W nocy obudziła się, serce zaczęło jej bić jak młotem na odłos drapania w namiot. Sięgnęła w mroku po włócznię, gdy usłyszała, że ktoś ją woła. Dmuchając w ognisko rozpaliła węgle, dodała świeżych drew i odplątała połę. Harl wrzucił swój łuk i strzały, po czym wszedł sam.
— Zbił mnie — powiedział z suchymi teraz oczyma. — Ojciec zbił mnie moim łukiem, gdy powiedziałem mu, co usłyszałem od ciebie. Nie chciał tego słuchać. Krzyczał, że Kerrick wiedział wszystko o murgu, bo sam jest na wpół maragiem… — zniżył głos i opuścił głowę… — Jak i ty, powiedział. Potem znów mnie zbił i wtedy uciekłem.
Armun wybuchnęła gniewem; nie chodziło o nią, słyszała gorsze wyzwiska.
— Stary Fraken powinien czytać przyszłość z łajna murgu. Twój ojciec nie jest lepszy, skoro słucha takich głupot. Gdy nie ma Kerricka, szybko się zapomina, że to on ocalił sammady. Ile masz lat?
— To moja jedenasta zima.
— Dość, by cię bić, za mało, byś został łowcą i oddał. Zostań tu do rana, Harl, aż ojciec zaniepokoi się twą nieobecnością i przyjdzie cię szukać. Powiem mu o murgu!
Armun wyszła rankiem, przeszła się między namiotami, słuchając rozmów kobiet. Niepokoiły się o zaginionego chłopca, łowcy poszli go szukać. „Dobrze — pomyślała — tyją tylko, leżąc wokół namiotów i nic nie robiąc.’ Poczekała, aż słońce zawisło nisko nad horyzontem. Wtedy wyszła i zatrzymała pierwszą spotkaną kobietę.
— Idź do namiotu Nivotha i powiedz mu, że znalazł się chłopiec. Harl jest w moim namiocie. Szybko.
Jak przewidywała, kobieta nie poszła na tyle szybko, aby nie opowiedzieć po drodze innym o tej nowinie. Armun wróciła do namiotu i czekała, póki nie usłyszała, jak ktoś wykrzykuje jej imię. Wtedy wyszła, zamykając za sobą poły.
Nivoth miał na policzku szramę po starej ranie, przez co jego twarz wyglądała stale na zachmurzoną. Jego nastrój był podobny.
— Przyszedłem po chłopca — powiedział niegrzecznie. Z tyłu przysłuchiwał się gęstniejący tłum; zima była długa i nudna.
— Jestem Armun, a to jest namiot Kerricka. Jak się nazywasz?
— Odsuń się kobieto — chcę chłopca.
— Czy znów go zbijesz? Czy powiesz, że Kerrick był na wpół maragiem?
— Z tego co wiem, jest całym maragiem. Zbiję chłopaka, bo opowiada bajki, ciebie też zbiję, jeśli się nie odsuniesz.
Nie ruszyła się; Nivoth ją odepchnął. Popełnił błąd. Powinien był pamiętać, co działo się kiedyś, gdy była młodsza i przezywali ją — wiewiórcza twarz.
Uderzyła go pięścią prosto w nos i runął na śnieg. Gdy dźwignął się na nogi, z kapiącą z brody krwią, uderzyła go po raz drugi w to samo miejsce. Spotkało się to z podziwem tłumu i Harla przyglądającego się przez szparkę w rozcięciu namiotu.
Łowcy nie biją kobiet, chyba że swoje, tak więc Nivoth nie wiedział, co dalej robić. Nie miał też wiele czasu do namysłu. Armun dorównywała mu wzrostem, a w gniewie przewyższała siłą. Uciekł pod gradem ciosów. Tłum rozszedł się wolno, żałując, że skończyło się to widowisko.
Stanęło na tym, że Harl pozostał w jej namiocie i nikt po niego nie przychodził, nie rozmawiano też o nim w obecności Armun. Matka chłopca zmarła poprzedniej głodowej zimy, a ojciec nie okazywał troski o syna. Armun była rada z jego towarzystwa i tak już zostało.
Wiosna przyszła późno, teraz zawsze się opóźniała, a gdy wreszcie strzaskane lody rzeki odpłynęły wielkimi krami, Armun zaczęła wypatrywać na wschodzie Kerricka. Z każdym dniem coraz trudniej przychodziło jej opanowywać zniecierpliwienie. Gdy rozkwitły kwiaty, zostawiła Arnwheta bawiącego się na brzegu z Harlem i poszła szukać Herilaka. Siedział na słońcu przed namiotem, naciągając na łuk świeżą cięciwę z jelit. Szykował się do łowów, których z niecierpliwością wszyscy oczekiwali. Gdy zaczęła mówić, kiwnął tylko głową, nie odrywając oczu od swej roboty.
— Nadeszło lato, a Kerricka nie ma.
Jedyną jego odpowiedzią było chrząknięcie. Spojrzała z góry na schyloną głowę i spróbowała powstrzymać gniew.
— Nadeszła pora, by wyruszyć. Ponieważ nie wrócił do mnie, pójdę do niego. Poproszę znających drogę łowców, by mi towarzyszyli.
Spotkało się to ponownie z ciszą i miała znów się odezwać, gdy Herilak uniósł twarz.
— Nie — powiedział. — Nie dostaniesz żadnych łowców, nigdzie nie pójdziesz. Jesteś w moim sammadzie i zakazuję ci. Teraz mnie zostaw.
— Zostawię cię! — krzyknęła. — Zostawię ciebie, ten sammad i pójdę tam, gdzie moje miejsce. Powiesz im…
— Powtarzam ci jeszcze raz, byś odeszła — powiedział wstając i pochylając się nad nią. Nie był Nivothem. Nie mogła uderzyć Herilaka, nie usłuchałby jej. Nie miała już nic do dodania. Odwróciła się na pięcie i poszła nad rzekę, usiadła, patrząc, jak chłopcy bawią się w świeżej trawie. Nie mogła spodziewać się pomocy po Herilaku, prędzej czegoś odwrotnego. Do kogo ma się więc zwrócić? Przyszedł jej na myśl tylko jeden człowiek. Poszła do jego namiotu, zastała go tam samego i odwołała od ogniska.
— Jesteś Ortnar, tylko tyś został z pierwszego sammadu Herilaka, byłeś z nim, zanim wybiły go murgu.
Kiwnął potwierdzająco głową, zastanawiając się, po co tu przyszła.
— To Kerrick uwolnił tego sammadara schwytanego przez murgu. To Kerrick zaprowadził was na południe, gdy zabrakło jedzenia, poprowadził atak na murgu.
— Wiem o tym, Armun. Po co mi to mówisz?
— Wiesz więc także, iż Kerrick został na południu, a ja chcę być z nim. Zabierz mnie do niego. Jesteś jego przyjacielem.
— Jestem jego przyjacielem. — Ortnar rozejrzał się, potem ciężko westchnął. — Mimo to nie mogę ci pomóc. Herilak powiedział nam o twoim zamiarze i stwierdził, że nie pójdziesz.
Armun spojrzała nań z niedowierzaniem.
— Czy jesteś małym chłopcem sikającym w skóry na głos Herilaka? Czy też łowcą, Tanu, czyniącym to co chce?
Ortnar pominął zniewagę, zareagował na nią machnięciem dłoni.
— Jestem łowcą, lecz Herilaka i mnie łączy nadal więź martwego sammadu — nie da się jej zerwać. Nie wystąpię też przeciw Kerrickowi, który był naszym margalusem, kiedy tego potrzebowaliśmy.
— Co więc uczynisz?
— Pomogę ci, jeśli jesteś dość silna.
— Jestem silna, Ortnarze. Powiedz mi przeto, na czym polegać ma pomoc wymagająca ode mnie siły.
— Wiesz, jak zabijać murgu śmiercio-kijem. Widziałem, jak to robiłaś w czasie napaści. Dostaniesz mój śmiercio-kij. Powiem ci też, jak dojść do miasta murgu. Łatwo tam trafic, gdy tylko dojdzie się do oceanu. Gdy znajdziesz się na brzegu, musisz się zdecydować co zrobić później. Możesz tam czekać na powrót Kerricka. Możesz też pójść do niego.
Armun uśmiechnęła się, potem zawołała głośno:
— Posyłasz mnie samą do krainy murgu! Cóż to za wspaniała propozycja! — Jestem dość silna, by temu podołać, dzielny Ortnarze, widzę też, że jesteś bardzo odważny, narażając się w ten sposób na zemstę Herilaka, który na pewno dowie się o wszystkim.
— Sam mu powiem — stwierdził Ortnar z ponurą determinacją.
Armun zostawiła go, lecz wróciła po zapadnięciu zmroku, by wziąć śmiercio-kij wraz z wszystkimi strzałkami wykonanymi przez łowcę w zimie.