Maja potrząsnęła głową i wróciła do swoich spraw. Spędzała coraz więcej czasu na pracy z Nirgalem, przyjmując jego rady, i sama mu doradzając. Nirgal stał się obecnie — nawet bardziej niż dotąd — najlepszym kontaktem, jaki Maja miała wśród młodych, a także osobą najpotężniejszą i najrozsądniejszą z nich. Dokładnie tak samo jak Maja chciał czekać na odpowiedni „zapalnik”, a potem zorganizować jednomyślną akcję i był to zapewne jeden z powodów przyciągających do niego Rosjankę. Jednak liczył się również jego charakter, jego ciepło, dobry humor i szacunek dla niej. Niezwykle różnił się w tej kwestii od Jackie — stanowił wręcz jej dokładne przeciwieństwo — chociaż Maja wiedziała, że tych dwoje łączy bardzo bliski i równie skomplikowany związek, którego korzenie sięgały głęboko w ich dzieciństwo. Chociaż ostatnio najwyraźniej zrazili się do siebie — fakt ten z pewnością nie unieszczęśliwiał Mai — a i dzieliły ich spore różnice polityczne. Jackie, podobnie jak Nirgal, niewątpliwie miała charyzmę i werbowała stale nowe tłumy do swojego „booneistycznego” skrzydła ugrupowania „Nasz Mars”. Jej organizacja zalecała natychmiastową akcję zbrojną, co z kolei zbliżało Jackie bardziej do Harmakhisa niż do Nirgala, w każdym razie w sensie politycznym. Maja robiła wszystko, co mogła, aby poprzeć stanowisko Nirgala w rozłamie, jaki panował wśród tubylców: na każdym zebraniu stawała po stronie takiej polityki i takich działań, które były „zielone”, umiarkowane, nie zakładały użycia przemocy i były koordynowane z centrum. Dostrzegała jednak, że większość świeżo politykujących tubylców w miastach przyciągała frakcja Jackie i „Nasz Mars” — organizacje o zapatrywaniach, ogólnie mówiąc, „czerwonych”, radykalnych i anarchistycznych. Tak je w każdym razie odbierała Maja, a wzrastające ataki, demonstracje, walki uliczne, akty sabotażu i ekotażu tylko wspierały jej ocenę.
Do Jackie przyłączała się zresztą nie tylko większość nowych tubylczych rekrutów, ale także mnóstwo niezadowolonych emigrantów, szczególnie tych przybyłych na Marsa całkiem niedawno. Tendencja ta drażniła Maję i nawet pewnego dnia po wspólnym przejrzeniu raportu Praxis poskarżyła się w tej kwestii Artowi.
— No cóż — odparł dyplomatycznie — wskazane jest, żeby po naszej stronie było tak wielu emigrantów, jak to tylko możliwe.
Rzecz jasna, Art, który — kiedy nie łączył się z Ziemią — spędzał dużo czasu krążąc wśród grup ruchu oporu, próbując je skłonić do zgody, musiał się cieszyć z takiego obrotu spraw.
— Ale dlaczego się przyłączają właśnie do niej? — spytała Maja.
— Cóż… — odrzekł Art, machając ręką — sama wiesz… Ci emigranci przylatują tu i niektórzy z nich od razu słyszą o demonstracjach albo nawet jakąś widzą… Rozpytują więc wokół, wysłuchują rozmaitych relacji… Niektórzy słyszą, że jeśli wyjdą i przyłączą się do demonstracji, wtedy tubylcy naprawdę ich za to polubią. Rozumiesz? Na przykład polubią ich młode tutejsze kobiety, które, jak słyszeli, potrafią być przyjazne, prawda? Bardzo, bardzo przyjazne… Wychodzą więc i przyłączają się do tubylców, sądząc, że może dzięki temu na resztę dnia zabierze ich do domu któraś z tych dużych ładnych dziewcząt.
— Daj spokój — zdenerwowała się Maja.
— No cóż, sama wiesz — dodał Art. — Niektórym z nich to się faktycznie przydarza.
— A w ten sposób naszej Jackie, rzecz jasna, trafiają się wszystkie świeże nabytki.
— Nooo, nie jestem pewien, czy nie mamy przypadkiem do czynienia z podobnym czynnikiem także w przypadku Nirgala. Nie wiem też, czy ludzie czasem za bardzo ich sobie nie przeciwstawiają. To jest niby drobna kwestia, coś, czego powinnaś być bardziej świadoma niż oni.
— Hmm…
Maja przypomniała sobie, jak Michel jej mówił, że jest ważne, aby zawsze stawała w obronie tego, co kocha i przeciwko temu, czego nienawidzi. A Maja kochała Nirgala, naprawdę go kochała. Był wspaniałym młodym mężczyzną, najsubtelniejszym ze wszystkich tubylców. Oczywiście, każdą motywację należałoby uznać za dobrą, także taką jak energia erotyczna, skoro pcha ludzi na ulice… A jednak, gdyby tylko ludzie byli rozsądniej si… Jackie przecież robiła, co mogła, ze wszystkich swoich przeklętych sił, aby poprowadzić ich ku kolejnej spazmatycznej i nie zaplanowanej rewolcie, której rezultaty mogły być naprawdę katastrofalne!
— Jest to zresztą jeden z powodów, dla których ludzie podążają także za tobą, Maju.
— Co takiego?
— Słyszałaś, co powiedziałem.
— Daj spokój. Nie wygłupiaj się.
Chociaż taka myśl była całkiem przyjemna. Być może Maja mogła rozszerzyć walkę o władzę także na ten poziom, mimo że z pewnością wychodziłaby z dość niekorzystnej pozycji. Utworzyć partię starych. No cóż, w rzeczywistości tę próbę mieli za sobą. Taki miała pomysł, jeszcze w Sabishii — issei mieli przejąć ruch oporu i skierować jego działania na właściwy kurs. I wielu spośród nich poświęciło sporo lat swego życia, aby to właśnie osiągnąć. Niestety, nie udało im się. Nie mieli przewagi liczebnej. A to przedstawiciele tamtej większości stanowili nowy gatunek; byli to ludzie o nowych umysłach. Issei mogli tylko „ujeżdżać tygrysa”. Nie popuszczać. Robić, co w ich mocy.
Westchnęła.
— Zmęczona?
— Wyczerpana. Ta praca mnie zabije.
— Zrób sobie małą przerwę na odpoczynek.
— Czasami kiedy rozmawiam z tymi ludźmi, czuję się takim ostrożnym konserwatywnym tchórzem, który stale mówi „nie”. Zawsze. Nie rób tego, nie rób tamtego. Mam już dosyć. Bywa, że się zastanawiam, czy Jackie nie ma przypadkiem racji.
— Żartujesz? — spytał Art z szeroko otwartymi oczyma. — Ależ, Maju, jesteś jedyną osobą, która trzyma to wszystko w kupie. Ty, Nadia i Nirgal. I ja. Jednak ty jesteś jedyna… tylko ty potrafisz naprawdę oddziaływać na innych. — Maja pomyślała, że Artowi zapewne chodzi ojej sławę morderczyni. — Jesteś po prostu zmęczona. Odpocznij. Jest już prawie szczelina czasowa.
Którejś nocy Michel obudził Maję wiadomością, że po drugiej stronie planety jednostki sił bezpieczeństwa Armscoru, które przypuszczalnie przeniknęły do jednostek Subarashii, przejęły od regularnej policji tego konsorcjum kontrolę nad windą. W tej godzinie niepewności jakaś grupa „Naszego Marsa” próbowała wziąć w posiadanie nowe „gniazdo” poza obszarem Sheffield. Próba nie powiodła się i większość szturmujących zginęła, a Subarashii — ostatecznie — ponownie opanowało Sheffield, Clarke’a i cały kabel łączący te dwa punkty, a także większą część Tharsis. Teraz w Sheffield było tam późne popołudnie i na ulicach miasta pojawiły się tłumy, demonstrując przeciwko przemocy albo przeciw przejęciu; trudno było powiedzieć… Nie miało to żadnego sensu. Maja, niezupełnie jeszcze rozbudzona, obserwowała wraz z Michelem, jak jednostki policyjne w walkerach i hełmach rozpędzają demonstrantów na mniejsze grupki, które następnie traktowano gazem łzawiącym i kauczukowymi pałkami.
— Głupcy! — krzyczała Maja. — Po co to robią! Sprowadzą nam na głowę całe wojsko z Ziemi!
— Najwyraźniej poszli w rozsypkę — powiedział w pewnej chwili Michel, wpatrując się w mały ekran. — Kto wie, Maju. Tego typu obrazki mogą naprawdę wstrząsnąć zwykłymi ludźmi. Tamci zwyciężą wprawdzie w tej bitwie, ale równocześnie stracą wszędzie poparcie.
Maja wyciągnęła się na tapczanie, nie obudzona jeszcze na tyle, aby myśleć logicznie.
— Może — odparła. — Jednak teraz trudniej będzie powstrzymywać ludzi tak długo, jak chce Sax.
Michel zamachał ręką. Siedział zwrócony twarzą do ekranu.