— A przeszłość?
Hiroko roześmiała się na to słowo.
— Hm, najwyraźniej dorastasz. Widzisz… od czasu do czasu trzeba wspominać przeszłość. Minione dni były przecież dobre, prawda? Miałeś szczęśliwe dzieciństwo, to błogosławieństwo. Ale kiedyś uznasz aktualny okres za równie dobry. Weź ten moment — teraz i tutaj — i spytaj siebie: Czego mi brakuje? Hmm?… Wiesz, Kojot mi mówił, że chciałby zabrać ciebie i Petera na kolejną wyprawę. Może powinieneś pojechać i ponownie znaleźć się pod gołym niebem, co o tym sądzisz?
Nirgal zaczął się więc przygotowywać do następnej wycieczki z Kojotem, a jednocześnie wraz z innymi kontynuował prace przy budowie nowej Zygoty, nieformalnie przechrzczonej na Gametę. W nocy w nowej jadalni przez długi czas dorośli omawiali sytuację grupy. Sax, Wład i Ursula bardzo chcieli wrócić na powierzchnię. W ukrytych koloniach nie mogli w sposób ich satysfakcjonujący wykonywać swojej dotychczasowej pracy. Pragnęli całkowicie oddać się medycynie, terraformowaniu, tworzeniu.
— Nigdy nie będziemy się w stanie zamaskować — tłumaczyła im Hiroko. — Nikt nie może zmienić swego genomu.
— Nie nasze genomy powinniśmy zmieniać, ale dane w policyjnych aktach — odparł Sax. — I to właśnie robi Spencer. Przelał swoje cechy fizyczne na nową — wedle ich danych — osobowość.
— A my zrobiliśmy mu operację plastyczną twarzy — dodał Wład.
— Tak, ale taki zabieg musi być minimalny ze względu na nasz wiek, prawda? Żadne z nas nie wygląda już tak samo jak kiedyś. Tak czy owak, gdybyście zrobili mi coś takiego jak Spencerowi, mógłbym przyjąć nową tożsamość.
— No dobrze, ale czy Spencer rzeczywiście dotarł do wszystkich plików? — spytała Maja.
Sax wzruszył ramionami.
— Został w Kairze po sześćdziesiątym pierwszym i udało mu się dostać do wielu spośród tych, którymi obecnie posługują się siły bezpieczeństwa. To wystarczy. Chciałbym spróbować zrobić coś podobnego. Zresztą… poczekajmy na opinię Kojota. Jego dane w ogóle nie znajdują się w żadnych plikach, musi więc wiedzieć, jak to się robi.
— Ależ Kojot ukrywał się od samego początku — zauważyła Hiroko. — To co innego.
— Tak, ale może ma jakieś pomysły.
— Moglibyśmy się po prostu przenieść do półświata — zaproponowała Nadia — i żyć, mając w nosie wszelkie akta. Sądzę, że chciałabym tego spróbować.
Maja pokiwała głową.
Noc po nocy w kółko wałkowali te kwestie.
— Cóż, niewielka zmiana w wyglądzie mogłaby pomóc. Tylko… wiecie, że wróciła Phyllis. Musimy o tym pamiętać.
— Ciągle nie mogę uwierzyć w to, że przeżyli. Phyllis ma chyba do swej dyspozycji z dziewięć żywotów.
— W każdym razie przez nią znajdujemy się obecnie w dużo większym niebezpieczeństwie, niż dotąd. Musimy być bardzo ostrożni.
Budowa Gamety powoli dobiegała końca, ale Nirgal jakoś nie czuł się w niej dobrze, niezależnie od tego, jak bardzo próbował się skupiać na codziennej pracy. Najwidoczniej nie tu było jego miejsce.
Któryś z podróżników przywiózł wiadomość, że wkrótce do osady przyjedzie Kojot. Kiedy Nirgal myślał o nim, czuł, jak przyspiesza jego tętno: tak, wrócić znowu pod gwiazdy, znowu jechać nocami kamiennym pojazdem ojca, przemieszczając się od osady do osady…
Jackie patrzyła na niego z uwagą, kiedy jej o tym opowiadał. Pewnego popołudnia, po skończonej pracy, poprowadziła go na nowe wysokie wydmy, a gdy się zatrzymali, niespodziewanie go pocałowała. Chwilę trwało, zanim chłopiec odzyskał rezon, a wtedy oddał jej pocałunek. Przez jakiś czas całowali się namiętnie, przytulali do siebie, ciepłą parą oddechów chuchając sobie w twarze. Potem klęknęli w rowie między dwiema wysokimi wydmami, pod bladą, rzadką mgłą, a następnie ułożyli się razem w kokonie zrobionym z własnych kurtek. Przez jakiś czas całowali się i dotykali, po czym zaczęli sobie nawzajem zdejmować spodnie; wydychając parę, tworzyli małą otoczkę własnego ciepła. Mróz na piasku pod ich kurtkami trzeszczał, a cały akt odbył się bez jednego słowa, scalając ich ciała w jeden wielki obwód elektryczny, na przekór Hiroko i na przekór całemu światu. Więc to się właśnie wtedy czuje, pomyślał Nirgal. Pod pasemkami czarnych włosów Jackie niczym klejnoty połyskiwały ziarenka piasku, jak gdyby na ułamek sekundy zakwitały w nich lodowe wzory, kwiaty mrozu. Cały świat połyskiwał dziwnym blaskiem.
Gdy było już po wszystkim, podpełzli w górę, aby spojrzeć ponad wydmą, czy nikogo nie ma w pobliżu, a później wrócili do swego małego gniazdka i — ponieważ było im zimno — nałożyli ubrania. Potem przytulili się mocno do siebie i znowu się całowali: zmysłowo i bez pośpiechu. W pewnej chwili Jackie przyłożyła palce do jego piersi i powiedziała:
— Teraz należymy do siebie.
Nirgal był tak oszołomiony szczęściem, że tylko skinął głową i zatracił się w namiętnym pocałunku; jego twarz zatonęła w długich, czarnych włosach Jackie.
— Teraz należysz do mnie — dodała.
Miał szczerą nadzieję, że to prawda. Odkąd tylko pamiętał, pragnął tego z całego serca.
Jednakże jeszcze tego samego wieczoru w łaźni Jackie przeszła przez cały basen, chwyciła Harmakhisa i uściskała go. Ich ciała były bardzo blisko siebie. Potem odsunęła się i popatrzyła obojętnie na Nirgala. Jej ciemne oczy wyglądały jak przepastne dziury, wydrążone w twarzy. Nirgal zastygł na mieliźnie, sparaliżowany tym widokiem i poczuł, że jego ciało sztywnieje, jak gdyby przygotowując się na przyjęcie ciosu. Jądra ciągle miał obolałe po stosunku, a Jackie stała tuląc się do Harmakhisa, czego nie robiła od miesięcy, i wpatrywała się w Nirgala wzrokiem bazyliszka.
I wtedy na moment owładnęło nim bardzo dziwne uczucie — zrozumiał, że jest to chwila, którą będzie pamiętał do końca życia, moment decydujący: właśnie ten w nasyconej parą, przyjemnej kąpieli tuż pod okiem posągowej Mai o spojrzeniu rybołowa, której Jackie nienawidziła szczerą, namiętną nienawiścią. Maja patrzyła teraz bacznie na nich troje, jakby coś podejrzewając. Więc taka jest Jackie, pomyślał chłopiec. Ona i Nirgal mogliby do siebie należeć i on zapewne rzeczywiście do niej należał, chociaż samo pojęcie przynależności wcale mu nie odpowiadało. Kiedy uświadomił sobie prawdziwe oblicze Jackie, szok pozbawił go nagle oddechu; czuł się tak, jakby w jednej chwili coś się w nim załamało i przestał pojmować wiele rzeczy, które dotąd wydawały mu się całkiem jasne. Jeszcze raz popatrzył na swą dziewczynę. Był oszołomiony, zraniony i czuł coraz większy gniew — ona coraz mocniej ściskała Harmakhisa — i wreszcie zrozumiał. Najwyraźniej „anektowała” sobie ich obu. Tak, to miało sens, więcej: to było pewne. A Reull, Steve i Frantz byli jej równie oddani — może seks był dla niej po prostu dodatkiem, kolejnym środkiem, za pomocą którego rządziła swym małym „gangiem”. A może nie… Może kolekcjonowała ich wszystkich. I najwyraźniej, skoro Nirgal był im w pewien sposób obcy, lepiej czuła się z Harmakhisem. Został więc wygnany nie tylko z własnego domu, ale także z serca ukochanej dziewczyny, o ile Jackie w ogóle miała serce!