Выбрать главу

— To podgórze stanie się bardzo popularnym miejscem do zamieszkania — powiedziała Dianie Maja. — Miasteczka będą leżały między górami i morzem, a niektóre u wylotów kanionów mogą się ostatecznie stać małymi portami.

Diana skinęła głową.

— Przyjemnego żeglowania.

Kiedy objechały ostatni łuk, tor magnetyczny musiał przekroczyć Lodowiec Niestena, zamarzniętą pozostałość po solidnym wybuchu, który zalał Low Point w roku 2061. Nie było tam łatwej drogi do przejazdu, ponieważ lodowiec w najwęższym punkcie miał trzydzieści pięć kilometrów szerokości i nikt jeszcze nie poświęcił czasu i sprzętu, aby zbudować nad nim wiszący most. Zamiast tego wbito w lód kilka słupów wspierających i zabezpieczono je w skale pod lodem. Słupy te miały od strony przedniej dzioby niczym lodołamacze, z tyłu natomiast przyczepione coś w rodzaju mostu pontonowego, który przesuwał się po płynących krach dzięki mocnym poduszeczkom amortyzującym, rozszerzającym się albo kurczącym dla wyrównania uskoków czy wzniesień w lodzie.

Przy przejeździe przez most pontonowy pociąg zwolnił, toteż przesuwał się powoli i Maja mogła spojrzeć w górę strumienia. Zauważyła miejsce, gdzie lodowiec wysuwał się z położonej między dwoma szczytami o wyglądzie kłów szczeliny, bardzo blisko Krateru Niestena. Przed laty jacyś, nigdy nie zidentyfikowani, powstańcy, używając ładunku termonuklearnego, wysadzili w powietrze formację wodonośną Niestena, uwalniając jeden z pięciu czy sześciu największych wypływów roku 2061, prawie tak duży jak ten, który zalał kaniony Marineris. Lód pod przejeżdżającym pociągiem ciągle jeszcze był nieco radioaktywny. Obecnie jednak leżał pod mostem zamarznięty i nieruchomy, stanowiąc nie większą pozostałość po tej straszliwej powodzi niż tylko zadziwiająco popękane pole lodowych bloków. Siedząca obok Mai Diana powiedziała coś właśnie o amatorach wspinaczek górskich, którzy dla czystej przyjemności lubili się wdrapywać na tutejsze lodospady. Zdegustowana Maja wzruszyła ramionami i uznała, że ludzie są pomyleni. A potem pomyślała o Franku, którego ciało porwała marineryjska powódź i zaklęła głośno.

— Nie pochwalasz tego? spytała Diana.

W odpowiedzi Rosjanka znowu zaklęła.

Zaizolowany rurociąg biegł w dół śródlinii lodowca, pod mostem pontonowym i dalej, w dół ku Low Point. Ciągle osaczano dno popękanej warstwy wodonośnej. Maja wypatrzyła w Low Point budynek, w którym mieszkała kiedyś przez wiele lat z pewnym inżynierem; jego imienia nie mogła sobie teraz przypomnieć, a obecnie wypompowywano to, co pozostało na dnie formacji wodonośnej Niestena, dolewając jeszcze więcej wody na zatopione miasto. Wielki wyciek z 2061 roku zredukował się w chwili obecnej do smukłego rurociągu; wodę skanalizowano i uregulowano.

Maja poczuła w sobie niespokojne zawirowanie emocji. Musiała przyznać, że poruszyło ją to, co widziała podczas wycieczki, a także wspomnienia wszystkich wydarzeń, które miały miejsce kiedyś oraz przeczucie tych, które nastąpią… Ach, ta powódź wewnątrz niej, ten wybuch powodzi w jej umyśle! Gdyby tylko potrafiła ujarzmić swoją duszę w taki sam sposób, jak oni ujarzmili tę warstwę wodonośną — opróżnić ją, kontrolować, rozsądnie uregulować. Jednak jej ciśnienie hydrostatyczne było tak ogromne, a zdarzające się wybuchy tak gwałtowne. Żaden rurociąg nie zdołałby ich powstrzymać.

— Wszystko się zmienia — powiedziała Maja Michelowi i Spencerowi. — Nie sądzę, żebyśmy jeszcze cokolwiek z tego rozumieli.

Ponownie pogrążyła się w swoim życiu w Odessie, szczęśliwa, że wróciła do miasta, chociaż także dziwnie poruszona i bardzo wszystkiego ciekawa; widziała teraz świat w jakiś nowy sposób. Na ścianie nad biurkiem w swoim biurze powiesiła wykonany przez Spencera szkic, który przedstawiał alchemika ciskającego w burzliwe morze jakąś wielką księgę. Na dole Spencer napisał: „Zatopię swoją księgę”.

Każdego dnia wczesnym rankiem Maja opuszczała mieszkanie i szła po gzymsie do biurowca Głębokich Wód położonego w pobliżu suchego nabrzeża, obok innej związanej z Praxis firmy o nazwie Separation de L’Atmosphere. Tam całymi dniami pracowała kierując zespołem syntetyzującym, którego działalność polegała na koordynacji działań jednostek polowych i — ostatnio — na obserwacji małych ruchomych maszyn automatycznych, poruszających się wokół dna basenu, gdzie zajmowały się najnowszym górnictwem minerałowym oraz przemieszczaniem lodu. Od czasu do czasu Maja projektowała również małe wędrowne wioski, ciesząc się możliwością powrotu do ergonomiki, swej najstarszej — oczywiście, poza kosmonautyką — profesji. Pewnego dnia, gdy przesuwała szafki w pomieszczeniu, spojrzawszy na swoje szkice poczuła ostry dreszcz deja vii i zastanowiła się, czy kiedykolwiek przedtem nie wykonywała przypadkiem dokładnie takiej samej pracy, kiedyś w zapomnianej już przeszłości. Zadawała sobie także pytanie, dlaczego umiejętności praktyczne tak mocno tkwią w pamięci, podczas gdy wiedza jest taka ulotna. Przez całe swoje życie Maja nie potrafiła sobie przypomnieć teorii, dzięki której była specjalistką od spraw ergonomiki, ale mimo upływu dziesięcioleci, jakie minęły od czasów nauki, ciągle potrafiła robić ze swej wiedzy właściwy użytek.

Pomyślała, że umysł człowieka jest bardzo dziwny. W niektóre dni uczucie deja vu wracało tak namacalne jak swędzenie i z tego powodu każde wydarzenie danego dnia wydawało się Mai czymś znanym. Stwierdziła, że owo odczucie stawało się tym bardziej nieprzyjemne, im dłużej się utrzymywało, aż świat zmieniał się w dotkliwe, przerażające więzienie, a sama Maja była w nim tylko tworem przypadku, mechanizmem zegarowym niezdolnym do zrobienia czegokolwiek nowego, czego nie zrobiła już przedtem, w tej nie pamiętanej już przeszłości. Pewnego razu, kiedy choroba ta trwała prawie tydzień, Maja czuła się jak sparaliżowana; nigdy wcześniej nic nie zaatakowało w tak złośliwy sposób sensu jej życia, nigdy. Michel, który naprawdę się o nią troszczył, zapewniał ją, że jest to prawdopodobnie psychiczna manifestacja problemów fizycznych. Maja uwierzyła mu na słowo, choć chyba nie do końca… Ale, ponieważ nie potrafił najwyraźniej w żaden sposób przynieść jej ulgi i sprawić, by wrażenie to ją opuściło, uznała, że praktycznie nie bardzo jej pomaga. Znosiła więc napady deja vu w milczeniu i czekała, aż same miną.

Kiedy rzeczywiście mijały, robiła, co mogła, aby o nich zapomnieć. A potem, kiedy się pojawiały ponownie, mówiła do Michela: „Och, mój Boże, czuję to znowu”, a on jej odpowiadał pytaniem: „Czy to się zdarzyło już przedtem?”, po czym oboje wybuchali śmiechem, a Maja ze wszystkich sił się starała poradzić sobie z samą sobą. Rzucała się w drobiazgowe problemy swojej aktualnej pracy: przygotowywała plany dla ekip różdżkarskich i wyznaczała im zadania na podstawie raportów areografów ze stożka oraz wyników innych zespołów różdżkarskich, które powróciły do miasta. Była to praca interesująca, nawet ekscytująca, coś w rodzaju gigantycznej wyprawy w celu odnalezienia ukrytych skarbów, która wymagała ciągłej edukacji w dziedzinie areografii, nauki o sekretnych zwyczajach wody zalegającej pod marsjańską powierzchnią. Całkowite oddanie się pracy pomogło Mai dość poważnie w przezwyciężaniu deja vu i po jakimś czasie wrażenie to stawało się tylko jednym z wielu niesamowitych odczuć, którymi obarczał ją jej umysł. Wydawało jej się wprawdzie gorsze niż radość, ale z pewnością lepsze niż depresja lub zdarzające się sporadycznie momenty, kiedy zamiast uczucia, że coś się już przedtem zdarzyło, odnosiła wrażenie, że nic takiego nigdy wcześniej nie miało miejsca, mimo że była to, na przykład, zwykła czynność wsiadania do tramwaju. Te przeciwne odczucia Michel nazywał jamais vu i patrzył na nią z niepokojem, gdy o nich opowiadała. Były widocznie nieco niebezpieczne. Jednak nic nie można było z nimi zrobić. Czasami życie z kimś, kto się specjalizował w problemach psychologicznych, wcale nie pomagało. Łatwo można się było stać dla tamtej osoby jedynie spektakularnym przypadkiem, który należy zbadać i przestudiować. A trzeba by wielu słów, aby opisać skomplikowaną osobowość Mai.