Kerrick przeszedł przez miasto na brzeg, tam odwrócił do Yilanè i fargi.
— W imieniu waszej eistai rozkazuję warn. Wszystkim. Macie się zebrać w ambesed. Idźcie.
Same niezdolne do kłamstwa, przyjęły jego słowa jako polecenie i pośpieszyły do ambesed.
Gdy tylko Kerrick został sam, zeskoczył na piasek i zaczął oddalać się od miasta.
ROZDZIAŁ XLIV
— Posłałaś po mnie — powiedziała Enge. — Wiadomość podkreślała wielki pośpiech.
— Każdy mój rozkaz jest pilny, choć twoje leniuchy tego nie rozumieją. Gdybym nie podkreśliła pilności, wtedy wysłanniczka zaczęłaby się zastanawiać, czy powinna występować jako moja fargi, a także nad innymi głupstwami.
— To racja, bo jak powiedziała Ugunenapsa…
— Milcz! — ryknęła rozkazująco Ambalasei, jej pierś unosiła się i opadała w gniewie. Asystentka uczonej, Setèssei, uciekła ze strachu, a Enge pochyliła się przed burzą wściekłości. Wyraziła przeprosiny, posłuszeństwo i zastygła w milczeniu.
— Trochę lepiej. Przynajmniej po tobie spodziewam się pewnej uwagi i odrobiny uprzejmości. Spójrz teraz na ten wspaniały widok.
Ambalasei wskazała na leżącą w cieniu Sorogetso. Był to widok wspaniały tylko dla uczonej, bo chora drżała w lęku, skuliła się w kłębek i z zamkniętymi oczami oczekiwała śmierci.
— Nie na ciebie krzyczałam, głupia, gniewam się na inne — stwierdziła Ambalasei, z wielkim trudem hamując złość. Mówiła na sposób Sorogetso. — Uwaga, mała. Przyjaźń i pomoc. — Pogładziła Ichikchee po zielonej piersi, aż ta otworzyła oczy. — Bardzo dobrze. Widzisz, przyszła Enge, by cię odwiedzić, zobaczyć, jak ci się poprawiło. Spokojnie, obejdzie się bez bólu.
Ambalasei ostrożnie zdjęła nefmakel zasłaniający i chroniący kikut nogi Ichikchee. Sorogetso zadrżała, lecz nie zaprotestawała.
— Spójrz — rozkazała Ambalasei. — Patrz i podziwiaj.
Enge pochyliła się, by spojrzeć na pofałdowany kikut, kawałki skóry przykrywające wystającą kość. W środku rosło coś żółtawego. Nic jej to nie mówiło, lecz milczała, nie chcąc znów ściągnąć na siebie gniewu Ambalasei.
— Goi się dobrze — powiedziała wreszcie. — Ambalasei jest mistrzynią uzdrawiania. Amputowana noga nie tylko się goi, ale tu, w środku, coś z niej wyrasta. Czy to rzecz-godna-podziwu?
— Na pewno, ale nie liczę, byś w swej głupocie zdołała docenić jej znaczenie. Wyrasta tam nowa stopa, żółto nakrapiana stopa zielonej Sorogetso, niższej od nas o głowę. Czy waga tego doświadczenia zdołała przebić się przez grube kości twej czaszki do śpiącego wnętrza mikroskopijnego mózgu?
Enge przełknęła zniewagę, co w rozmowie z Ambalasei było jedynym sposobem.
— Znaczenie-nie-pojmowane. Przyznanie się do niewiedzy.
— Żądanie wielkiej uwagi. Odrzucenie wcześniejszych teorii. Zapomnij wszystko, co mówiłam o tektonice płyt i dryfie kontynentalnym. Okres oddzielenia się byłby zbyt wielki. Zwątpiłam w to po raz pierwszy, gdy zobaczyłam, że możemy porozumiewać się z Sorogetso, choć na najniższym, podstawowym poziomie. Nasze gatunki nie mogą być oddzielone dziesiątkami milionów lat, nawet miliony to za wiele. Na pozór wydajemy się odmienne, lecz genetycznie jesteśmy takie same. Inaczej nie wyrosłaby ta stopa. Tajemnica coraz ciekawsza. Kim są Sorogetso — jak się tu dostały?
Enge nie próbowała odpowiadać, wiedziała, że stara uczona patrzy przez nią, poza nią, rozważa sprawy, o których nie ma pojęcia.
— To mnie dręczy. Podejrzewam dokonywanie eksperymentów, jakich nie powinno się robić. Już przedtem trafiałam na ślady nieudanych doświadczeń, ale znacznie częściej w morzach niż na lądzie, na prace, które się nie powiodły, a których efektem były wstrętne stworzenia, jakich nie powinno się oglądać. Musisz zrozumieć, że nie wszystkie uczone są takie jak ja. Na tym świecie są nie tylko kalekie ciała, ale i umysły.
Enge przeraziła ta myśl.
— To niemożliwe.
— Czemu? — Ambalasei panowała nad sobą na tyle, by ostrożnie nałożyć nefmakel z powrotem. — Czemu! — Odwróciła się od Sorogetso i prychnęła gniewnie. — Zawsze będą niedouczone. Widziałam w laboratoriach eksperymenty tak nieudane, że przeraziłyby cię ich pokraczne wyniki. Pamiętaj — wszystko, co widzisz wokół siebie, to sukcesy. Kadzie trawienne skrywają porażki. Dość łatwo znalazłyśmy Ambalasokei; inne mogły tu trafić przed nami. Nie zapisano tego, nie przekazano. Yilanè nie doceniają znaczenia czasu. Wiemy, że jutro jutra będzie takie samo jak wczoraj wczoraj, dlatego uważamy za zbędne zapisywanie mijającego czasu, przeszłych wydarzeń. Te zapiski, jakie mamy, to po prostu wynik pychy. Coś odkryto, czegoś dokonano, coś rozdęło czyjeś maleńkie ego. Nigdy nie powstają zapiski o porażkach.
— Sądzisz więc, że Sorogetso są wynikiem nieudanego eksperymentu?
— Albo udanego, a może takiego, jaki nigdy nie powinien być przeprowadzony. Grzebanie w genach ustuzou i innych niższych stworzeń to jedno, ale nie słyszałam, by Yilanè zmieniały geny Yilanè.
— Nawet dla ich ulepszenia, pokonania chorób?
— Cicho! Mówisz zbyt wiele, wiesz zbyt mało. Choroby usuwa się przez zmienianie innych organizmów. Jesteśmy, jakie jesteśmy, takie same od jaja czasu. Temat zamknięty.
— Otwieram go znowu — powiedziała Enge z wielką stanowczością. — Stwierdzenie-obecne zaprzecza stwierdzeniu-poprzedniemu. Przywiodłaś nas tutaj, bo chciałaś badać związki naszej filozofii ze zmianami fizjologicznymi naszych ciał. Czyż nie jest to właściwie eksperyment na Yilanè?
Ambalasei otworzyła usta i poruszyła rękoma, by odpowiedzieć, lecz pozostała milcząca, nieruchoma. Potem na dłużej zastygła w myślach. Gdy wreszcie przemówiła, uczyniła to z kontrolerami szacunku.
— Struno-nóż twego umysłu zadziwia mnie stale. Masz oczywiście rację, muszę się nad tym zastanowić. Może moja odraza wobec eksperymentów na Yilanè nie była naturalna, ale uczę się, chociaż jeszcze podkreślam wstręt. Chodź, zjemy coś, bo wymaga to więcej czasu do namysłu, niż mam go teraz.
Ambalasei rozejrzała się uważnie, ale jej asystentka zniknęła. Wyraziła niezadowolenie-z-nieobecności.
— Powinna przynieść jedzenie. Dobrze wie, że lubię jeść o tej porze dnia.
— Chętnie ci usłużę, wielka Ambalasei. Przyniosę mięso.
— Pójdę sama. Dłuższe oczekiwanie nie zmniejszy głodu. Szły przez rosnące miasto, minęły grupę Yilanè zatopionych w rozmowie. Enge wyraziła zadowolenie z obserwacji.
— Jak nigdy przedtem możemy szukać prawd Ugunenapsy, nie lękając się nikogo.
— Te bezwartościowe stworzenia powinny mnie się lękać. Miasto potrzebuje mniej gadania, a więcej pracy. Czy twoje Córy nie rozumieją, że przy braku fargi muszą pobrudzić swe rączki Yilanè i wykonywać prace fargi?
— Wykonujemy prace Ugunenapsy.
— Ugunenapsa was nie nakarmi.
— Zrobi to — powiedziała Enge z dumą. — Przyprowadziła cię do nas, bo zainteresowałaś się wpływem jej myśli na nasze ciała. A tu widzimy owoce tej ciekawości.
Ambalasei nie zaglądała do miejsca przygotowywania jedzenia, odkąd przypilnowała technologii przetwarzania enzymatycznego. Odkrycie w rzece gigantycznych węgorzy zapewniło im stałe, choć monotonne, źródło pożywienia. Nie dochodziły też do niej skargi ze strony Cór na trudy związane z przygotowaniem żywności dla wszystkich. Teraz zobaczyła dlaczego.
Jedna z Cór, Omal, siedziała wygodnie w cieniu, a troje Soro-getso pracowało przy kadziach z enzymami.
— Szybko się uczą — powiedziała Enge — odwdzięczając za żywność, jaką im dajemy.