Выбрать главу

— Trochę potrwało, nim wszyscy się ułożyli do snu — skłamała. Nie było sensu tłumaczyć, że nie dysponowała żadnym sposobem, by zmierzyć dokładnie czas. Mruknął coś w odpowiedzi, z czego wywnioskowała, że jej wyjaśnienie zostało przyjęte do wiadomości. Wcisnął jej w dłoń mały mieszek.

— Trzymaj — powiedział. — W środku jest parę srebrnych monet. Przypuszczalnie będziesz musiała przekupić któregoś z członków „hordy”, żeby wypuścił chłopaka. Tyle powinno wystarczyć. Gdybyś dała więcej, wyglądałoby to podejrzanie i zaczęliby się zastanawiać, skąd masz tak dużo pieniędzy.

Omówili już tę sprawę w jego kwaterze przed pięcioma dniami. Ucieczka musiała odbyć się w taki sposób, by podejrzenie nie padło na Eraka. Właśnie dlatego kazał jej skarżyć się głośno i ostentacyjnie na swój los oraz zarzekać, że za nic w świecie nie zostanie osobistą służką Eraka. W ten sposób miało powstać wrażenie, iż taka właśnie była przyczyna jej ucieczki.

— Weź także to — rzekł, podając jej krótki sztylet w skórzanej pochwie. — Może ci się przydać na wypadek jakichś kłopotów.

Zatknęła broń za szeroki pas. Ubrana była w obszerne spodnie i kaftan, koc okrywał jej ramiona niczym płaszcz.

— A kiedy już go stamtąd wyciągnę, co później? — spytała szeptem. Erak wskazał drogę wiodącą w dół do zatoki.

— Najpierw w tamtą stronę. Niedaleko za bramą zobaczysz drogę odchodzącą na lewo. Skręcisz w nią. Nieco dalej uwiązałem kucyka. Na jego grzbiecie znajdziesz sakwy z żywnością i ciepłym odzieniem. Bez konia Will daleko nie ujdzie — zawahał się i dodał: — A w małym woreczku znajdziesz także niewielki zapas cieplaka.

Popatrzyła na niego, zaskoczona. Przecież podczas ostatniej rozmowy nie ukrywał swego wstrętu wobec zioła o tak zgubnym działaniu.

— Będziesz go potrzebować dla Willa — wyjaśnił krótko. — Gdy ktoś już raz przywyknie do tego świństwa, może nawet umrzeć, jeśli nagle zostanie go pozbawiony. Będziesz musiała odzwyczajać chłopaka, wydzielając mu z każdym tygodniem coraz mniej — dopóki jego umysł nie wyzdrowieje i nie będzie mógł się obyć bez ziela.

— Zrobię, co w mojej mocy — oświadczyła; uścisnął jej rękę w nadgarstku, chcąc jej tym gestem dodać odwagi. Spojrzał na zwisające nisko chmury i pociągnął nosem.

— Przed świtem spadnie świeży śnieg, który zakryje wasze ślady. A ja dodatkowo stworzę fałszywy trop. Musicie zmierzać wciąż przed siebie, aż znajdziecie się w górach. Potem dalej tą samą drogą, do rozwidlenia, które rozpoznasz po tym, że wznoszą się przy nim trzy wielkie głazy, środkowy jest najwyższy. Wtedy pójdziecie na lewo, a po dwóch dniach dotrzecie do chaty. Jest to mały domek w górach, którego w okresie letnich polowań myśliwi używają jako bazy wypadowej. W zimie stoi pusty i może zapewnić wam względnie bezpieczne schronienie. I pamiętaj — dodał — gdy tylko zaczną się wiosenne roztopy, ruszajcie w drogę. Chłopak do tego czasu powinien już odzyskać siły. Tylko za żadną cenę nie dajcie się pojmać myśliwym. Musicie zniknąć, zanim pojawią się pierwsi z nich. A więc gdy ujrzysz pierwsze oznaki wiosny, ruszajcie na południe — umilkł na chwilę. — Przykro mi, że nie mogę więcej dla was zrobić. Ale czas nagli i jeśli teraz nie uciekniecie, Will nie pożyje już za długo.

Wspięła się na palce i ucałowała go w zarośnięty policzek.

— Zrobiłeś i tak bardzo wiele — powiedziała. — Nigdy ci tego nie zapomnę, jarlu Eraku. Nawet nie wiem, jak ci dziękować.

Machnął niezdarnie ręką, zakłopotany jej podziękowaniami. Rzucił raz jeszcze okiem na niebo, a potem wskazał kciukiem szopę na dziedzińcu.

— Bierz się do dzieła, dziewczyno — rzekł. I dodał: — Powodzenia.

Rzuciła mu uśmiech na pożegnanie, odwróciła się i ruszyła na ukos przez dziedziniec — ku szopie niewolników. Wydawało jej się, że jest doskonale widoczna na białym śniegu i w każdej chwili spodziewała się, że ktoś zatrzyma ją okrzykiem. Dotarła jednak do celu bez przeszkód i z ulgą schroniła się w cieniu budynku, przycupnąwszy pod jego ścianą.

Odczekała kilka chwil, by złapać oddech i choć trochę uspokoić bijące serce. Potem przesunęła się wzdłuż ściany do drzwi. Były rzecz jasna zamknięte, ale tylko z zewnątrz i tylko na zwykłą zasuwę. Odsunęła ją, wstrzymując dech, gdy zazgrzytał metal, uchyliła rozchwiane drzwi i wsunęła się do wewnątrz.

W środku nie płonął ogień, więc było tam ciemniej niż w kuchni. Odczekała, aż jej oczy przywykną do mroku. Po chwili zaczęła wyraźniej dostrzegać leżące na podłodze postacie owinięte kocami i łachmanami. Światło padało na nie z zewnątrz, przez szpary między balami, z których zbudowano ścianę.

Od Eraka wiedziała, że członkowie „hordy” zajmują osobne pomieszczenie w końcu szopy, gdzie ogrzewają się ogniem z niewielkiego paleniska. Mogło jednak się zdarzyć, że któryś z nich będzie sprawował straż nad podwładnymi. Właśnie dlatego jarl dał jej srebro.

I sztylet.

Dotknęła dłonią lodowatej rękojeści, by dodać sobie odwagi. Dzień po spotkaniu w kwaterze Eraka odwiedziła to miejsce, toteż orientowała się z grubsza, gdzie znajduje się miejsce zajmowane przez Willa. Ruszyła w tamtą stronę, stąpając ostrożnie, by nie nadepnąć na któregoś ze śpiących. Rozglądała się na wszystkie strony, ale nigdzie nie mogła go dostrzec; ogarniało ją poczucie coraz straszniejszej rozpaczy. A potem nagle ujrzała znajomą czuprynę wystającą spod poszarpanej szmaty i odetchnęła z ulgą.

Przedostała się ku niemu. Wiedziała, że kiedy już zdoła go obudzić, nie będzie sprawiał kłopotów i pójdzie za nią bez słowa. Niewolnicy z dziedzińca, których zmysły i mózgi otępiał narkotyk, posłuszni byli każdemu poleceniu, jakie im wydano.

Owszem, ale najpierw trzeba było go wyrwać ze snu. Przykucnęła obok Willa, potrząsnęła go za ramię. Najpierw łagodnie, potem, zdawszy sobie sprawę, że pod wpływem ziela śpi jak zabity, coraz mocniej.

— Willu! — syknęła, pochylając się nisko nad jego uchem. — Wstawaj. Obudź się!

Mruknął tylko przez sen. Jednak jego oczy wciąż były zamknięte, oddychał głęboko. Potrząsnęła nim jeszcze mocniej, czując jak znów ogarnia ją przerażenie.

— Willu, proszę — błagała. — Obudź się!

Wreszcie w panice z całej siły trzepnęła go płaską dłonią w policzek.

To poskutkowało. Powieki uniosły się, spojrzał na nią zamglonymi oczami. Chyba jej nie poznał, ale przynajmniej już nie spał. Pociągnęła go za rękę.

— Wstawaj — rozkazała. — Pójdziesz ze mną. Poruszył się; powoli, ospale. Dźwignął się chwiejnie na nogi, po czym stanął przed nią, czekając na dalsze rozkazy.

Wskazała uchylone drzwi, przez które do wnętrza wpadała smuga światła.

— Idź. Idź do drzwi — poleciła, a on natychmiast powlókł się w tamtym kierunku, nie zważając wcale, gdzie stawia stopy, kopiąc i depcząc śpiących towarzyszy niedoli. Co dziwne, prawie nie reagowali, tylko niektórzy pomrukiwali przez sen albo przewracali się na drugi bok. Już miała pójść za nim, gdy powstrzymał ją zimny głos dochodzący z drugiego końca pomieszczenia.

— Ej, ty, tam. Dokąd go zabierasz?

Jeden z „hordy”. Gorzej, bo Egon we własnej osobie. Jarl Erak nie mylił się, rzeczywiście pełnili nocą warty, nadzorując poddanych sobie niewolników. Odwróciła się w jego stronę, podczas gdy on zbliżał się ku niej. Tak jak Will, nie zwracał uwagi na uśpione postacie, stąpając po nich.

Evanlyn wyprostowała się, wzięła głęboki wdech i oznajmiła tak pewnym głosem, na jaki tylko było ją stać: