teraz robiliśmy, miało na celu uniknięcie nieprzewidzianych trudności.

– W porządku, Arlen, idziemy – powiedziałem do Tu-Tuta i wyszliśmy z celi.

– Idę korytarzem, idę korytarzem, idę korytarzem – mamrotał Tu-Tut. Ja eskortowałem go z lewej, Dean z prawej strony. Harry szedł tuż za nim. Przy końcu korytarza skręciliśmy w prawo, nie ku życiu, które toczyło się na spacerniaku, lecz ku śmierci, która zadawana była w szopie. Weszliśmy do mojego gabinetu i Tu-Tut, nie czekając na polecenie, padł na kolana. Znał swoją rolę bardzo dobrze, prawdopodobnie lepiej od strażników. Spędził tu więcej czasu niż którykolwiek z nas.

– Modlę się, modlę się, modlę – zamruczał, unosząc zreumatyzowane ręce w geście przypominającym ten słynny sztych, który na pewno znacie. – Pan jest moim pasterzem i tak dalej.

– Kogo sprowadzimy do Bitterbucka? – zapytał Harry. – Chyba nie jakiegoś potrząsającego kutasem indiańskiego znachora?

– Właściwie…

– Modlę się, modlę, wciąż godzę się z Panem Jezusem – wołał, przekrzykując nas Tu-Tut.

– Zamknij się, stary zgredzie! – huknął na niego Dean.

– Modlę się!

– Więc módl się cicho.

– Co was tam zatrzymuje, chłopcy!? – wrzasnął Brutal z szopy, która została specjalnie opróżniona na tę okazję. Ponownie znaleźliśmy się w strefie śmierci; jej zapach czuło się niemal w powietrzu.

– Weź na wstrzymanie! – odkrzyknął Harry. – Nie bądź taki cholernie niecierpliwy!

– Modlę się – powtórzył Tu-Tut ze swoim nieprzyjemnym wklęsłym uśmiechem. – Modlę się o cierpliwość, o trochę pieprzonej cierpliwości.

– Właściwie Bitterbuck jest chrześcijaninem… tak przynajmniej mówi – stwierdziłem – i zupełnie wystarczy mu ten baptysta, który przyjechał do Tillmana Clarka. Nazywa się chyba Schuster. Ja też go lubię. Jest szybki i specjalnie ich nie przemęcza. Wstawaj, Tu-Tut. Pomodliłeś się dosyć jak na jeden dzień.

– Idę – oznajmił Tu-Tut. – Znowu idę, znowu idę, tak, proszę pana, idę Zieloną Milą.

Chociaż był całkiem nieduży, przechodząc przez drzwi, musiał pochylić głowę. My musieliśmy pochylić się jeszcze bardziej. Z prawdziwym skazańcem mogliśmy mieć w tym momencie jakieś trudności, więc widząc Brutala, który stał na podwyższeniu z wyciągniętym pistoletem, pokiwałem z satysfakcją głową. Chłopak miał łeb nie od parady.

Tu-Tut zszedł po stopniach i zatrzymał się. Drewniane składane krzesła, około czterdziestu, stały już na miejscu. Bitterbuck miał przejść w bezpiecznej odległości od siedzących widzów, pilnowanych przez sześciu dodatkowych strażników pod wodzą Billa Dodge’a. Mimo dość spartańskich warunków skazaniec nigdy nie zagroził u nas żadnemu ze świadków i nie chciałem, żeby to uległo zmianie.

– Gotowi? – zapytał Tu-Tut, kiedy ustawiliśmy się z powrotem w pierwotnym szyku. Kiwnąłem głową i ruszyliśmy w stronę podwyższenia. Często nachodziła mnie myśl, że przypominamy poczet sztandarowy, który zapomniał o swojej fladze.

– Co mam tutaj robić? – zawołał Percy zza drucianej siatki, oddzielającej szopę od pomieszczenia, w którym znajdował się przełącznik.

– Patrz i ucz się – odkrzyknąłem.

– I przestań trzepać kapucyna – mruknął pod nosem Harry. Tu-Tut usłyszał to i zarechotał.

Wprowadziliśmy go na podwyższenie i Tu-Tut nie proszony przez nikogo odwrócił się tyłem do krzesła – stary weteran znał dobrze swoją rolę.

– Siadam – powiedział. – Siadam na kolanach Starej Iskrówy.

Przyklęknąłem na prawym kolanie obok jego prawej nogi, a Dean przyklęknął obok lewej. W tym momencie byliśmy najbardziej narażeni na fizyczną napaść, gdyby skazaniec wpadł w szał… co czasami się zdarzało. Obaj zwróciliśmy do wewnątrz przygięte kolana, żeby chronić krocze, i opuściliśmy głowy, aby chronić gardła. I oczywiście jak najszybciej unieruchomiliśmy kostki skazanego, żeby wyeliminować niebezpieczeństwo. Przed ostatnim spacerem Wódz miał włożyć pantofle, ale świadomość, że “mogło być gorzej”, jest marną pociechą dla człowieka z pękniętą krtanią. Względnie dla kogoś, kto wije się na podłodze z jajami pęczniejącymi do rozmiarów musztardówek na oczach prawie czterdziestu widzów siedzących na tych składanych krzesełkach. Co najmniej połowa z nich to panowie z prasy.

Przymocowaliśmy kostki Tu-Tuta do nóg krzesła. Klamra po stronie Deana była trochę większa, ponieważ płynął przez nią prąd. Siedzący w tym miejscu jutro Bitterbuck będzie miał ogoloną lewą nogę. Indianie mają z zasady mało owłosione ciało, ale nie chcieliśmy ryzykować.

W czasie gdy ja i Dean unieruchamialiśmy kostki Tu-Tuta, Brutal zajął się jego prawym nadgarstkiem. Harry dał krok do przodu i zrobił to samo z lewym. Kiedy skończyliśmy, Harry skinął głową do Brutala, który zawołał do Van Haya:

– Przerzuć na jedynkę!

Usłyszałem, jak Percy pyta Jacka Van Haya, co to znaczy (trudno było uwierzyć, jak mało wiedział ten chłopak, jak mało nauczył się w trakcie służby na bloku). Van Hay wyjaśnił mu półgłosem, o co chodzi. Dzisiaj to nic nie znaczyło, ale jutro, kiedy Percy usłyszy: “Przerzuć na jedynkę”, Van Hay przesunie dźwignię, która uruchomi więzienny generator mieszczący się za blokiem B. Świadkowie usłyszą monotonny niski pomruk i rozjaśnią się światła w całym więzieniu. Obserwujący to w innych blokach więźniowie pomyślą, że jest już po wszystkim, że egzekucja się skończyła, podczas gdy w rzeczywistości dopiero się zacznie.