— Gdy odpłynę, pokierujesz Yilanè i fargi z mego miasta — każda z nich jest mi droga.
— Ich istnienie będzie szanowane — powiedziała Vaintè — bronić ich będę moim życiem. Jestem bardzo wdzięczna, że pozwoliłaś mi ścigać i zabijać te stwory, nim wrócą i zaatakują ponownie. Zrobię, jak każesz, przepełniona świadomością, jak cenne jest dla ciebie życie wszystkich z Ikhalmenestu.
Nie było już nic do dodania i gdy Vaintè poprosiła z szacunkiem o pozwolenie odejścia, eistaa odesała ją ruchem kciuka. Wyszła w niezwykłym pośpiechu, ale potem ruszyła jeszcze prędzej, bo zaczął zapadać mrok. Noc zbliżała się szybko, a bardzo chciała usłyszeć, co ma jej do przekazania Naalpè.
Uruketo stało przycumowane do nabrzeża, nadal je rozładowywano. Z boku tkwiła jego dowódczym, na widok Vaintè przekazała obowiązki jednej ze swych zastępczyń i podeszła bliżej.
— Pozdrawiam cię, Vaintè — powiedziała z najwyższym szacunkiem. — Informacje do przekazania, koniecznie na osobności.
Naalpè zaczęła mówić dopiero, gdy znalazły się poza zasięgiem wzroku innych.
— Jak prosiłaś, wracając z Ikhalmenetsu, zatrzymałam się w Ye-béisku. Rozmawiałam z wieloma Yilanè i łatwo dowiedziałam się o tej, której imię mi podałaś, bo nikt o niczym innym nie mówił.
— Prośba o wyjaśnienie znaczenia — Vaintè była grzeczna, powściągała rosnącą niecierpliwość.
— Enge, Córa Śmierci, o której mówiłaś, poszła śmiało do eistai i powiedziała jej o swych wierzeniach. Została za to uwięziona z innymi jej rodzaju…
— Wspaniale, to bardzo dobra i pocieszająca wiadomość, miła Naalpè… — przerwała jednak, ujrzawszy u dowodzącej gesty poruszenia i niepokoju.
— Ależ nie, zupełnie nie. Nie jest jasne, jak się to stało, szczegóły są niepewne z powodu czasu, jaki upłynął, i wielości zdań. Wiem jednak bez żadnych wątpliwości, co się stało, bo rozmawiałam z dowódczynią uruketo. Mówiła ze mną szczerze, jak z nikim innym, bo robimy to samo. Powiedziała mi, co nastąpiło.
— Ale — co nastąpiło?
— Enge, o którą pytałaś, wraz z wieloma innymi, wszystkimi Córami Życia z miasta Yebéisk, weszła na pokład uruketo i odpłynęła. Nie zdołano ich dogonić. Nie wiadomo, dokąd wyruszyły.
Vaintè zamarła, niezdolna do reakcji, jej myśli goniły w pustce. Co to może znaczyć? Jak tego dokonały? Kto im pomagał? Ile ich jest? Dokąd uciekły?
Tę ostatnią myśl wypowiedziała głośno, lecz nikt nie mógł jej odpowiedzieć.
— Uciekły… ale dokąd?
ROZDZIAŁ XXVIII
Brzegi otaczające deltę rzeki były niskie i przeważnie podmokłe. Na południowym cyplu zakorzenił się jednak cyprys, wyrósł wysoko i szeroko, jego pokryte liśćmi konary tworzyły miły cień, dawały wytchnienie przed oślepiającym słońcem. Zebrała się tam teraz większość Cór, oddawały się bliższemu poznawaniu słów Ugunenapsy. Krąg pilnych uczennic siedzał sztywno w skupieniu, śledził każdy gest i słowo Enge. Gdy zakończyła objaśnienia, wpatrywały się w milczeniu w głąb siebie, sprawdzały, czy słowa Ugunenapsy są ich słowami.
— Pytania? — rzuciła Enge.
Minęło sporo czasu, nim jedna z niedawno nawróconych słuchaczek, młoda, smukła Yilanè, z wahaniem wykonała gest uwagi. Enge wyraziła pozwolenie-na-mówienie. Słuchaczka szukała w myśli jasnych wyrażeń, potem się odezwała.
— Nim Ugunenapsa zanotowała swe myśli, dokonała tego doniosłego odkrycia, były inne, których, być może, wkład-wysiłku… Utknęła i Enge przyszła jej z pomocą.
— Pytasz, czy Ugunenapsa, nasza nauczycielka, była pierwszą we wszystkim, czy też czerpała od wcześniejszych nauczycielek i myśli-cielek? — Uczennica wyraziła wdzięczność i potwierdzenie. — Jeśli bliżej poznasz dzieła Ugunenapsy, przekonasz się, że omawia tę sprawę. Szukała pomocy u wszystkich myślicielek Yilanè zajmujących się sprawą życia i śmierci, ale u żadnej nie znalazła wsparcia, nigdzie nie natknęła się na możliwość rozwiązania tego problemu. Gdy szukała tam wyjaśnienia, bo była pokorna i nie sądziła, że jako jedyna posiadła wiedzę, doszła do pewnego wniosku. Co żyje i co umiera? — zapytała siebie. Yilanè mogą umierać, lecz miasta Yilanè żyją wiecznie. Ale właśnie wtedy zmarło miasto Yilanè, pierwsze, o którym wiedziano. Przedtem szukała, lecz nie znalazła żadnej o takim przypadku wzmianki. Miasto to zginęło z zimna. Odwróciła tę kwestię i podeszła do niej z drugiej strony. Jeśli miasto może żyć i nie umierać — dlaczego nie mogą tego Yilanè? Miasto zamarło, jak giną Yilanè. Była pokorna i nie wierzyła, że miasto zginęło tylko dlatego, by mogła dojść do swoich wniosków. Ale to dzięki tej śmierci mogła dojść, że życie…
— Uwaga, ważna wiadomość.
Wśród pomruków i ruchów przerażenia Ambalasei zasłoniła Enge, przerwała jej przemowę. Ten niegrzeczny czyn przyjęła ze spokojem jedynie Enge.
— W czym możemy pomóc Ambalasei, która nas ocaliła? — przypomniała wszystkim, że uczona zasługuje na najwyższy szacunek.
— Czekałam cierpliwie, aż skończysz mówić, lecz przekonałam się, że to nigdy nie nastąpi. Dlatego się wtrąciłam. Jest praca, która musi być wykonana przed zmrokiem. Potrzebuję pomocy silnych kciuków.
— Prośba o możliwość pomocy, gorliwość jej udzielenia. — Enge rozejrzała się po słuchaczkach. — Która z was pierwsza pośpieszy na pomoc Ambalasei?
Enge pragnęła pomagać, lecz siostry nie podzielały jej ochoty do zajęć fizycznych. Widać było wyraźnie, że nie są zadowolone z przerwy w dyspucie i nie chcą ciężko pracować, miast żarliwie filozofować.
Żadna się nie ruszyła, choć jedna szybko okazała ważność-nauki. Enge była bardziej zażenowana niż rozgniewana ich oporami.
— Zawiodłam jako nauczycielka — powiedziała. — Ugunenapsa uczyła nas, że każde życie jest równie, przeto i wszystkie Yilanè są sobie równe, a prośbę o pomoc należy traktować jak prośbę o życie. — Zwróciła się do Ambalasei i wyraziła pokorę-uległość. — Jako pierwsza pośpieszę ci z pomocą.
Uczennice zaniechały oporu i rzuciły się naprzód, by okazać swe zrozumienie i współczucie.
— Bez przewodnictwa Enge jesteście głupie jak fargi — powiedziała pogardliwie Ambalasei. — Potrzebuję pięć do noszenia i pomocy w sadzeniu. — Przyjrzała się im krytycznie, bo wiele było chudych i zdatnych tylko do pracy umysłowej. Wybrała najsilniejsze i wysłała ze swą asystentką po zapasy.
— Musisz im wybaczyć — powiedziała Enge. — Tak gorliwie szukają wiedzy, iż zapominają o codziennych pracach.
— W większości marnują czas. Chodź ze mną, musimy coś omówić.
— Przyjemność w spełnieniu życzenia.
— To prawda, jesteś szczera, ale tylko ty tak uważasz, Enge, tylko ty. Nigdy nie pracowałam z istotami tak nieposłusznymi jak Córy Znużenia.
Enge wyraziła zrozumienie i przeprosiny.
— Jest tego powód — jak w każdym przypadku. Radość z wspólnego przebywania i ciągłej nauki oraz brak prześladowań tworzy poczucie swobody. Trudno jest zejść z wyżyn rozważań do głębin pracy rąk.
— Może. Ale praca musi być jednak wykonana. Aby jeść, musimy pracować. Chcę, byś przekazała im to z mocnymi-argumentami. Czy Ugunenapsa nie powiedziała tego kiedyś?
— Nigdy!
— Byłoby lepiej dla nas wszystkich, gdyby o tym pamiętała. Teraz podejdź do brzegu i spójrz w dal. Czy widzisz tamten półwysep?
— Niezbyt wyraźnie — odparła Enge, patrząc nad mulistym nurtem rzeki. Wyspa była niska i płaska, jak wszystkie w ujściu. Ambalasei wykonała gest niesmaku i wskazała na pobliskie uruketo.