Tego typu działalność oraz zniszczenie południowych kryjówek wywołały w Dorsa Brevia coś, co przypominało jakiś rodzaj wojennego rozgorączkowania i to również martwiło Maję. Znajdujący się w sercu tych wydarzeń Sax, był upartym, tajemniczym, genialnym samotnikiem, osobnikiem, który wydawał się rzeczywiście cierpieć z powodu uszkodzenia mózgu; prawdziwy szalony naukowiec. Ani razu jeszcze nie przemówił bezpośrednio do niej; Maja uważała, że jego ataki na soczewkę napowietrzną i Deimos,’chociaż bardzo skuteczne, spowodowały także wzmożone szturmy ZT ONZ na rejon marsjańskiego południa. Rosjanka ciągle wysyłała Saxowi wiadomości doradzające opanowanie i cierpliwość, aż wreszcie otrzymała przepełnioną irytacją odpowiedź od Ariadnę:
— Maju, wiemy, co mamy robić. Pracujemy tutaj z Saxem i mamy świadomość własnych możliwości i ograniczeń. To, co mówisz, jest albo oczywiste, albo niewłaściwe. Jeśli chcesz pomóc, zwróć się do „czerwonych”, my nie potrzebujemy twoich rad.
Maja przeklęła twarz na ekranie. Opowiedziała o tym Spencerowi, który oświadczył:
— Sax uważa, że jeśli do czegoś dojdzie, możemy potrzebować wszelkiej broni, jaką będziemy mieli do dyspozycji. Myślę, że jest to z jego strony bardzo praktyczne podejście.
— A co z ideą dekapitacji?
— Może Saxowi się wydaje, że buduje gilotynę. Słuchaj, pomów o tym z Nirgalem i Artem. Albo choćby z Jackie.
— Zgoda. Ale widzisz, chcę porozmawiać właśnie z Saxem! On przecież musi kiedyś ze mną porozmawiać, do ciężkiej cholery! Powiedz mu, żeby ze mną porozmawiał, dobrze?
Spencer zgodził się spróbować i pewnego ranka na swojej prywatnej linii zorganizował połączenie z Saxem. Jednakże na telefon zamiast Russella odpowiedział Art, który obiecał, że postara się skłonić Saxa, aby także z Mają porozmawiał.
— Jest ostatnio bardzo zajęty, Maju. Podoba mi się, gdy na niego patrzę. Ludzie nazywają go generałem Saxem.
— Boże, broń!
— Wszystko w porządku. Mówi się także o generał Nadii… no i o generał Mai.
— Nie tak mnie nazywają. — Raczej Czarną Wdową, pomyślała, albo suką. Zabójczynią. Dobrze o tym wiedziała.
A ukradkowe spojrzenie Arta stanowiło dla niej potwierdzenie, że się nie myliła.
— No cóż — powiedział Art — cokolwiek by sądzić, w przypadku Saxa jest to właściwie dowcip. Ludzie mówią o zemście szczurów laboratoryjnych, coś w tym rodzaju…
— Nie podoba mi się to wszystko. — Pomysł kolejnej rewolucji wydawał się teraz nabierać własnego życia, własnego rozpędu niezależnego od jakiejkolwiek rzeczywistej logiki; było to po prostu coś, co robili, coś, co zawsze zamierzali zrobić. Coś, co wyrwało się spod kontroli Mai, a także spod kontroli wszelkich innych osób. Nawet ich zbiorowe wysiłki, tak rozproszone i ukryte, nie wydawały się skoordynowane ani też nie łączyły się z żadnym klarownym planem tego, co zamierzali próbować zrobić, czy też z przyczyną tego działania. To się po prostu działo i już.
Starała się przekazać nieco z tych swoich chaotycznych myśli Artowi, który pokiwał głową.
— To kwestia historii, jak mi się zdaje. Coś paskudnego… I trzeba z pewnością zapanować nad tym wszystkim i nie popuszczać. Ujeżdżać tygrysa. Macie wiele różnych osobowości w swoim ruchu i każda z nich ma swoje własne wyobrażenie całej sytuacji. Ale słuchaj, myślę, że idzie nam lepiej niż ostatnim razem. Pracuję nad pewnymi inicjatywami związanymi z Ziemią, pertraktuję ze Szwajcarami, a także z pewnymi ludźmi z Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości. A Praxis ciągle nas naprawdę dobrze informuje, co się dzieje wśród metanarodowców na Ziemi. Oznacza to, że nie może nam się nagle przydarzyć coś, czego nie zrozumiemy.
— To prawda — przyznała Maja. Pakiety z informacjami i analizami, które Praxis przysyłała na Marsa, były bez porównania bardziej wyczerpujące niż jakiekolwiek komercyjne programy informacyjne, a ponieważ konsorcja metanarodowe kontynuowały dryf ku temu, co bywało nazywane „trójmetawładzą”, oni tu, na Marsie, w swoich ukrytych koloniach i „bezpiecznych domach” byli w stanie nadążać za tym krok w krok. Subarashii przejęło Mitsubishi, potem swego starego przeciwnika, Armscor, a następnie poróżniło się z Amexxem, który bardzo mocno się starał doprowadzić do wykluczenia Stanów Zjednoczonych z Grupy Jedenastu; mieszkańcy Marsa widzieli to wszystko od środka. Nic nie mogło być gorsze od sytuacji w latach pięćdziesiątych XXI wieku. I to stanowiło pociechę, nawet jeśli tylko bardzo niewielką.
A później za Artem pojawił się na ekranie Sax i wpatrzył się w nią. Poznawszy ją, powiedział:
— Maja!
Z trudem przełknęła ślinę. Czyżby jej więc wybaczył to, co zrobiła Phyllis? Czyżby zrozumiał, dlaczego ją zabiła? Jego nowa twarz nie dostarczała Mai żadnych wskazówek — była tak samo kamienna jak stara, a z powodu dziwnej obcej martwoty jeszcze trudniejsza do odczytania.
Rosjanka zebrała się w sobie i spytała Saxa o plany.
— Nie ma żadnego planu — odpowiedział. — Ciągle czynimy przygotowania. Musimy czekać na jakiś zapalnik. Zapalnik w postaci wydarzenia… To jest bardzo ważne. Istnieje parę możliwości… Cały czas nad wszystkim czuwam. Ale właściwa chwila jeszcze nie nadeszła.
— To świetnie — odparła. — Ale posłuchaj, Sax. — I wtedy przedstawiła mu wszystkie problemy, którymi się zamartwiała: opowiedziała mu o potędze wojsk Zarządu Tymczasowego, wspieranej przez dużych, głównych metanarodowców, opowiedziała o stałej presji użycia siły, jaka objawiała się w co bardziej radykalnych skrzydłach podziemia. Przekazała mu swoje odczucie, że ciągle trzymają się tego samego starego wzorca. A kiedy mówiła, Sax mrugał w swoim dawnym stylu, tak iż wiedziała — mimo jego nowej dziwnej twarzy — że naprawdę jej słucha, że w końcu znowu jej słucha. Dlatego też mówiła dłużej niż pierwotnie zamierzała, zwierzając się Saxowi ze wszystkich swoich niepokojów, łącznie z nieufnością, jaką czuła wobec Jackie i strachem przed życiem w Burroughs. Powiedziała mu absolutnie wszystko. To było jak rozmowa ze spowiednikiem albo sądowa obrona: błaganie racjonalnego naukowca, aby nie pozwolił znowu wszystkiemu zwariować. Aby sam znowu nie zwariował. I dopiero słysząc swoją paplaninę, Maja uświadomiła sobie, jak bardzo jest przerażona.