Przeszła mały ruchomy keson i spojrzała przez moment w dół, na idylliczne piękno kanionowego dna Shalbatanay, z jego kryształoworóżowym strumieniem i nowymi drzewami, łącznie z rzędami osiki amerykańskiej posadzonej na brzegach i wyspach. Istniała możliwość — jeśli sprawy przyjmą skrajnie zły obrót — że nikt nigdy nie zaludni Shalbatana Vallis, że pozostanie ona tylko pustym pęcherzykowatym światem, tak długo, aż błota zniekształcą dach albo coś się wykrzywi w tym mezokosmicznym ekoświecie. No cóż…
Nadia wzruszyła ramionami, po czym zbudziła przedstawicieli swojej załogi i powiedziała im, aby się przygotowali na wyjazd do Underhill. Wyjaśniła im przyczynę i, ponieważ wszyscy oni należeli do ruchu oporu, rozległy się wiwaty.
Było tuż po świcie. Zapowiadał się ciepły wiosenny dzień, jeden z tych, które pozwalały im pracować w luźnych walkerach, kapturach i maskach na twarzach; jedynie ciężkie izolowane buty przypominały Nadii o wielkich strojach z wczesnych lat pobytu na Marsie. Był piątek, Ls sto jeden, 2 drugiego lipca M-roku pięćdziesiątego drugiego, według ziemskiej daty (Rosjanka sprawdziła na nadgarstku): dwunasty października roku 2127. Gdzieś blisko setnej rocznicy ich przybycia, chociaż to akurat była data, której nikt nie wydawał się świętować. Sto lat! Myśl ta była przedziwna.
W takim razie znowu będzie to rewolucja lipcowa, kolejna rewolucja lipcowa, a jednocześnie następna rewolucja październikowa. Nadia przypomniała sobie, że właśnie minęło dziesięciolecie od dwusetletniej rocznicy rewolucji bolszewickiej. Poczuła się nieswojo na tę myśl. No cóż, tamci też próbowali. Wszyscy rewolucjoniści, przez całą historię, zawsze czegoś próbowali. Zwykle byli to zrozpaczeni chłopi, walczący o życie swoich dzieci. Tak jak w jej Rosji. Jakże wiele się zdarzyło w tym gorzkim dwudziestym wieku, jakże wielu ludzi ryzykowało wszystkim, co mieli w walce o lepsze życie, a i tak ponosili klęskę. Było to przerażające — jak gdyby historia stanowiła serię ludzkich falowych ataków na niedolę i nędzę, ataków wszczynanych raz za razem, a wszystkie kończyły się niepowodzeniem.
Jednak równocześnie tkwiąca w Nadii Rosjanka, jej syberyjski mózg zdecydował się przyjąć październikową datę za dobrą wróżbę. A przynajmniej, jeśli nic innego, na pewno choćby przypomnienie o tym, jak postępować nie należy — drugie, poza rokiem 2061, przypomnienie. Nadia gotowa była w tym swoim syberyjskim umyśle dedykować tę datę im wszystkim: i tym heroicznie cierpiącym z powodu sowieckiej katastrofy, i wszystkim jej przyjaciołom, którzy zmarli w roku 2061: Arkademu, Aleksowi, Saszy, Roaldowi, Janet, Jewgienii i Samancie, wszystkim, którzy ciągle nawiedzali ją w snach i stłumionych podczas godzin bezsenności wspomnieniach; wirowali niczym elektrony wokół metalowego orzecha tkwiącego wewnątrz niej, ostrzegając ją, aby tym razem wszystkiego nie zepsuć, aby tym razem załatwić to właściwie, aby potwierdzić znaczenie życia ich wszystkich, a także sens ich śmierci. Przypomniała sobie, że ktoś jej kiedyś powiedział: „Następnym razem, kiedy będziecie przygotowywać rewolucję, zróbcie to lepiej”.
A teraz właśnie przygotowywali rewolucję. Ale istniały jednostki partyzanckie „Naszego Marsa” pod dowództwem Kaseia, które nie kontaktowały się z dowództwem w Burroughs… Istniało również tysiąc innych czynników, z którymi trzeba było sobie poradzić, a większość z nich całkowicie pozostawała poza kontrolą Nadii. Kaskadowy chaos rekombinacyjny. Więc w jaki sposób tym razem może być inaczej?
Ulokowała swoją ekipę w roverach i zawiozła do małej stacji przy torze magnetycznym, oddalonej kilka kilometrów na północ. Stamtąd wyruszyli pociągiem towarowym po ruchomym torze magnetycznym ułożonym na potrzeby prac w Shabaltanie, na głównej linii Sheffield-Burroughs. Oba te miasta były obecnie fortecami konsorcjów metanarodowych i Nadia martwiła się, czy dołożono wszelkich starań, by zabezpieczyć łączący je tor magnetyczny. W tym sensie Underhill było strategicznie ważne, ponieważ zajęcie go przecięłoby tor. Jednakże z tego właśnie powodu Nadia pragnęła się trzymać z dala od Underhill i od toru magnetycznego. Chciała ruszyć w powietrze, tak jak w roku 2061 — wszystkie instynkty wyćwiczone w tamtych kilku miesiącach znowu dawały o sobie znać, tak jak gdyby te sześćdziesiąt sześć lat wcale nie minęło. A instynkt mówił jej, że powinna się ukryć.
Podczas jazdy na południowy zachód po pustyni — celowali w szczelinę między Ophir Chasma i Juventae Chasma — Nadia przez naręczny komputer połączyła się z siedzibą Saxa w Kraterze Da Vinciego. Członkowie zespołu techników Saxa próbowali podrabiać jego suchy styl mówienia, było jednak oczywiste, że są dokładnie tak samo podnieceni jak młodzi ludzie z budowlanej ekipy Nadii. Twarze mniej więcej pięciorga techników natychmiast się pojawiły na ekraniku na nadgarstku Nadii; poinformowali Rosjankę, że wystrzelili ogień zaporowy pocisków typu „ziemia-przestrzeń kosmiczna”, które Sax w ciągu ostatniej dekady porozmieszczał w ukrytych na równiku podziemnych wyrzutniach rakietowych. Ogień zaporowy wyglądał wprawdzie jak pokaz fajerwerków, ale wystrzelonymi pociskami zdołano wyeliminować wszystkie znane im orbitujące wyrzutnie broni konsorcjów metanarodowych, a także wiele z konsorcyjnych satelitów komunikacyjnych.
— W pierwszej fali udało nam się zniszczyć osiemdziesiąt procent… Wysłaliśmy nasze własne satelity komunikacyjne!… Teraz likwidujemy ich obiekty jeden po drugim…
Nadia przerwała.
— Czy wasze satelity działają?
— Uważamy, że są w porządku! Jednak potwierdzić będziemy mogli dopiero po dokładnym teście, którym obecnie są wszystkie poddawane.
— Od razu wypróbujmy jedną z nich. Niektórzy z was dają im pierwszeństwo, rozumiesz? Potrzebujemy systemu rezerwowego, bardzo, bardzo rezerwowego.
Wyłączyła się kuknięciem, a następnie wystukała jeden z kodów częstotliwości i kodowania, które dał jej Sax. Kilka sekund później rozmawiała z Zeykiem, znajdującym się w Odessie, gdzie pomagał koordynować działania w całym basenie Hellas. Zeyk powiedział jej, że dotychczas wszystko idzie tam zgodnie z planem. Minęło, rzecz jasna, dopiero parę godzin, jednak wyglądało na to, że prowadzone tam przez Michela i Maję czynności przygotowawcze przynosiły teraz rezultaty, ponieważ wszyscy członkowie komórki w Odessie wyszli na ulice i opowiadali ludziom, co się dzieje, wywołując tym sposobem wiele spontanicznych strajków oraz demonstracji. Obecnie zajmowali się właśnie zamykaniem stacji kolejowej i zajmowaniem gzymsu oraz większości innych miejsc publicznych. Atakowali i wydawali się mieć szansę na przejęcie tych punktów. Przebywający w mieście personel Zarządu Tymczasowego wycofał się na stację kolejową lub do elektrowni, tak zresztą jak Zeyk wcześniej przewidywał.
— Skoro większość z nich znajduje się wewnątrz, zamierzamy się zająć AI elektrowni, a wówczas zmieni się ona dla nich w więzienie. Kontrolujemy program awaryjnych systemów wspomagania życia dla miasta, tamci mogą więc zrobić bardzo niewiele, chyba żeby się sami wysadzili w powietrze, jednak nie sądzimy, by mieli na to ochotę. Wiele osób z ZT ONZ przebywających tutaj czuje się jak Syryjczycy pod Niazi. Podczas próby opanowania elektrowni z zewnątrz rozmawiam z Rashidem wyłącznie po to, aby się upewnić, że żaden z uwięzionych w środku ludzi nie zamierza zostać męczennikiem.