Dlatego też cała sytuacja trwała w zawieszeniu. Biura Biotique i Praxis w Płaskowzgórzu Hunta ciągle służyły za centrum informacyjne dla nich wszystkich: odbierały nowiny z Ziemi i pozostałej części Marsa i przekazywały je mieszkańcom poprzez miejskie tablice informacyjne i w przekazach komputerowych. Z tych mediów, wraz z Mangalavidem i innymi prywatnymi kanałami, wynikało, że wszyscy mieszkańcy byli dobrze poinformowani w kwestii ostatnich wydarzeń. Na wielkich alejach i w parkach od czasu do czasu gromadziły się tłumy, jednak częściej ludzie rozpraszali się w dziesiątkach małych grup i kręcili w sposób, który przypominał dziwaczny aktywny paraliż, sposób, który można by nazwać czymś pomiędzy strajkiem generalnym a syndromem zakładnika. Działo się tak, ponieważ wszyscy trwali w oczekiwaniu, pragnęli bowiem zobaczyć, co się dalej wydarzy. Ludzie wydawali się być w dobrych humorach, wiele sklepów i restauracji nadal funkcjonowało.
Gdy Nadia obserwowała, jak pochłaniali posiłek, czuła bolesne pragnienie, aby znaleźć się wśród nich, aby samej móc porozmawiać z tymi ludźmi. Tego wieczoru około dziesiątej, stwierdziwszy, że wytrzyma jeszcze kilka godzin bez snu, zadzwoniła znowu do Mai i spytała ją, czy mogłaby dla niej nałożyć wideookulary i pójść na spacer po mieście. Maja, poruszona wydarzeniami tak samo jak Nadia, jeśli nie bardziej, ucieszyła się, że może jej wyświadczyć tę przysługę.
Wkrótce Maja w wideookularach na nosie znalazła się poza „bezpiecznym domem” i zaczęła przekazywać obrazy tego, co widziała. Nadia siedziała na krześle w salonie kryjówki w Du Martherayu i intensywnie wpatrywała się w ekran. Powoli za Nadia ustawiało się coraz więcej osób (stanął także Sax), które patrzyły jej przez ramię. Wspólnie obserwowali więc podskakujący obraz, który przekazywała Maja, i słuchali jej pospiesznych komentarzy.
Maja schodziła szybko Bulwarem Wielkiej Skarpy, kierując się ku centralnej alei. W pewnej chwili, na dole wśród wozów sprzedawców w górnym krańcu Parku nad Kanałem, zwolniła kroku i rozejrzała się powoli wokół siebie, aby przekazać Nadii panoramiczne ujęcie tej sceny. Ludzie powychodzili z domów i teraz znajdowali się niemal wszędzie: rozmawiali w grupach i najwyraźniej znajdowali przyjemność w tej swego rodzaju odświętnej atmosferze; dwie kobiety obok Mai oddawały się ożywionej dyskusji na temat Sheffield. Nagle do Rosjanki podeszło kilkoro nowo przybyłych i zaczęli ją wypytywać, co może, jej zdaniem, dalej nastąpić. Byli najwidoczniej przekonani, że ich rozmówczyni potrafi im odpowiedzieć na to pytanie.
— Tylko dlatego że jestem taka stara! — zauważyła z oburzeniem Maja, kiedy tamci odeszli.
Ten wybuch sprawił, że Nadia się uśmiechnęła. Potem kilku młodych ludzi rozpoznało Tojtowną, zaczęło do niej podchodzić, aby ją radośnie powitać. Nadia obserwowała to spotkanie z punktu widzenia Mai, odnotowując, jak porażeni jej widokiem wydawali się ludzie. Więc w taki właśnie sposób widziała świat Maja! Nic dziwnego, że uważała się za osobę tak szczególną, skoro ludzie patrzyli na nią w sposób, jak gdyby była niebezpieczną boginią, która nagle wyskoczyła z jakiegoś mitu…
Było to niepokojące z kilku powodów. Nadii wydało się, że jej stara przyjaciółka naraża się w ten sposób na niebezpieczeństwo aresztowania przez siły bezpieczeństwa i przekazała jej to spostrzeżenie przez nadgarstek. Ale widok na ekranie zakołysał się z boku na bok, ponieważ Maja potrząsała głową.
— Nie widzisz, że w polu widzenia nie ma żadnych gliniarzy? — odparła. — Cała bezpieka skoncentrowała się wokół bram i stacji kolejowych, a ja trzymam się z dala od takich miejsc. Poza tym, dlaczego tamci mieliby się specjalnie trudzić, aby mnie aresztować? Przecież trzymają w areszcie całe to miasto.
Śledziła chwilę wzrokiem uzbrojony pojazd, który zjeżdżając trawiastą aleją, minął ją bez zwalniania, jak gdyby miał za zadanie zilustrować wypowiedziane właśnie zdanie.
— Chodzi o to, aby wszyscy mogli dostrzec, że tamci posiadają broń — stwierdziła ponuro Maja.
Zeszła do Parku nad Kanałem, potem skręciła i weszła na ścieżkę prowadzącą na Górę Stołową. Tej nocy w mieście było zimno i w odbijających się od kanału światłach widać było, że woda w nim pokryta jest lodem. Jednak jeśli siły bezpieczeństwa miały nadzieję, że taka pogoda zniechęci tłumy, mylili się, park był bowiem zatłoczony i przez cały czas przybywało coraz więcej osób. Ludzie zbili się w tłum dokoła tarasów, kafeterii lub dużych cewek grzewczych. Ze wszystkich miejsc, gdzie tylko spojrzała, do parku ciągle napływały nowe tłumy. Niektórzy słuchali przygrywających muzyków albo osób przemawiających do małych naramiennych głośników; inni obserwowali nowiny na swoich nadgarstkach albo na ekranach komputerów.
— Zebranie o północy! — ktoś krzyknął. — Zebranie w szczelinie czasowej!
— Nic o tym nie słyszałam — oznajmiła zaniepokojona Maja. — To musi być robota Jackie.
Rozejrzała się tak szybko wokół siebie, że widok na ekranie przyprawił zebrane wokół Nadii osoby niemal o zawrót głowy. Wszędzie w parku Burroughs znajdowali się ludzie. Sax podszedł do drugiego ekranu i zadzwonił do „bezpiecznego domu” w Płaskowzgórzu Hunta. Rozmowę odebrał Art; tylko on pozostał w „bezpiecznym domu”. Okazało się, że Jackie rzeczywiście zwołała masową demonstrację w szczelinie czasowej i nowina ta dotarła do miejskich mediów. Nirgal także przebywał na zewnątrz.
Nadia przekazała tę informację Mai, która ze złością zaklęła.
— To naprawdę zbytnia niefrasobliwość w tego rodzaju sytuacji! Niech jasny szlag trafi tę Jackie!
Jednak teraz nie można było już nic poradzić. Tysiące ludzi przelewało się alejami miasta, zmierzając do Parku nad Kanałem i do Parku Księżnej, a kiedy Maja rozejrzała się wokół siebie, można było dostrzec maleńkie figurki tłoczące się na stożkach płaskowzgórzy i na spacerowych mostach, które łączyły brzegi Parku nad Kanałem.
— Mówcy będą przemawiać w Parku Księżnej — odezwał się Art z ekranu Saxa.
— Powinnaś dostać się tam, na górę, Maju — zasugerowała przyjaciółce Nadia — i to szybko. Może uda ci się zapanować nad sytuacją.
Maja przyznała jej rację i wyruszyła w drogę, a kiedy się przedzierała przez tłum, Nadia ciągle do niej mówiła, udzielając jej porad w kwestii tego, co powinna powiedzieć, gdyby otrzymała szansę na przemowę. Wyrzucała z siebie kolejne słowa, a kiedy przerwała, by się zastanowić, Art dorzucił kilka własnych sugestii. W końcu Maja przerwała im i wtrąciła:
— Ależ czekajcie, czekajcie, czy coś z tego jest prawdą?
— Nie martw się o to, czy to jest prawda — odpowiedziała jej Nadia.
— Mam się nie martwić o to, czy to prawda!? — krzyknęła Maja w nadgarstek. — Mam się nie martwić o to, czy to, co powiem stu tysiącom ludzi… czy to, co powiem wszystkim ludziom na obu światach, jest prawdą?!
— Sprawimy, że to się zmieni w prawdę — wyjaśniła jej Nadia. — Po prostu spróbuj.
Maja zaczęła biec. Wiele osób szło w tym samym kierunku, co ona: w górę, przez Park nad Kanałem, ku wysoko położonemu terenowi między Pagórkiem Ellisa i Górą Stołową, toteż kamera Mai przekazywała obserwatorom rozchybotane obrazy ludzkich karków i — sporadycznie — podekscytowane twarze, które obracały się, aby spojrzeć na Maję, kiedy krzyczała, by zrobiono jej przejście. Przez front tłumu przeleciały nagle ogromne ryki i wiwaty. Tłum stawał się coraz gęstszy, aż Maja musiała zwolnić, a potem rozpychać się i przebijać przez szczeliny między grupami ludzi. Większość z nich stanowili młodzi ludzie; byli też o wiele wyżsi od Mai, toteż Nadia wolała podejść do ekranu Saxa i obserwować obrazy nadawane z kamer Mangalavidu. Jedna z kamer znajdowała się na podwyższeniu dla mówców, umieszczonym na stożku starego pinga nad Parkiem Księżnej, druga — na górze, na jednym z mostów spacerowych. Z obu kamer widać było, że tłum staje się naprawdę ogromny; liczył już może z osiemdziesiąt tysięcy osób — tak w każdym razie przypuszczał Sax, którego nos znajdował się zaledwie o centymetr od ekranu, jak gdyby Russell pragnął policzyć wszystkich ludzi z osobna… Art zdołał się połączyć z Mają przez Nadię i oboje nadal przekazywali jej swoje sugestie, podczas gdy ona walczyła, aby się przedostać przez tłum i dotrzeć na sam przód.