Выбрать главу

Spojrzałem ukradkiem na Harry’ego i zobaczyłem, że opadła mu szczęka. Przemiana, jaka zaszła w Percym, nie była może tak niesamowita jak ta, której doznał Ebenezer Scrooge po nocy spędzonej z duchami, ale różnica nie rzucała się specjalnie w oczy.

Percy nachylił się i wsadził twarz między kraty. Francuz skurczył się jeszcze bardziej. Gdyby mógł, rozpłaszczyłby się na ścianie, przysięgam.

– Masz piątaka albo dziesiątkę, żeby zapłacić za pudełko od cygar, ty złamasie? – zapytał go Percy.

– Mam cztery centy – odparł Delacroix. – Zapłacę za pudełko, jeśli jest dobre. S’il est bon.

– Wiesz, co ci powiem? – podjął Percy. – Jeśli ten stary bezzębny alfons sprzeda ci pudełko marki Corona za cztery cenciaki, zwinę trochę waty z ambulatorium, żebyś mógł je wyścielić. Nim się z nami rozstaniesz, urządzimy tu prawdziwy mysi Hilton. Mam napisać raport z egzekucji Bitterbucka – dodał, zwracając się do mnie. – Czy masz u siebie jakieś pióro, Paul?

– Naturalnie – odparłem. – A także odpowiednie formularze. W górnej lewej szufladzie.

– To cudownie – stwierdził i odszedł zamaszystym krokiem do mojego gabinetu.

Harry i ja spojrzeliśmy na siebie.

– Zachorował czy co? – zapytał Harry. – A może poszedł do swojego lekarza i dowiedział się, że zostały mu tylko trzy miesiące życia?

Odpowiedziałem, że nie mam najmniejszego pojęcia, co się stało. I rzeczywiście przez jakiś czas nie miałem pojęcia, ale w końcu mnie oświeciło. A kilka lat później odbyłem podczas kolacji interesującą rozmowę z Halem Mooresem. W tym czasie mogliśmy już swobodnie rozmawiać; Hal przeszedł na emeryturę, a ja pracowałem w poprawczaku. To była jedna z tych kolacyjek, kiedy człowiek za dużo pije, za mało je i za wiele mówi. Hal oznajmił, że Percy przyszedł do niego, skarżąc się na mnie i w ogóle na stosunki panujące na bloku. Było to zaraz po tym, jak przyjechał do nas Delacroix i ja z Brutalem powstrzymaliśmy Percy’ego przed pobiciem Francuza na śmierć. Najbardziej uraziło drania to, że powiedziałem, by zszedł mi z oczu. Nie rozumiał, jak ktoś miał czelność odezwać się w ten sposób do krewnego gubernatora.

Moores powstrzymywał burzę dopóty, dopóki mógł, a kiedy stało się jasne, że Percy będzie się starał wykorzystać swoje znajomości, aby udzielono mi nagany albo w najlepszym razie przesunięto na inny blok, wezwał go do swojego gabinetu i oświadczył, że jeśli przestanie kołysać łodzią, on, Moores, osobiście dopilnuje, by kierował egzekucją Eduarda Delacroix. Obiecał mu, że będzie stał tuż obok krzesła. Ja miałem jak zwykle czuwać nad wszystkim, ale świadkowie nie musieli o tym w ogóle wiedzieć: będą przekonani, że kotyliona prowadzi osobiście pan Percy Wetmore. Moores nie obiecywał nic ponad to, co już wcześniej przedyskutowaliśmy i na co przystałem, ale Percy nie miał o tym pojęcia. Zgodził się nie składać na mnie skargi i atmosfera na bloku E znacznie się poprawiła. Zgodził się nawet na to, by Delacroix zatrzymał w charakterze udomowionego zwierzątka jego starą nemezis. To zdumiewające, jak bardzo pewni ludzie potrafią się zmienić, jeśli tylko przyświeca im jakiś cel. Percy’emu wystarczyło, że dyrektor Moores pozwolił mu pozbawić życia małego łysiejącego Francuza.

9

Tu-Tut uważał, że cztery centy to zdecydowanie za mało za pierwszorzędne pudełko po cygarach marki Corona i miał chyba rację – pudełka po cygarach cieszyły się w więzieniu wielkim powodzeniem. Można było w nich przechowywać tysiące różnych przedmiotów, ładnie pachniały i przypominały naszym klientom życie na wolności. Chyba dlatego, że w więzieniu wolno było palić papierosy, ale nie cygara.

Dean Stanton, który wrócił już na blok, dorzucił jednego centa i ja dałem tyle samo. Kiedy Tu-Tut mimo wszystko nie dawał się przekonać, wziął go w obroty Brutal. Najpierw powiedział mu, żeby nie był takim dusigroszem, następnie obiecał, że on, Brutus Howell, osobiście odda Tu-Tutowi pudełko nazajutrz po egzekucji Delacroix.

– Sześć centów to może rzeczywiście za mało, gdybyśmy mówili o kupnie – stwierdził. – Ale musisz przyznać, że to wspaniała cena za wypożyczenie. Eddie przejdzie Milę za miesiąc, najdalej za sześć tygodni. Człowieku, zanim zdążysz się obejrzeć, będziesz miał to pudełko z powrotem na swoim wózku.

– Jakiś sędzia o miękkim sercu może mu dać odroczenie i facet zaśpiewa jeszcze nam piosenkę o starych znajomych – mruknął Tu-Tut, w gruncie rzeczy jednak wiedział, że to nieprawda, a Brutal wiedział, że on wie. Stary Tu-Tut popychał swój oklejony cytatami z Biblii wózek w czasach, gdy pocztę dostarczali jeszcze posłańcy na kucykach, i miał licznych informatorów – jak sądziłem wówczas, o wiele lepszych niż nasi. Wiedział, że Delacroix nie ma co liczyć na sędziego o miękkim sercu i że jedyną nadzieję może pokładać w gubernatorze, który nie ułaskawiał raczej podpalaczy, mających na sumieniu pół tuzina jego wyborców.

– Jeśli nawet nie dostanie odroczenia, ta mysz będzie srała do pudełka aż do października, może nawet do Święta Dziękczynienia – nie dawał za wygraną, ale Brutal widział, że jego opór słabnie. – Kto kupi pudełko, które jakaś mysz używała jako ubikacji?

– Trzymajcie mnie, bo padnę – jęknął Brutal. – To najgłupsza rzecz, jaką w życiu słyszałem, Tu-Tut. Po pierwsze Delacroix tak zadba o to pudełko, że będziesz mógł z niego jeść niedzielny obiad. Tak strasznie kocha tę mysz, że wyliże je do czysta, jeśli zajdzie taka potrzeba.

– Nie chcę tego słuchać – przerwał mu Tu-Tut, marszcząc nos.

– Po drugie – podjął Brutal – mysie bobki to nic strasznego. Są twarde jak śrut, drobny śrut na ptaki. Można je od razu wytrząsnąć. Nie ma się czym przejmować.

Stary Tu-Tut był zbyt rozsądny, żeby protestować. Spędził dość czasu na świeżym powietrzu, by wiedzieć, kiedy może wystawić twarz na bryzę, a kiedy schować się przed huraganem. Nie był to jeszcze huragan, ale my, mundurowi, polubiliśmy tę mysz i przypadł nam do gustu pomysł, żeby zamieszkała razem z Delacroix, a to oznaczało, że Tu-Tut musi stawić czoło co najmniej silnej wichurze. Francuz dostał zatem swoje pudełko, a Percy dotrzymał słowa – dwa dni później dno zostało wyścielone miękkimi wacikami z ambulatorium. Percy przekazał je osobiście i widziałem lęk na twarzy Delacroix, kiedy wystawił dłoń przez kraty, żeby je odebrać. Bał się, że Percy złapie go za rękę i połamie mu palce. Ja też się trochę tego bałem, ale nic takiego się nie stało. Tamtego dnia wydawało mi się, że mogę nawet polubić Percy’ego, chociaż trudno było nie zauważyć chłodnego rozbawienia w jego oczach. Obaj mieli swoje maskotki. Delacroix trzymał swoją w celi, do końca życia pieszcząc ją i kochając; Percy uzbroił się w cierpliwość (na tyle w każdym razie, na ile może się uzbroić w cierpliwość człowiek jego pokroju), następnie zaś spalił swoją maskotkę żywcem.

– Otwieramy mysi Hilton – powiedział Harry. – Pytanie tylko, czy ta mała cholera zechce w nim zamieszkać?

Odpowiedź na to pytanie poznaliśmy, gdy Delacroix złapał jedną ręką Pana Dzwoneczka i wsadził go delikatnie do pudełka. Mysz wślizgnęła się pod białą watę, jakby to była puchowa pierzyna ciotki Bei, i pudełko stało się jej domem aż do dnia… ale o tym, jak zakończyła się historia Pana Dzwoneczka, opowiem w stosownym czasie.

Obawy Tu-Tuta, że pudełko po cygarach zamieni się w ubikację, okazały się zupełnie bezpodstawne. Nigdy nie ujrzałem w nim ani jednego mysiego bobka, a Delacroix twierdził, że nie widział ich nigdzie w całej celi. Znacznie później, mniej więcej w tym samym czasie, kiedy Brutal pokazał mi dziurę w belce i znaleźliśmy w niej kolorowe drzazgi, przesunąłem na inne miejsce stojące w kącie izolatki krzesło i znalazłem pod nim małą kupkę mysich odchodów. Pan Dzwoneczek załatwiał się jak widać zawsze w tym samym miejscu, jak najdalej od nas. I jeszcze jedno: nigdy nie widziałem, żeby sikał, a myszy nie potrafią na ogół zamknąć kranika na dłużej niż na dwie minuty, zwłaszcza kiedy coś jedzą. Mówię wam, ten przeklęty zwierzak był prawdziwym cudem natury.