— Pragnienie podpowiedzenia.
— Szacunek dla wielkiej mądrości, napięta uwaga.
— Odwróć sprawę podejmowania-decyzji, spójrz na tę sprawę z innej strony, jeśli mogę zacytować waszą Ugunenapsę. Niech decyzje płyną z dołu, a nie z góry. Jesteście Córami Życia, a więc waszymi podstawowymi zasadami muszą być najważniejsze potrzeby życia. Zaczniemy od jednej z nich. Jedzenie. Czy podążasz jeszcze za moim rozumowaniem?
Enge wyraziła szacunek i zrozumienie.
— Podziwiam jasność twych myśli i sposób ich przekazania.
— To dobrze — bo brzemię całej odpowiedzialności zdaje się spoczywać na mych silnych ramionach. Powtórzenie argumentu. Jedzenie. Gdy już skłonisz je do przyznania, że potrzebują go do życia, spytaj je, jak chcą je zdobywać, zbiorowo czy indywidualnie?
— Wspaniale! — Enge promieniowała potwierdzeniem i entuzjazmem. — Pozwól mi rozwinąć twą myśl. Tak jak w morzu wspólnie polowałyśmy na ławice ryb, tak powinnyśmy czynić z efenburu sióstr. Będziemy wszystkie łapać ryby…
— Nie! Źle mnie zrozumiałaś. Nie jesteście już młodymi yiliebe w oceanie, lecz Yilanè, które muszą pracować wspólnie dla swego wzajemnego dobra. Musicie wybrać niektóre spośród siebie, by łowiły ryby dla wszystkich pozostałych, a jedna z rybaczek musi rozkazywać innym w sprawach dotyczących połowów.
— Rozumiem i przyjmuję twą uwagę, ale decyzja będzie trudna, bardzo trudna.
Ambalasei zgodziła się z nią całkowicie.
— Oto historia przetrwania: nic nie jest łatwe. Od tak dawna mamy swe miasta, że zapomniałyśmy, iż kiedyś rywalizowałyśmy na równych warunkach z wszystkimi innymi formami życia. Teraz naginamy je do naszej woli. I lepiej znajdźmy sposób nagięcia twych sióstr, nim przedwcześnie wymrą.
Potrzeba było niemal całego dnia dyskusji, nim siostry doszły do porozumienia. Ambalasei zajmowała się swymi sadzonkami i hodowanymi zwierzętami, wyrażając najwyższy wstręt jedynie wówczas, gdy zerkała na gadające towarzystwo. Gdy przed wieczorem podeszła do niej Enge, spojrzała na nią z nadzieją i niecierpliwością.
— Czyżbyśmy kiedyś doczekały się ryb?
— Podjęto decyzję w pełni zgodną z naukami Ugunenapsy. Równość we wszystkim, równość w wysiłkach. Dziesięć nas będzie łowiło ryby przez jakiś czas, bo dziesięć to okrągła liczba wyrażająca sumę palców obu rąk, które wykonują pracę. Pierwsza z dziesięciu pokieruje pozostałymi, będzie wydawała im polecenia w pierwszym dniu. Drugiego dnia rządy przejmie druga z dziesiątki, i tak dalej, aż do dziesiątej, a następnego dnia zostaną zastąpione przez nową dziesiątkę. Będzie się to powtarzało, aż wszystkie obejmiemy służbę — wtedy dziesiątki dziesiątek dziesiątek dziesiątek dziesiątek zaczną wszystko od początku. Czy nie jest to okrągłe, pełne i zadowalające rozwiązanie?
Ambalasei okazała wstręt i przerażenie.
— Co za brednie! W życiu nie słyszałam większego nonsensu. Cóż złego w wyznaczaniu kierującej-rybaczkami, która wybierze pozostałe? — Dobra. Widzę po twych szaleńczych ruchach, że to nie jest zgodne z Ugunenapsą. Róbcie więc, jak postanowiłyście. Kiedy zaczniecie połowy?
— Zaraz. Jestem pierwsza z dziesiątki. Z radością pójdziemy po żywność dla wszystkich.
Ambalasei patrzyła za oddalającą się Enge dumną i wyprostowaną. To niewiarygodne. Ale zrozumiałe i pojmowalne, gdy raz przyjmie się wiarę, trzeba iść za nią aż do końca — lub ją porzucić. Zaczęła żałować swej wyprawy do królestwa najmroczniejszych filozofii. Delikatnie usunęła zanieczyszczenia z korzeni przesadzanej rośliny. Jakże prawdziwa, jasna i dająca zadowolenie jest biologia w porównaniu z wiarą! Nie zawahała się jednak. Ich odstręcza-jąca filozofia daje biologiczne skutki. Była zdecydowana zbadać je, odkryć przyczyny. Trudno jest przodować w nauce, w inteligencji, w rozsądku. Ambalasei westchnęła radośnie; to brzemię musi nieść.
ROZDZIAŁ XXIX
— Uwaga i pośpiech, uwaga i pośpiech!
Yilanè powtarzała to niezbornie, jak fargi. Ambalasei podniosła wzrok znad swej pracy, gotowa zaprezentować zgryźliwy nastrój. Spostrzegła jednak, że oblepiona błotem przybyła trzęsie się ze zmartwienia i lęku, tak iż wyraziła tylko żądanie wyjaśnienia-wytłumaczenia.
— Jedna z nas została ranna podczas połowu. Ugryziona, wiele krwi.
— Czekaj — zaprowadzisz mnie do niej.
Ambalasei miała pakunek ze środkami przygotowanymi specjalnie na taki wypadek. Odnalazła go i wręczyła przybyłej.
— Zabierz to — ruszaj.
Przepchały się przez krąg poruszonych Cór i ujrzały klęczącą w błocie Enge, podtrzymującą głowę skrwawionej Yilanè.
— Szybko — przynagliła. — To Efen, najbliższa mi. Przykryłam ranę, by powstrzymać upływ krwi.
Ambalasei spojrzała na przesiąknięty krwią tampon z liści, przyciskany przez Enge do boku rannej.
— Mądre działanie, Enge — powiedziała. — Trzymaj tak dalej, a ja przyniosę jej ulgę.
W koszyku zwijał się i poruszał mały wąż. Ambalasei chwyciła go poniżej głowy i ścisnęła, aż otworzył pysk, wystawiając jeden długi kieł. Wolną ręką wzięła nefmakel i wilgotną dolną stroną oczyściła skórę w pachwinie Efen. Zabieg nie tylko usunął błoto, ale i zniszczył wszystkie bakterie. Odrzuciła stworzenie i nacisnęła wilgotną skórę Efen, by uwydatnić przebiegającą tam tętnicę. Delikatnym ruchem wbiła w nią ostry kieł. Jad połączył się z krwią Efen; po chwili straciła przytomność. Dopiero wtedy Ambalasei odsłoniła ranę.
— Czyste ukąszenie. Wyszarpnęło kawał mięśnia, ale nie ściągnęło do nerwów. Muszę tylko trochę oczyścić ranę.
Ostrym nożem usunęła poszarpane ciało. Gdy zaczęła znów płynąć krew, rozwinęła większy nefmakel i umieściła go na uszkodzonym miejscu. Zwierzę przylgnęło tam, powstrzymło krwawienie i całkowicie pokryło ranę. — Zabierzcie ją gdzieś, by odpoczęła. Wszystko będzie dobrze.
— Jak zawsze wdzięczność dla Ambalasei — powiedziła Enge, wstając powoli.
— Umyj się — pokrywa cię błoto i krew. Co ją ugryzło?
— To. — Enge wskazała na brzeg. — Zaplątało się w naszą sieć.
Ambalasei odwróciła się i po raz pierwszy w życiu odebrało jej mowę.
Zwierzę żyło jeszcze, rzucało się na ziemi, powalając krzaki i małe drzewa. Wielkie, szare i długie, lecz nie zwijające się. Grube jak fargi, miało długość dwóch, trzech Yilanè — a w wodzie tkwiła większa część wrzecionowatego ciała. Szczęki z wielkimi kościstymi płytkami rozwarte były szeroko, małe, groźne oczy patrzyły bezmyślnie.
— Znalazłyśmy go — powiedziała wreszcie Ambalasei z nie ukrywaną radością. — Widziałyście larwy na środku oceanu. To postać dorosła.
— Węgorz? — Enge wyraziła przerażenie i zrozumienie. — Nowy kontynet Ambalasokei jest rzeczywiście lądem wielu niespodzianek.
— Musi być taki — powiedziała Ambalasei, odzyskując ponownie swój normalny pouczający ton, kiedy już minął wstrząs wywołany odkryciem. — Wątpię, byś była w stanie pojąć teorię płyt tektonicznych i dryfu kontynentalnego, dlatego nie będę nią zaprzątała twego umysłu. Zdołasz jednak zrozumieć skutki. Ten ląd łączył się kiedyś z odległym Entoban*. Wszystkie zwierzęta były takie same. Działo się to wkrótce po pęknięciu jaja czasu. Potem powolne różnicowanie i proces selekcji naturalnej doprowadziły do znacznych zmian — musiały spowodować duże zmiany gatunków. Przypuszczam, że natkniemy się na ich nowe rodzaje, choć może w mniej dramatycznej sytuacji.