Выбрать главу

Enge była równie rozentuzjazmowana.

— Takiej okazji nie było dotąd nigdy! Co za radość. Długo badałam mowę i nie mogę się doczekać kontynuacji.

— Cieszę się słysząc, że interesuje cię coś oprócz filozofowania o życiu-śmierci. Wspomożesz moje badania, bo wymagają wielkiego wysiłku.

Wróciły nad brzeg, lecz teraz niechętnie wchodziły do wody. Gdy minęło podniecenie, stały się w pełni świadome kryjących się pod powierzchnią niebezpieczeństw. Zbliżając się do zapory, starały trzymać się płycizny. Umazane błotem, brudne, szły przez zeschłą roślinność. Córy Życia zebrały się, rozmawiając przy uruketo. Ambalasei patrzyła na nie z rosnącym gniewem.

— Nic nie zrobiły! Żadnego usprawiedliwienia dla gnuśności-lenistwa-nieprzydatności.

Enge również wyraziła niezadowolenie, aż stojąca w środku Sat-sat poprosiła o zgodę na wyjaśnienia.

— Far‹ poprosiła o możliwości przemówienia do nas wszystkich. Zgodziłyśmy się oczywiście, bo jest głęboką myślicielką. Teraz dyskutujemy nad jej słowami…

— Niech mówi sama! — powiedziała Ambalasei z rosnącym niesmakiem. — Która to Córa Gadania, Far‹?

Enge wskazała na szczupłą Yilanè o wielkich, głębokich oczach, analizującą ciągle myśli Ugunenapsy. Skinęła wszystkim, by uważały i zaczęła mówić:

— Ugunenapsa powiedziała, że…

— Milcz! — rozkazała Ambalasei w najbanalniejszy sposób, jak najwyższa do najniższej fargi. Far‹ pokraśniała z obrazy. — O wiele za długo słuchałyśmy słów Ugunenapsy. Pytałam, dlaczego przerwałaś prace?

— Nie przerwałam, zaproponowałam to tylko. Wszystkie przybyłyśmy na miejsce pracy z własnej woli, ale rozkazujesz nam, mówisz, co mamy robić, nie pytając, jak i dlaczego chcemy pracować, robisz to brutalnie i władczo jak wydająca polecenia eistaa. My jednak nie przyjmujemy rozkazów. Pokonałyśmy zbyt daleką drogę, cierpiałyśmy za bardzo za naszą wiarę, by porzucić ją teraz. Jesteśmy ci oczywiście wdzięczne, ale wdzięczność nie oznacza służalczości. Jak powiedziała Ugunenapsa…

Ambalasei nie słuchała teraz, co powiedziała Ugunenapsa, ale odwróciła się ku Enge z gestani pilnej uwagi.

— To koniec mojej cierpliwości, koniec pomocy. Wiem dokładnie, co należy robić; twoje Córy Głupoty nie potrafią nic poza prowadzeniem sporów. Mam dość, chyba że przekonasz je szybko, iż muszą zmienić postępowanie. Bez moich rad szybko zginiecie i zaczynani myśleć, że będzie to dla mnie bardzo szczęśliwy dzień. Idę teraz na uruketo, by się oczyścić, najeść, napić i uspokoić myśli. Gdy wrócę, powiesz też, jak będzie przebiegała współpraca. Teraz — cicho, póki nie zniknę wam z oczu. Nie chcę słyszeć ani słowa z waszej dyskusji, nie chcę też więcej słyszeć wypowiadanego w mojej obecności imienia Ugunenapsy, chyba że na to pozwolę.

Wyrażając każdym swym ruchem gniew i zdecydowanie, odwróciła się i odeszła w stronę uruketo, zostawiając na błocie odciski swych pazurów. Po opłukaniu się w rzece wspięła się na zwierzę i usiadła w cieniu płetwy, wołając o uwagę. Z wnętrza płetwy wyszła Elem i spojrzała w górę.

— Jedzenia i wody — nakazała Ambalasei. — Szybkość dostarczenia. Pośpiech.

Elem sama przyniosła posiłek, bo szanowała uczoną za jej wielką inteligencję, wybaczała jej wszelkie obraźliwe słowa, będąc wdzięczną za czerpaną wiedzę. Ambalasei dostrzegła to w ruchach ciała i zmiękła.

— Twoje zainteresowania naukowe są o wiele silniejsze niż skłonności filozoficzne — powiedziała. — Jesteś przez to lepsza i znoszę twą obecność.

— Miłe uwagi wyższej równe są ciepłym promieniom słońca.

— A ty jesteś Yilanè o uprzejmej mowie. Przyłącz się do posiłku i posłuchaj o odkryciu naukowym o niewyobrażalnym znaczeniu.

Opowieść trwała długo, bo Elem była wdzięczną słuchaczką. Słońce chyliło się już, gdy Ambalasei skończyła i wróciła na brzeg. Pierwszą rzeczą, jaką zobaczyła ku swemu zadowoleniu, były Córy trudzące się nad usuwaniem zeschłego poszycia. Enge położyła naręcze chrustu i obróciła się w stronę uczonej, starannie dobierając słów, by przestrzegać zakazu wspominania imienia Ugunenapsy.

— Rozważyłyśmy pracę tutaj w świetle naszej wiary. Podjęłyśmy decyzję. Musimy żyć, bo jesteśmy Córami Życia. Aby żyć, potrzebujemy miasta. Miasto musi wyrosnąć. Tylko ty potrafisz to sprawić.

Aby miasto wyrosło, przestrzegać będziemy twoich wskazówek, bo musimy to robić, by żyć. Dlatego teraz pracujemy.

— Widzę. Ale robicie to teraz, jak sama powiedziałaś. Gdy miasto wyrośnie, przestaniecie wypełniać moje rozkazy?

— Nie rozważyłam wszystkich wniosków sięgających tak daleko — powiedziała Enge, próbując się wykręcić od zobowiązań.

— Pomyśl. Mów.

Musiała kontynuować, choć z wielką niechęcią.

— Uważam, że po wyrośnięciu miasta Córy przestaną przestrzegać twych rozkazów.

— Nie sądzę. Chciałabym widzieć inną ich przyszłość aniżeli pewna śmierć. Tymczasowo dla mej własnej wygody przyjmuję tę słabą i rozczarowującą ugodę. Mamy tu teraz za wiele ważnych rzeczy do wykonania, by wdawać się w dalsze spory. Uniosła dłoń i pokazała wielki kawał galaretowatego mięsa, trzymany między kciukami. — Wracam do dżungli na dalsze rozmowy z tymi, które spotkałyśmy. Czy pójdziesz ze mną?

— Z najwyższą przyjemnością i radością-z-jutra. To będzie bogate miasto, bogate życiem i osiągnięciami naukowymi.

— Osiągnięciami naukowymi tak, nie widzę jednak wygodnego życia dla twoich Cór Niezgody, wyznawczyń tej-która-jest-bezimienna. Myślę, że wasza teoria życia spowoduje kiedyś waszą śmierć.

ROZDZIAŁ XXXI

Imame qiviot ikagpuluarpot takuguvsetame.

Na morzu jest więcej ścieżek niż w puszczy.

POWIEDZENIE PARAMUTANÓW

Armun dręczyły oczekiwanie i brak pewności. Początkowo wszystko szło dobrze; gdy postanowili porzucić obozowisko nad jeziorem, nie wahała się już ani przez chwilę. To ona była stroną silniejszą, ciągle przypominała Kerrickowi, iż podjął słuszną decyzję, jedyną możliwą. Gdy tylko spostrzegła, że siedzi smutny i zmartwiony, cierpliwie po raz kolejny przytaczała mu wszystkie powody skłaniające do odejścia. Nie mają innego wyjścia. Muszą wyruszyć.

Amwheet, o którego oboje najbardziej się martwili, zdawał się w ogóle nie przejmować. Nigdy dotąd nie rozstawał się z matką i nie potrafił zrozumieć co to oznacza. Darras, której wreszcie minęły nocne koszmary, bała się zmiany i ciągle płakała. Ortnarowi wszystko było obojętne, a Harl nie mógł się doczekać ich odejścia. Cieszył się, że stanie się wówczas jedynym łowcą, wyłącznym dostarczycielem żywności.

Obaj Yilanè byli przekonani, że zbliża się ich koniec. Imehei układał swą pieśń śmierci. Nadaske postanowił zginąć w walce i nigdy nie rozstawał się z hesotsanam. Kerrick rozumiał te obawy, choć ich nie podzielał. Obie połowy jego sammadu doszły do pewnego porozumienia i liczył, że będzie tak dalej. Nie trzeba niczego zmieniać. Yilanè łapali w jeziorze ryby i skorupiaki, o świcie zastawiali w nim pułapki i sieci, ale byli słabymi myśliwymi. W pewnej chwili doszło do wymiany ryb na mięso, z której wszyscy byli zadowoleni. Amwheet, jedyny przyjmowny ufnie w obu obozach, zajmował się tą wymianą, dumnie dźwigał ciężkie pakunki. Samce będą bezpieczne — wszyscy będą bezpieczni, o ile nie zostaną wykryci.

Po opuszczeniu obozowiska wszystko szło łatwo. Pozostawili liczne obowiązki i troski, mogli zajmować się sobą, radować odzyskaną swobodą i bliskością. Często wędrowali w letnim słońcu, trzymając się za ręce. Nie postępowałby tak żaden prawdziwy łowca, który na szlaku jest zawsze milczący i czujny, lecz Armun dawało to wiele szczęścia.