Sax nadal trwał przed obrazem Mangalavidu, który teraz przesyłano z kamery ustawionej na łukowatym deptaku, prowadzącym z Pagórka Ellisa do Góry Stołowej. Pod tym kątem można było dostrzec morze ludzi otaczających pingo i wypełniających centralną aleję miasta daleko na dole, w Parku nad Kanałem; na pewno była tu większość mieszkańców Burroughs.
Wyglądało na to, że na prowizorycznej scenie Jackie krzyczy Nirgalowi coś do ucha. Młody mężczyzna nie odpowiedział i mimo jej nawoływania podszedł do mikrofonów. Stojąca obok Jackie Maja wydawała się mała i stara, jednak trzymała się dumnie jak orzeł. Kiedy Nirgal powiedział do mikrofonów: „Mamy tu Maję Tojtownę”, rozległy się wiwaty.
Maja ruszyła przed siebie, machając rękami, a potem odezwała się do mikrofonów:
— Cisza! Cisza! Dziękuję. Dziękuję. Proszę o ciszę! Chcę tu wygłosić pewne poważne oświadczenia.
— O Boże — powiedziała Nadia, ściskając kurczowo oparcie krzesła Saxa.
— Mars jest teraz niezależny. Tak. Cisza! Jednak, jak powiedział przed chwilą Nirgal, fakt ten nie oznacza, że żyjemy w całkowitej izolacji od Ziemi, bowiem jest to po prostu niemożliwe. Żądamy suwerenności zgodnie z prawem międzynarodowym i apelujemy do Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości, aby natychmiast potwierdził naszą niezależność, jako legalny status. Podpisaliśmy już ze Szwajcarią, Indiami i Chinami przedwstępne traktaty, zatwierdzające naszą suwerenność i ustanawiające stosunki dyplomatyczne. Zainicjowaliśmy również równorzędną, partnerską współpracę ekonomiczną z Praxis. W układ ten, podobnie jak w przypadku wszystkich innych, które zawrzemy, nie wchodzimy dla zysku i jest on zaplanowany w taki sposób, aby obie planety wyniosły z niego maksymalne korzyści. Wszystkie te umowy rozpoczną tworzenie naszego formalnego, legalnego statusu stosunków półautonomicznych z rozmaitymi ciałami prawnymi na Ziemi. Oczekujemy natychmiastowego zatwierdzenia i ratyfikacji w pełni wszystkich tych układów przez Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości, Organizację Narodów Zjednoczonych oraz przez wszystkie inne znaczące organizacje.
Po tym oświadczeniu nastąpiły owacje i chociaż nie były tak głośne jak te, które towarzyszyły wystąpieniu Nirgala, Maja nie przerywała ich. Kiedy nieco osłabły, mówiła dalej.
— Jeśli chodzi o sytuację na Marsie, naszą intencją jest spotkać się jak najszybciej właśnie tutaj, w Burroughs i wykorzystać Deklarację z Dorsa Brevia jako punkt wyjścia dla ustanowienia rządu wolnego Marsa.
Znowu rozległy się wiwaty, tym razem o wiele bardziej entuzjastyczne.
— Tak, tak — mruknęła Maja niecierpliwie, znowu starając się uciąć okrzyki zgromadzonych. — Cisza! Słuchajcie! Zanim jednak do tego dojdzie, musimy ustalić naszą aktualną strategię. Jak wiecie, spotykamy się tutaj przed kwaterą sił bezpieczeństwa Zarządu Tymczasowego Organizacji Narodów Zjednoczonych, którego przedstawiciele w tak szczególnym momencie słuchają tej przemowy wraz z nami, tam, we wnętrzu Góry Stołowej. — Wskazała ręką w odpowiednim kierunku. — Chyba żeby wyszli i przyłączyli się do nas. — Reakcją na jej stwierdzenie były wiwaty, okrzyki i skandowanie. — Pragnę im teraz powiedzieć, że nie chcemy ich skrzywdzić. Uważam jednak, że Zarząd Tymczasowy powinien obecnie zrozumieć, iż już dokonała się pewna zmiana. Powinien więc rozkazać, aby jego siły bezpieczeństwa zaprzestały prób kontrolowania nas. Nie możecie już nas kontrolować! — Szalone wiwaty… — …Chcę powtórzyć, że nie pragniemy zrobić wam żadnej krzywdy… Gwarantujemy wam też swobodny dostęp do portu kosmicznego. Tam znajdują się samoloty, które mogą zabrać was wszystkich do Sheffield, a stamtąd na Clarke’a, jeśli nie macie ochoty przyłączyć się do nas w tym nowym działaniu. To nie jest oblężenie ani blokada. To jest tylko, po prostu…
W tej chwili przerwała i wyciągnęła przed siebie obie ręce, a tłum zakończył za nią zdanie.
Poprzez odgłosy skandowania Nadia próbowała się skontaktować z Mają, która ciągle stała na podium, ale przyjaciółka, rzecz jasna, nie mogła jej usłyszeć. W końcu jednakże spojrzała na naręczny komputer. Obraz drżał, ponieważ drżała ręka Mai.
— To było wielkie, Maju! Jestem z ciebie taka dumna!
— Tak, no cóż, niektórzy potrafią snuć opowieści!
Art odezwał się głośno:
— Sprawdź, czy uda ci się ich rozproszyć!
— Zgoda — odparła Maja.
— Pomów z Nirgalem — doradziła Nadia. — Skłoń jego i Jackie, aby spróbowali. Powiedz im, aby się upewnili, czy nic nie dzieje się na Górze Stołowej albo coś w tym rodzaju… Pozwól, niech oni to zrobią.
— Ha! — krzyknęła Maja. — Tak. Pozwólmy to zrobić Jackie, właśnie…
Po tych słowach obraz z maleńkiej kamery naręcznego mikrokomputera już tylko huśtał się szaleńczo, a hałas był zbyt wielki, aby połączeni telefonicznym łączem obserwatorzy mogli cokolwiek dosłyszeć. Kamery Mangalavidu pokazywały dużą grupę naradzających się na podium osób.
Nadia podeszła do krzesła i usiadła; czuła się tak bardzo wyczerpana, jak gdyby sama wygłosiła to przemówienie.
— Maja była wielka — oświadczyła. — Zachowała się zgodnie z tym, co się o niej mówi. Teraz musimy tylko urzeczywistnić jej słowa.
— Już samo wypowiedzenie ich wystarcza, aby się urzeczywistniły — zauważył Art. — Do diabła, wszyscy na obu planetach to widzieli. Praxis już się przyłącza, a i Szwajcaria na pewno nas poprze. Nie martw się, na pewno sprawimy, że tak się stanie.
— Zarząd Tymczasowy może się nie zgodzić — oznajmił Sax. — Mam tu wiadomość od Zeyka. Z Syrtis przybyli komandosi „czerwonych”. Przejęli zachodni kraniec dajki, a teraz przesuwają się coraz bardziej na wschód. Są już niedaleko portu kosmicznego.
— Właśnie tego chcemy uniknąć! — krzyknęła Nadia. — Co im się zdaje, że robią?!
Sax wzruszył ramionami.
— Siłom bezpieczeństwa z pewnością się nie spodoba ich akcja — stwierdził Art.
— Powinniśmy przemówić do nich bezpośrednio — oświadczyła Nadia, zastanowiwszy się nad sytuacją. — Kiedyś rozmawiałam z Hastingsem, gdy jeszcze pracował w Centrum Kontroli Wyprawy. Mało o nim wiem, ale nie sądzę, aby był jakimś krzykliwym szaleńcem.
— Nie zaszkodzi się dowiedzieć, jakie jest jego zdanie — przyznał jej rację Art.
Nadia udała się więc do cichego pokoiku, usiadła przy ekranie, zadzwoniła do kwatery ZT ONZ w Górze Stołowej i przedstawiła się. Chociaż było około drugiej nad ranem, otrzymała połączenie z Hastingsem w ciągu mniej więcej pięciu minut.
Rozpoznała go od razu, chociaż wydawało jej się, że dawno temu już zapomniała jego twarz. Niewysoki urzędnik o szczupłej, udręczonej twarzy był nieco rozgniewany. Gdy dostrzegł twarz Nadii, wykrzywił usta.
— Hej, to znowu wy. Wysłaliśmy niewłaściwą setkę, zawsze to powtarzałem.
— Bez wątpienia.
Nadia studiowała j ego twarz, próbując sobie wyobrazić, jaki może być człowiek, który w jednym stuleciu kierował Centrum Kontroli Wyprawy, a w następnym — Zarządem Tymczasowym ONZ. Przedstawiciele pierwszej setki często go irytowali, kiedy jeszcze przebywali na Aresie, ponieważ stale musiał wygłaszać oracje na temat każdego małego odchylenia od regulaminu, a kiedy w dalszej części wyprawy na jakiś czas przestali wysyłać na Ziemię raporty wideo, naprawdę się wściekł. Był biurokratą przestrzegającym wszelkich zasad i przepisów, tego rodzaju człowiekiem, którym Arkady pogardzał. Jednak można go było przekonać.