Выбрать главу

— Ach — odezwał się jeden z przyjaciół Forta. — Globalne ocieplenie?

Geolog potrząsnął głową.

— Nasze globalne ocieplenie ma bardzo niewielki wpływ na cały ten proces. Powoduje zaledwie lekkie podniesienie temperatury i poziomu morza, ale gdyby tylko tyle się zdarzyło, w zasadzie niewiele by się tutaj zmieniło. Problem w tym, że mamy ciągle do czynienia z ociepleniem międzylodowcowym, które zaczęło się pod koniec ostatniej Epoki Lodowcowej i ocieplenie to wysyła w dół między polarne warstwy lodowe coś, co nazywamy impulsem cieplnym. Impuls ten posuwa się w dół od ośmiu tysięcy lat. A linia uziemiająca zachodniej warstwy lodowej od ośmiu tysięcy lat porusza się do wnętrza lądu. Teraz właśnie tam na dole wybuchł jeden z podlodowych wulkanów. Nastąpiła wielka erupcja, która trwa obecnie od około trzech miesięcy. Linia uziemiająca już kilka lat temu zaczęła się cofać w przyspieszonym tempie i bardzo się zbliżyła do wulkanu, który ostatnio wybuchł. Wygląda to tak, jak gdyby erupcja wciągnęła linię uziemiającą dokładnie w sam wulkan i teraz oceaniczna woda płynie między warstwą lodową i skalą macierzystą, prosto w aktywną erupcję. W ten sposób tafla lodowa pęka, podnosi się, wyślizguje do morza Rossa i zaczynają ją porywać prądy.

Słuchacze wpatrywali się w mały nadmuchiwany globus. W tej chwili przelatywali nad Patagonią. Geolog odpowiadał na pytania, a podczas wypowiedzi wskazywał różne cechy terenowe na swoim globusie. Wyjaśnił między innymi, że tego rodzaju rzeczy zdarzały się wcześniej i to wielokrotnie. Mnóstwo razy podczas milionów lat, jakie upłynęły od czasu ruchu tektonicznego, który umiejscowił Antarktydę w takiej, a nie innej pozycji, zachodnia część kontynentu bywała albo oceanem, albo suchym lądem, lub też warstwą lodu. W długoterminowych zmianach temperaturowych było najwyraźniej wiele niestabilnych punktów — mężczyzna określał je mianem „zapalników niestabilności” — powodujących gruntowne zmiany w trakcie upływających lat.

— Te obserwacje klimatologiczne są praktycznie nietrudne do potwierdzenia, jeśli chodzi o podejście geologiczne. A w grenlandzkiej warstwie lodowej istnieje, że tak powiem, dobry dowód na to, iż w trzy lata przeszliśmy od lodowca do interglacjału.

Geolog potrząsnął głową.

— A te pęknięcia lodowych tafli? — spytał Fort.

— No cóż, sądzimy, że w ciągu dwustu lat mogłyby się stać czymś typowym, co, zauważcie panowie, i tak jest bardzo szybko. Zdarzenie-zapalnik. Jednak tym razem erupcja wulkanu znacznie to wszystko pogorszy. Hej, spójrzcie, tam jest Pas Bananowy.

Wskazał w dół, a pozostali dostrzegli za Cieśniną Drake’a zamarznięty wąski, górzysty półwysep, sterczący w tym samym kierunku co zakończenie Ziemi Ognistej.

Pilot skręcił maszynę na prawo, potem bardziej łagodnie przechylił w lewo, rozpoczynając szeroki, leniwy zwrot. Gdy pasażerowie spoglądali w dół, dostrzegli pod sobą znajomy widok Antarktydy, taki sam jak widziany na zdjęciach satelitarnych, choć teraz całość składała się z segmentów w olśniewających barwach: kobaltowy błękit oceanu przeplatał się z rozciągającym się na północ łańcuchem systemów chmur cyklonicznych w kolorze stokrotek, a poza tym widoczny był ozdobny, jakby utkany połysk słońca na wodzie, wielka połyskująca masa lodu i flotylle maleńkich gór lodowych, bardzo białych na niebieskim tle.

Jednak znajomy kształt „Q” kontynentu był teraz dziwnie pocętkowany w strefie za Półwyspem Antarktycznym w postaci przecinka; na białym tle ziały niebiesko-czarne rozpadliny. Morze Rossa było natomiast jeszcze bardziej popękane, pocięte długimi fiordami w barwie oceanicznego błękitu i rozchodzącym się promieniowo układem turkusowo-niebieskich rozpadlin; a barierę lodową z Morza Rossa, unoszącą się w górę ku Południowemu Pacyfikowi, stanowiły jakieś stalowe góry lodowe, które wyglądały jak odpływające fragmenty samego kontynentu. Największa z nich wydawała się mieć mniej więcej taki sam rozmiar co Południowa Wyspa Nowej Zelandii; może nawet była większa.

Potem lecący pokazywali sobie nawzajem największe góry stołowe oraz rozmaite cechy popękanego i zredukowanego terenu zachodniej warstwy lodowej (geolog wskazał miejsce, w którym, jego zdaniem, znajdował się podlodowy wulkan, ale obszar ten zupełnie niczym się nie różnił od reszty tafli) albo po prostu siedzieli na swoich fotelach i obserwowali.

— To jest lodowiec szelfowv Rönne’a, o ten — powiedział po chwili geolog — i Morze Weddella. Taak, tam na dole również jest jakiś poślizg… O tam, w górze, w miejscu, gdzie leżał McMurdo, po drugiej stronie lodowca szelfowego Rossa. Lód został wypchnięty przez zatokę i popłynął w górę ponad kolonią.

Pilot zaczął po raz drugi okrążać kontynent.

— Teraz niech mi pan powie, jaki będzie skutek tego wszystkiego? — spytał geologa Fort.

— No cóż, z teoretycznych modeli wynika, że poziom światowego morza może się podnieść o około sześć metrów.

— Sześć metrów!

— Hm, zanim się całkowicie podniesie, minie kilka lat, ale z pewnością proces ów już się rozpoczął. Katastrofalne pęknięcie podniesie w ciągu kilku tygodni poziom morza o około dwa, trzy metry. To, co zostanie z warstwy lodowej, będzie się unosiło w wodzie przez okres przynajmniej paru miesięcy albo nawet kilku lat i doda kolejne trzy metry.

— W jaki sposób może tak wysoko podnieść cały ocean?

— To bardzo dużo lodu.

— Nie może go być aż tak dużo!

— Ależ może. Pod nami znajduje się większa część całej świeżej wody, jaka się znajduje na Ziemi. Należy się po prostu cieszyć, że warstwa lodowa Wschodniej Antarktydy jest spokojna i stabilna. Gdyby również ona miała się uwolnić, poziom morza podniósłby się o sześćdziesiąt metrów.

— Sześć w zupełności mi wystarczy — oświadczył Fort.

Zakończyli kolejne okrążenie, po czym pilot powiedział:

— Powinniśmy wracać.

— To się uwidoczni na każdej plaży na tej planecie — zauważył Fort, odwracając twarz od okna. A potem dodał: — Chyba rzeczywiście lepiej wynosić się znad tego bałaganu.