Co innego, gdy chodziło o młodą dziewczynę. Zwłaszcza, gdy był pijany i rozzłoszczony.
W pomieszczeniu zapanowała cisza. Z zewnątrz dobiegał jak zawsze szum wiatru świszczącego pośród szczelin między belkami chaty. Wewnątrz, czas jakby zatrzymał się na chwilę pośród dymu, migającego blasku ognia i olejowych lampek rozświetlających wnętrze chaty.
Siedzący naprzeciw Slagora, Erak zaklął cicho. W przeciwnym krańcu pomieszczenia Will odstawił właśnie stos talerzy. Jego spojrzenie, tak jak i wzrok wszystkich innych, skupiło się na Slagorze, na jego zapitej twarzy i oczach; Skandyjski kapitan przesunął językiem po ustach, ukazując jednocześnie krzywe, poplamione zęby. Uczeń zwiadowcy, na którego nikt nie zwracał w tej chwili uwagi, sięgnął po ciężki, obosieczny nóż, używany do cięcia solonej wieprzowiny. Jego klinga miała około dwudziestu centymetrów długości, całkiem przypominała przy tym jeden z noży, którymi posługiwał się podczas niekończących się kiedyś godzin treningu z Haltem.
W końcu Erak odezwał się niskim głosem i przemówił spokojnie. Już to sprawiło, że jego ludzie otrzeźwieli nieco i zaczęli słuchać. Kiedy Erak wykrzykiwał albo i darł się na cały głos — wówczas zazwyczaj żartował. Gdy mówił cicho, z naciskiem, wiedzieli, że skończył się czas kpin i biada temu, kto wejdzie w drogę ich wodzowi.
— Zostaw ją, Slagorze — powiedział.
Slagor wykrzywił się paskudnie, gniewny, że ktoś ośmiela się mu rozkazywać, a jeszcze bardziej drażnił go stanowczy ton polecenia.
— Poparzyła mnie! — wrzasnął. — Zrobiła to specjalnie, więc zostanie ukarana!
Erak sięgnął po kubek z piwem i upił głęboki łyk. Gdy się odezwał, w jego głosie słychać było coś na kształt znudzenia, znużenia i nieskończonej pewności siebie.
— Już mówiłem. Puść ją. To moja niewolnica.
— Niewolnikom trzeba dyscypliny — wrzasnął Slagor, rozglądając się po sali. — Wszyscyśmy się przekonali, że ty sobie z nimi nie radzisz. Już czas, żeby ktoś ci pokazał, jak to się robi!
Skoro przestał na nią zwracać uwagę, Evanlyn spróbowała wyrwać rękę z jego uścisku, ale przytrzymał ją mocno. Kilku ludzi z załogi „Wilczego kła” przyklasnęło mu.
Erak nagle zawahał się. Wystarczyło trzasnąć pięścią Slagora, by ten padł bez przytomności. Mógłby tego dokonać, nie wstając nawet z krzesła. Tyle że to byłoby zbyt mało. Wszyscy zgromadzeni wiedzieli, że w walce wręcz Slagor nie ma z nim żadnych szans, toteż postępując w ten sposób, nie dowiódłby niczego. Dość już miał tego głupca, który na każdym kroku usiłował go upokorzyć i poniżyć. Slagor zasługiwał na porządną nauczkę, a Erak wiedział, jak powinien mu ją wymierzyć.
Znów westchnął ostentacyjnie i oparł się łokciami o stół. Mówił powoli, jakby do kogoś, kto umysłem swym nie jest w stanie mu dorównać. I rzeczywiście, w przypadku Slagora, ten sposób wypowiadania się był całkiem na miejscu.
— Slagorze, mam za sobą ciężką kampanię, a ci dwoje to jedyny mój zysk z tej wyprawy. Nie życzę sobie, żebyś przyczynił się do śmierci któregokolwiek z nich.
Slagor wyszczerzył zęby w okrutnym uśmiechu.
— Za bardzo się z nimi cackasz, Eraku. Chcę tylko wyświadczyć ci przysługę. A przy tym porządna chłosta jej nie zabije, tylko sprawi, że na przyszłość będzie bardziej uważać.
— Nie o dziewczynie mówię — sprostował Erak — tylko o tym chłopaku — to mówiąc, skinął głową w stronę Willa, na pół ukrytego pośród migoczących cieni. Slagor zwrócił wzrok tam we wskazanym kierunku, inni również.
— O nim mówisz? — zdziwił się. — Przecież do niego nic nie mam.
Erak pokiwał spokojnie głową.
— Wiem o tym — stwierdził. — Jednak jeśli choćby tkniesz tę dziewczynę, istnieje spora szansa, że on cię zabije. A wtedy ja będę musiał się z nim rozprawić, czyli zabić go za karę. Rzecz w tym, że nie mogę sobie pozwolić na taką stratę. Toteż powiadam: zostaw ją w spokoju.
Niektórzy z pozostałych Skandian już śmiali się w głos z tego rzeczowo wygłoszonego wywodu Eraka. Byli wśród nich także ludzie Slagora.
Szyper pociemniał na twarzy od gniewu i zmarszczył brwi. Erak najwyraźniej kpił sobie z niego, a nade wszystko obrażał go, dopuszczając choćby myśl, że taki aralueński młokos byłby w stanie pokonać go w walce.
— Chyba zmysły postradałeś, Eraku — rzucił wzgardliwie. — Ten chłopak tyle może mi zrobić co mysz polna! Rozprawiłbym się z nim jedną ręką.
Potrząsnął pięścią wolnej ręki, bowiem drugą wciąż trzymał Evanlyn za ramię. Erak uśmiechnął się do niego ponuro.
— Zabije cię, zanim zdążysz postąpić choć krok w jego stronę — zapewnił.
Coś w jego głosie kazało zrozumieć rozmówcy, że Erak nie żartuje. Przemawiał ze spokojną pewnością, która sprawiła, że wyczuli to również pozostali i ucichli. Zapanowało przytłaczające milczenie. Slagor zmarszczył brwi, próbując pojąć, o co w tym wszystkim chodzi. Alkohol mącił jego myśli. Czegoś tu nie rozumiał. Chciał się odezwać, ale Erak uciszył go ruchem ręki.
— Niestety, nie możemy pozwolić, żeby go naprawdę zabił na dowód prawdziwości moich słów, mianowicie z powodów, które już wymieniłem — stwierdził, zwracając się do grona wojowników. Zabrzmiało to tak, jakby szczerze nad tym ubolewał.
Rozejrzał się po pomieszczeniu; oczy mu zabłysły na widok do połowy opróżnionego antałka z wódką stojącego na przeciwległym krańcu stołu. Wskazał go palcem.
— Svengalu, pchnij no tu tę beczułkę — zażądał. Jego zastępca wykonał polecenie, antałek przejechał po blacie, a kapitan pochwycił go, podniósł i przyjrzał mu się krytycznie. — Jest rozmiarów zbliżonych do wielkości twojego łba, Slagorze — zauważył z kwaśnym uśmiechem. Następnie sięgnął po swój nóż, który leżał na stole i dwoma szybkimi ruchami wyciął w ciemnym drewnie dwa jasne zagłębienia. — I powiedzmy, że to są twoje oczy.
Pchnął teraz beczułkę w stronę Slagora, tak że zatrzymała się tuż koło jego ramienia. Po wnętrzu chaty przeszedł pomruk oczekiwania, wszyscy byli ciekawi, do czego to wszystko prowadzi. Tylko Svengal i Horak, którzy byli z Erakiem przy moście, mieli niejakie przeczucie, co planuje ich jarl. Wiedzieli, że Will jest przeciwnikiem, z którym warto się liczyć. Nie miał jednak przy sobie łuku i nie widzieli tego, co nie umknęło uwadze Eraka — czyli noża, który Will ukrył pod prawym ramieniem.
— Otóż to, chłopcze — ciągnął Erak. — Te oczy są trochę za blisko siebie, ale akurat u Slagora też tak jest — kilku Skandian zaśmiało się, a Erak zwrócił się teraz bezpośrednio do nich: — Przypatrzmy się uważnie i przekonajmy się, czy aby coś się między nimi nie pojawi.
Mówiąc to, ostentacyjnie pochylił się i zaczął wpatrywać w beczułkę. Rzecz jasna wszyscy obecni podążyli za jego przykładem. Will zawahał się przez chwilę, ale czuł, że może zaufać Erakowi. Sugestia skandyjskiego kapitana była aż nazbyt przejrzysta. Błyskawicznym ruchem zamachnął się i cisnął nożem przez pokój.
Klinga błysnęła w czerwonym świetle lampek oliwnych i ognia na kominku, by w tej samej chwili z głośnym stuknięciem wbić się głęboko w drewno między wyciętymi „oczami”, choć nie całkiem pośrodku. Od siły uderzenia antałek przesunął się o dobre dziesięć centymetrów.
Wystraszony Slagor wrzasnął i cofnął się gwałtownie. Mimo woli wypuścił ramię Evanlyn. Dziewczyna szybko oddaliła się od niego, a potem, widząc, że Erak naglącym ruchem głowy wskazuje jej drzwi, wybiegła z pomieszczenia, niezauważona pośród zamętu, jaki zapanował.