Выбрать главу

Spencer napotkał spojrzenie Mai i podniósł dłonie w rękawiczkach w takim geście, jak gdyby chciał ją przeprosić za lekceważenie, które okazywał jej Sax. Ona odwróciła się i wróciła po zboczu na górę.

W końcu cała grupa wspięła się po krętym grzbiecie ponad konturem depresji Minus Jeden na pagórek leżący dokładnie na północ od stacji. Znajdowali się teraz wystarczająco wysoko, aby móc dostrzec rozciągający się na zachodnim horyzoncie lodowiec. Pod nimi leżało lotnisko, swoim widokiem przywodząc Mai na myśl Underhill albo stacje antarktyczne — było równie nie zaplanowane, nie zabudowane; Maja nie mogła sobie wyobrazić całego tego wyspowego miasta, które — co było już pewne — miało tu powstać. Młodzi tubylcy, stąpając z gracją po kamieniach, spekulowali na temat wyglądu miasta. Zgadzali się co do tego, że będzie kąpieliskiem nadmorskim, którego każdy hektar miał być zabudowany lub porośnięty roślinnością, w każdym najmniejszym nawet wcięciu linii brzegowej miały się znajdować porty dla łodzi, a wszędzie — drzewa palmowe, plaże, pawilony… Maja zamknęła oczy i próbowała sobie wyobrazić wszystko to, co opisywali młodzi, ale w końcu zrezygnowała, otworzyła oczy i zobaczyła oczywiście tylko skały, piasek i małe niepozorne rośliny. Wyobraźnia zawiodła ją. Cokolwiek przyniesie przyszłość, będzie dla niej niespodzianką, nie potrafiła bowiem stworzyć sobie żadnego obrazu tego przyszłego miasta; był to jakiś napierający na teraźniejszość rodzaj jamais vii. Nagłe przeczucie śmierci zalało Maję gorącem. Usiłowała się otrząsnąć z tego wrażenia. Nikt nie może sobie przecież wyobrazić przyszłości, myślała. Pustka w moim umyśle, pocieszała się, nie znaczy nic; to coś zupełnie normalnego. Przecież tylko obecność Saxa ją niepokoi, zakłóca myśli, przypominając o pewnych sprawach; nie mogła sobie pozwolić na myślenie o nich. Nie, stwierdzenie, że przyszłość jest pusta, stanowi prawdziwe błogosławieństwo. To wolność od deja vu! Nadzwyczajne błogosławieństwo!

A Sax wlókł się za nią, patrząc w dal na leżący pod nimi basen.

Następnego dnia całą grupą wsiedli ponownie do „Trzech diamentów”, wzbili się w powietrze i lecieli na południowy wschód, aż — w niedalekiej odległości na zachód od Zea Dorsa — kapitan spuścił linę kotwiczną. Minęło już dość sporo czasu od kiedy Maja podróżowała po owym terenie z Dianą i jej przyjaciółmi i teraz grzbiety te stały się już tylko wąskimi półwyspami skalnymi, rozciągającymi się po potrzaskanym lodzie ku wyspie Minus Jeden i opadającymi jeden za drugim pod lodowcem — wszystkie z wyjątkiem największego, który ciągle był nie potrzaskanym szczytem, dzielącym dwie nierówne masy lodowe, toteż zachodnia masa lodu znajdowała się wyraźnie jakieś dwieście metrów niżej od wschodniej. Przesmyk ten, jak wyjaśniła Diana, był ostatnią linią lądu łączącego wyspę Minus Jeden i stożek basenu. Gdyby go zalano, środkowe wzniesienie stałoby się prawdziwą wyspą.

Lodowa masa na wschodnim stoku pozostałej dorsy w jednym punkcie była bardzo blisko linii grzbietu. Kapitan sterowca wciągnął linę kotwiczną, po czym polecieli na wschód na dominującym wietrze, aż znaleźli się bezpośrednio nad grzbietem, skąd mogli wyraźnie zobaczyć, że wodzie pozostały do pokonania dosłownie tylko metry skały. Dalej na wschód znajdował się „rurociąg spacerowy”, niebieski przewód ślizgający się powoli w tył i w przód na płozowych słupach, kiedy woda z dyszy wystrzeliwała na powierzchnię. Ponad warkotem śmigieł do uszu lecących docierały z dołu sporadyczne zgrzyty i jęki, stłumione odgłosy huku oraz wysokie dźwięki pękania, przypominające strzał z pistoletu. Diana powiedziała, że pod lodem znajduje się płynna woda, a ciężar nowej wody na szczycie sprawiał, że pewne odcinki lodu ocierały się ponad ledwie zatopionymi dorsami. Kapitan skierował się na południe i Maja zauważyła góry lodowe, które wzlatywały w powietrze, jak gdyby poruszane eksplozjami materiałów wybuchowych; unosiły się łukowato w różnych kierunkach, po czym upadały z powrotem na lód, rozpadając się na tysiące kawałków:

— Chyba lepiej będzie, jak trochę się wycofamy — stwierdził kapitan. — Kiepsko byłoby z moją reputacja, gdyby trafiła nas spadająca z nieba góra lodowa.

Drogę wskazywała im dysza „rurociągu spacerowego”. A potem, z nikłym sejsmicznym rykiem, został zalany ostatni pełny grzbiet. Na skałę wpłynął pęd ciemnej wody, potem przesączyła się ona w dół zachodniego stoku grzbietu w szerokim na jakieś kilkaset metrów wodospadzie, którego dwieście metrów spływało w powolnej leniwej tafli. Na tle wielkiego lodowego świata, rozciągającego się we wszystkich kierunkach aż po horyzont, wodospad wydawał się jedynie małą strugą. Jednakże woda sączyła się równomiernie, a na wschodniej masie lód na stokach w specyficzny sposób skanalizował ją. Wodospady huczały jak grzmot, natomiast na zachodnim stoku woda rozprzestrzeniała się niczym wachlarz w setkach strumyków, sunących po popękanym lodowcu. Gdy Maja patrzyła na cały ten wodny krajobraz, ze strachu zjeżyły jej się włoski na karku. Uznała, że powodem tego lęku musi być chyba wspomnienie powodzi marineryjskiej, ale nie potrafiła stwierdzić, czy rzeczywiście w tym leży przyczyna.

Powoli rozmiar wodospadu zmniejszył się, a po niecałej godzinie cała masa wodna zwolniła swój bieg, a potem zamarzła, przynajmniej na powierzchni. Chociaż ten jesienny dzień był słoneczny, temperatura w dole wynosiła osiemnaście stopni poniżej zera, a z zachodu zbliżała się linia postrzępionych kłębiastych chmur deszczowych, zapowiadając nadejście zimnego frontu. W końcu wodospad znieruchomiał. Jednak to, co pozostało, było świeżym lodospadem, pokrywającym skalny grzbiet tysiącem gładkich białych żyłek. Grzbiet stał się obecnie dwoma pagórkami, które nie stykały się ze sobą całkowicie, podobnie jak pozostałe grzbiety Zea Dorsa — wszystko spływało w lód, jak zestaw pasujących do siebie żeber; symetryczne półwyspy. Morze Hellas rozciągało się teraz we wszystkie strony, a Minus Jeden naprawdę stało się wyspą.

Po tej wyprawie podróże koleją wokół Hellas oraz wycieczki powietrzne na te tereny nie wydawały się Mai już takie same, skoro widziała tę pogmatwaną sieć lodowców i chaotycznych obszarów lodowych w basenie, który stał się nowym morzem, podnoszącym się, napełniającym i zalewającym wszystko wokół. I, w gruncie rzeczy, to płynne morze pod powierzchniowym lodem w pobliżu Low Point rosło o wiele szybciej wiosną i latem, niż kurczyło się jesienią i zimą. Silne wiatry wzniecały w płonach fale, co latem powodowało pękanie lodu między nimi i w ten sposób tworzyły się regiony lodowych rumowisk: płynąca seria lodowych kloców, które pędząc po małych stromych wzniesieniach huczały tak głośno, że rozmowy w sterowcach stawały się bardzo trudne.

W M-roku czterdziestym dziewiątym tempo wylewów ze wszystkich eksploatowanych formacji wedonośnych osiągnęło maksimum. Dziennie pompowano łącznie dwa i pół tysiąca metrów sześciennych w morze; była to ilość, która powinna wypełnić basen do konturu jednokilometrowego w przeciągu około sześciu M-lat. Mai okres ten wcale nie wydawał się długi, zwłaszcza że w basenie, leżącym dokładnie na horyzoncie Odessy, stale widziała postępy na własne oczy. Każdej zimy ostre burze, które szalały nad górami, zarzucały całe dno basenu zaskakującym białym śniegiem i chociaż wiosną śnieg ten topniał, nowa krawędź lodowego morza znajdowała się bliżej miasta niż poprzedniej jesieni.

Bardzo podobnie się działo na północnej półkuli; nie pozostawiały co do tego najmniejszych wątpliwości zarówno telewizyjne wiadomości, jak i nieczęste wyprawy Mai do Burroughs. Wielkie północne wydmy Vastitas Borealis gwałtownie zalewano, bowiem na powierzchnię wypływały wody z naprawdę ogromnych warstw wodonośnych spod Vastitas i północnego regionu polarnego. Wodę te pompowały na powierzchnię platformy wiertnicze, które stawiano na lodzie, kiedy stal się dostatecznie gruby. Latem na północy wypływały z topniejącej północnej czapy polarnej wielkie rzeki; wycinały w piaskach warstwowych kanały i pędziły w dół, łącząc się z lodem. Dlatego też w kilka miesięcy po tym, jak Minus Jeden stało się wyspą, w telewizyjnych wiadomościach pokazano film wideo z odsłoniętego obszaru gruntu w Vastitas, który na zachodzie, wschodzie i północy znikał pod ciemną powodzią. Był to najwyraźniej ostatni łącznik między płatami lodu.