Jednak teraz na plaży siedziała jedna z jego przeciwniczek, chuda jak czapla Ann Clayborne. Sax zawahał się, ale wiedział, że już go dostrzegła, podszedł więc bliżej. Podniosła na niego wzrok, po czym znowu zapatrzyła się w dal na białe jezioro.
— Rzeczywiście wyglądasz inaczej — odezwała się.
— Tak. — Ciągle jeszcze bolały go na twarzy chore miejsca, chociaż pozornie sińce już zniknęły. Miał wrażenie, jak gdyby nosił maskę i zapewne z tego właśnie powodu nagle poczuł się nieswojo. — Ale to nadal jestem ja — dodał.
— Oczywiście. — Nie patrzyła na niego. — Więc odjeżdżasz do świata powierzchniowego?
— Tak.
— Aby wrócić do swojej pracy?
— Tak.
Podniosła na niego oczy.
— Jaki twoim zdaniem jest cel nauki?
Wzruszył ramionami. Znowu zanosiło się na kłótnię, która wybuchała między nimi wszędzie i zawsze, obojętnie o czym wcześniej rozmawiali. Terraformować czy nie terraformować, oto jest pytanie… Sax swoje zdanie na ten temat wypowiedział już dawno temu, podobnie jak Ann, lecz żałował, że oboje nie potrafią po prostu zgodzić się lub nie zgodzić i raz na zawsze załatwić tę kwestię. Ale nie: stale prowadzili tę samą dyskusję. Ann była niezmordowana.
— Wyjaśnianie przyczyn istnienia wszystkiego — odparł.
— Terraformowanie niczego nie wyjaśnia.
— Terraformowanie to nie nauka. Nigdy nie twierdziłem, że nią jest. Jest czymś, co ludzie robią dzięki nauce. Nauką stosowaną czy też raczej techniką… Nazwij to zresztą, jak chcesz. Trzeba po prostu zdecydować, jak wykorzystać przyswojoną wiedzę. Jakąkolwiek nazwę temu nadasz…
— Więc to kwestia wartości.
— Tak przypuszczam. — Sax zastanowił się nad tą trudną kwestią, próbując uporządkować skłębione myśli. — Taak, przypuszczam, że nasze… że nieporozumienie między nami należy do typu nazywanego problemem związanym z pojęciem faktu oraz z pojęciem wartości. Bowiem moim zdaniem nauka dotyczy faktów oraz teorii, które zmieniają fakty w przykłady. A wartości są innym rodzajem systemu, są ludzkim wytworem.
— Nauka jest także ludzkim wytworem.
— Tak. Tylko że związek między tymi dwoma systemami nie jest wyraźny. Zaczynając od tych samych faktów, możemy dotrzeć do różnych wartości.
— Ale przecież samą naukę przepełniają rozmaite wartości — naciskała Ann. — Mówimy o teoriach, które posiadają potęgę i elegancję, o czystych rezultatach albo pięknych eksperymentach. A pragnienie wiedzy samo w sobie też jest swego rodzaju wartością, bo przecież wiedza jest lepsza niż niewiedza albo tajemnica. Mam rację?
— Taak, przypuszczam, że tak — odparł Sax, zastanawiając się nad tymi słowami.
— Twoja nauka to system wartości fizycznych — kontynuowała Ann. — Jej celem jest ustalenie praw i reguł, uzyskanie precyzji i pewności. Chcesz, aby wszystkie niewiadome zostały wyjaśnione. Pragniesz odpowiedzi na pytanie, dlaczego miały miejsce kolejne wydarzenia w przeszłości, cofając się aż do samego Wielkiego Wybuchu. Jesteś redukcjonistą. Dla ciebie wartości to oszczędność, elegancja i ekonomia, a im bardziej ci się uda coś uprościć, tym bardziej jesteś z siebie dumny, zgadza się?
— Ależ takie są metody nauki — sprzeciwił się Sax. — Nie chodzi tylko o mnie… tak działa sama natura. Fizyka. Ty również tak postępujesz.
— W fizyce zawierają się także ludzkie wartości…
— Nie jestem tego taki pewny. — Machnął ręką, aby choć na chwilę przerwać wywód Ann. — Nie twierdzę, że w nauce nie ma żadnych wartości. Jednakże materia i energia są takie, jakie są. Jeśli chcesz mówić o wartościach, mów o nich bez ogródek. Zgadzam się, że wynikają one w jakiś sposób z faktów, na pewno tak. Ale to jest już inna kwestia, coś w rodzaju socjobiologii czy bioetyki. Może byłoby lepiej porozmawiać tylko o czystych wartościach, porozmawiać wprost… O tym, co stanowi największe dobro dla największej liczby ludzi, no, coś w tym rodzaju…
— Istnieją ekologowie, którzy powiedzieliby, że jest to naukowy opis zdrowego ekosystemu. Kolejny sposób nazwania ekosystemu klimaksowego.
— To jest osąd wartościujący, jak sądzę. Jakiś rodzaj bioetyki. Interesujący, ale… — Sax zmrużył oczy, z zaciekawieniem patrząc na swą rozmówczynię, i zdecydowanie zmienił taktykę. — Dlaczego nie spróbować tutaj stworzyć ekosystemu klimaksowego, Ann? Nie można mówić o ekosystemie bez istot żyjących. Tego, co znajdowało się na Marsie przed nami, nie uda ci się nazwać ekoświatem. To nie była ekologia, a tylko geologia. Można oczywiście powiedzieć, że zaistniał tu jakiś zaczątek ekoświata, kiedyś, dawno temu, ale coś poszło źle. Próba została stłamszona w zarodku… a teraz my zaczynamy od nowa.
Ann obruszyła się na to stwierdzenie, więc Sax zamilkł. Wiedział, że jest zwolenniczką przyznania istotnej wartości nieorganicznej rzeczywistości Marsa. Wierzyła w wersję czegoś, co niektórzy nazywali etyką ziemi, choć w tym wypadku ziemia pozbawiona była bioty. Etyka skały, można by raczej powiedzieć. Ekologia bez życia. Istotna wartość, rzeczywiście!
Westchnął.
— Ech, to tylko takie gadanie o wartościach. Przedkładanie systemów żyjących nad nieżyjące. Przypuszczam, że nie uda się nam uciec od wartości, tak jak mówisz… To dziwne… przeważnie czuję, że chcę po prostu zrozumieć każdą rzecz. Dowiedzieć się, dlaczego istnieje w taki sposób, w jaki istnieje. Ale jeśli mnie zapytasz, dlaczego usiłuję tego dociec albo jakiego zdarzenia pragnę, w jakim celu kieruję swoją pracę, ku czemu dążę… — Wzruszył ramionami, starając się zrozumieć własne myśli. — Trudno to wyrazić. Kojarzy mi się… powiedziałbym, że czysty zysk to informacja. Czysty zysk to porządek.
Dla Saxa był to dobry funkcjonalny opis samego życia, jego skonsolidowanego działania, skierowanego przeciwko entropii. Wyciągnął pojednawczo dłoń ku Ann, mając nadzieję skłonić ją, by to zrozumiała, by zaakceptowała przynajmniej podstawowe pojęcia ich dyskusji, definicję ostatecznego celu nauki. W końcu oboje byli naukowcami, w końcu to było ich wspólne przedsięwzięcie…