Zwierciadło leciało ponad czerwonym światem niczym szybowiec, przesyłając w kolejne miejsca tę skoncentrowaną wiązkę światła, aż na ziemi zaczęły rozkwitać małe słońca, poczęła się topić skala, zmieniając swą konsystencję ze stałej w płynną. Aż wreszcie zapłonęła.
Dla Saxa Russella podziemie nie było wystarczająco duże, pragnął bowiem w pełni powrócić do swojej pracy. Mógł się oczywiście przeprowadzić do półświata i, na przykład, przyjąć stanowisko wykładowcy na nowym uniwersytecie w Sabishii, którego działania wykraczały poza sieć. Szkoła ta ochroniła już wielu spośród jego starych kolegów, jednocześnie edukując liczne dzieci podziemia. Po namyśle Sax zdecydował jednak, że nie ma ochoty ani uczyć, ani pozostać na uboczu aktualnych wydarzeń — chciał się ponownie zająć terraformowaniem, powrócić, jeśli to możliwe, w samo serce projektu lub przynajmniej maksymalnie się do niego zbliżyć. A to oznaczało życie w świecie powierzchniowym.
Niedawno Zarząd Tymczasowy Organizacji Narodów Zjednoczonych utworzył podkomisję, która miała koordynować całą pracę nad terraformowaniem, a do starych działań syntetyzujących wyznaczono zespół ludzi kontrolowany przez Subarashii. Była to praca, którą kiedyś wykonywał właśnie Russell. Rozwiązanie wydawało się pechowe, ponieważ Sax nie mówił po japońsku. Jednakże przewodnictwo biologicznej części projektu powierzono Szwajcarom, którzy powołali do tego celu zespół spółek biotechnologicznych o nazwie Biotique. Ich główne biura znajdowały się w Genewie i Burroughs i były ściśle powiązane z konsorcjum ponadnarodowym Praxis.
Pierwsze zadanie Saxa polegało na tym, by przeniknąć do Biotique pod fałszywym nazwiskiem i otrzymać przydział do Burroughs. Przygotowaniem operacji zajął się Desmond, tworząc dla Saxa komputerową osobowość, podobnie jak wiele lat temu zrobił to dla Spencera, kiedy ten przeprowadzał się do Echus Overlook. Komputerowa osobowość wraz z pewnymi dość znacznymi zmianami rysów twarzy — efektem operacji plastycznej — umożliwiły Spencerowi wieloletnią pomyślną egzystencję w świecie powierzchniowym oraz pracę najpierw w laboratoriach materiałowych w Echus Overlook, a następnie w Kasei Vallis, ścisłym centrum sił bezpieczeństwa konsorcjów ponadnarodowych. Sax zawierzył więc skuteczności Desmonda. Jego nowa tożsamość zachowała fizyczne cechy osobowościowe Saxa Russella — jego genom, wzór siatkówki, głos i odciski palców — tyle że wszystko zostało lekko przekształcone, tak aby nadal „prawie” do niego pasowało, ale by jednocześnie mógł uniknąć przypadkowej identyfikacji z własnymi danymi w jakichś starych sieciach. Tym danym przypisano nowe nazwisko wraz z całą ziemską przeszłością osobnika o odpowiednich możliwościach płatniczych oraz aktach imigracyjnych i cały ten pakiet, wraz z zabezpieczeniami komputerowymi, które miały zapobiec ewentualnej weryfikacji danych fizycznych nowej osoby, wysłano do szwajcarskiego biura paszportowego, które zatwierdzało paszporty tego rodzaju przybyszów, bez zbędnych pytań i komentarzy. W zbałkanizowanym świecie sieci konsorcjów ponadnarodowych Szwajcarzy wydawali się wykonywać naprawdę dobrą robotę.
— Hm, no wiesz, te drobiazgi nie stanowią problemu — tłumaczył mu Desmond. — Ale wasze fizys, przedstawicieli pierwszej setki, są tak znane jak twarze gwiazd filmowych. Potrzebujesz więc również nowych rysów.
Sax zgodził się natychmiast. Wiedział, że jest to posunięcie niezbędne, a poza tym nie miało dla niego wielkiego znaczenia. Zwłaszcza że teraz oblicze starego człowieka widziane w lustrze i tak nieco się różniło od jego własnych wyobrażeń. Sam więc skłonił Włada, aby zmienił mu nieco twarz, podkreślając w rozmowie znaczenie swojej potencjalnej obecności w Burroughs. Wład stał się ostatnio jednym z czołowych teoretyków ruchu oporu wobec działalności Zarządu Tymczasowego, toteż dość szybko zgodził się z Saxem.
— Mimo że większość z nas powinna żyć tylko w półświecie — zauważył — kilka zakamuflowanych osób wysłanych do Burroughs może rzeczywiście przynieść nam pewne korzyści. Równie dobrze mogę więc doskonalić na tobie swoje umiejętności z zakresu chirurgii plastycznej. I tak nie masz nic do stracenia.
— Nic do stracenia! — powtórzył Sax. — Ale obowiązują chyba jakieś ustalenia. Oczekuję, że po zabiegu będę przystojniejszy.
I, o dziwo, tak się rzeczywiście stało, chociaż początkowo trudno było cokolwiek powiedzieć, póki z jego twarzy nie zniknęły wielkie sińce. Wład nałożył Saxowi koronki na zęby, powiększył jego nieco zbyt cienką dolną wargę, dodał pączkowatemu nosowi wydatny garb i trochę go zagiął; zwężono mu też policzki i dodano więcej masy na podbródku. Przycięto nawet niektóre mięśnie w powiekach, dzięki czemu nie mrugał już tak często. A kiedy sińce zniknęły, Sax wyglądał jak prawdziwy gwiazdor filmowy; tak przynajmniej ocenił go Desmond. Jak eksdżokej, oświadczyła Nadia. Albo jak były instruktor tańca, zauważyła Maja, która od wielu lat wiernie uczestniczyła w spotkaniach klubu Anonimowych Alkoholików. Sax, który nigdy nie lubił skutków działania alkoholu, zlekceważył jej słowa machnięciem dłoni.
Desmond zrobił zdjęcia i wczytał je do nowej komputerowej tożsamości Saxa, potem wprowadził wszystkie dane do akt Biotique, wraz z poleceniem przeniesienia z San Francisco do Burroughs. W tydzień później otrzymali nowy szwajcarski paszport i Desmond chichotał, kiedy go oglądał.
— Spójrz na to — oświadczył, wskazując na nowe nazwisko Saxa. — Stephen Lindholm, obywatel szwajcarski! Ci ludzie nas kryją, to oczywiste. Założę się, że mogli cię zdemaskować. Sądzę, że mimo wszystko sprawdzili twój genom ze starymi danymi i nawet po moich zmianach nie mają co do ciebie wątpliwości, zapewne dowiedzieli się, kim naprawdę jesteś.
— Jesteś pewien?
— Nie, nie jestem. W końcu, nie odmówili… Chociaż wydaje mi się bardzo możliwe, że znają prawdę.
— Czy to dobrze?
— Teoretycznie nie. Ale w praktyce, jeśli jesteś osobnikiem ściganym, przyjemnie jest widzieć, że ktoś zachowuje się wobec ciebie jak przyjaciel. A Szwajcarzy to dobrzy przyjaciele. Już piąty raz wydali paszport dla jednej ze stworzonych przeze mnie osobowości. Sam nawet taki posiadam, chociaż akurat w moim wypadku… wątpię, czy byliby się w stanie dowiedzieć, jak się naprawdę nazywam, ponieważ nigdy mnie tu nie zarejestrowano tak jak was, moi drodzy przedstawiciele pierwszej setki. Ciekawe, nieprawdaż?
— Rzeczywiście.
— Bo to bardzo interesujący ludzie. Mają własne plany i choć do końca nie wiem, jacy są, kontakt z nimi zawsze sprawia mi prawdziwą przyjemność. Sądzę, że zupełnie świadomie podjęli decyzję, by nam pomagać. Może zresztą po prostu chcą wiedzieć, gdzie jesteśmy. Tego chyba nigdy się nie dowiemy, ponieważ Szwajcarzy najbardziej ze wszystkiego uwielbiają tajemnice. Ale przecież… kiedy ktoś robi ci wielką przysługę, nie do końca interesują cię powody, dla których tak właśnie postępuje, nie sądzisz?
Sax skrzywił się na te słowa, ale był zadowolony, gdy pomyślał, że będzie bezpieczny pod szwajcarską opieką. Tacy ludzie bardzo mu odpowiadali: racjonalni, ostrożni, postępujący w sposób metodyczny.
Wkrótce przed planowanym odlotem z Peterem na północ do Burroughs Sax odbył spacer dokoła jeziora Gamety. W ostatnich latach pobytu w osadzie rzadko mu się to zdarzało. Zbiornik wodny był dowodem rzetelnie wykonanej roboty. Zresztą musiał przyznać, że Hiroko każdy system potrafiła zaprojektować rzeczywiście wspaniale. Kiedy wraz ze swoim zespołem zniknęła przed laty z Underhill, Sax był bardzo zaskoczony; nie rozumiał przyczyn takiego postępku, a ponadto obawiał się, że Japonka i związane z nią osoby zaczną w jakiś sposób walczyć z terraformowaniem. Zdołał skłonić Hiroko do wyjaśnienia wątpliwości poprzez sieć i to nieco go uspokoiło, bowiem Japonka była najwyraźniej życzliwie nastawiona do podstawowego celu projektu, a zresztą jej własne pojęcie viriditas wydawało się tylko inną wersją tej samej idei. Ale jednocześnie wyglądało na to, że Hiroko ponad wszystko ukochała tajemnice, co Sax uważał za bardzo nieracjonalne z jej strony: podczas lat życia w ukryciu nie zamierzała nikogo informować o swoich działaniach i posunięciach. Jednakże, mimo że nawet w rozmowach w cztery oczy niełatwo ją było zrozumieć, podczas wielu miesięcy wspólnej egzystencji w Underhill Sax upewnił się, że Hiroko z pewnością tak jak on pragnie stworzenia na Marsie biosfery, która pomagałaby ludziom żyć na planecie. A to była jedyna kwestia, która interesowała Saxa. Uważał też, że do tego szczególnego projektu nie mógł sobie wymarzyć lepszego sojusznika, no chyba żeby uzyskał poparcie przewodniczącego nowej komisji Zarządu Tymczasowego. Zresztą przewodniczący prawdopodobnie i tak był również jego sprzymierzeńcem. W gruncie rzeczy ich poglądy nie różniły się specjalnie w nazbyt wielu kwestiach.