— Nie wiem, czy to słuszne. — Ambalasei położyła kawałek węgorza na liść podany jej przez Sorogetso, która następnie z opuszczonym wzrokiem przygotowała szybko porcję dla Enge.
— Brak zrozumienia — powiedziała Enge i wzięła mięso.
— Luka w rozkazie. — Ambalasei oderwała wielki kęs węgorza. — Przeszkoda w obserwacjach naukowych. Twe Córy nie potrafią niczego robić dobrze. — Skończyła jeść i w gniewie odrzuciła liść, potem wskazała na daleki brzeg rzeki.
— Te pseudo-fargi muszą wracać do swego naturalnego środowiska. Odeślij je. Niech twe leniwe siostry same wezmą się do roboty. Czyś zapomniała, że Sorogetso nie żyją jak my, lecz razem z samcami, którzy nie są zamknięci w hanalè ? Muszę odkryć, jak do tego doszło i przeprowadzić badania. Muszę obserwować i zapisywać szczegóły ich codziennego życia. To niepowtarzalna okazja. Należy je badać w naturalnym otoczeniu, a nie przy krajaniu węgorzy dla waszych żarłocznych brzuchów! Czy nie widziałaś ruchomego pnia, strzegącego ich osiedla? Jak ustuzou używają martwych przedmiotów, a nie żywych stworzeń jak Yilanè. Trzeba przerwać to naruszenie przyrodzonego porządku — zaraz. Natychmiast odeślij Sorogetso.
— To nie będzie łatwe…
— To będzie bardzo proste. Rozkaż, by zgromadziły się tutaj twe wszystkie Córy Znużenia, co do jednej. Przemówię do nich. Wydam polecenia.
Enge zawahała się, pomyślała, jak to wykonać, potem wyraziła zgodę. Nadeszła wreszcie pora konfrontacji. Wiedziała, że odwlekała się, trwało to już długo, a oczekiwania Ambalasei i zasadnicze potrzeby Cór różniły się jak dzień i noc. Zawdzięczały uczonej swe życie, ale też przestało to już mieć znaczenie. Są tutaj. Mają to za sobą. Starcie jest nieuniknione.
— Uwaga — przekazała najbliższej Yilanè. — Najwyższe znaczenie, wszystkie mają się zgromadzić w ambesed. Konieczny pośpiech, mało czasu.
Szły tam w milczeniu. Choć w tym mieście nie było eistai i nie uzgodniono jeszcze, jak będzie zarządzane, to wyhodowano ambesed, bo stanowiło ono centrum wszystkich miast Yilanè. Ze wszystkich stron napływały Córy, posłuszne pilności rozkazu, popędzane wspomnieniami wcześniejszych rozkazów i kar. W lęku działały jednakowo. Ustępowały drogi Enge i Ambalasei. Szły one obok siebie do wzniesienia, na którym zasiadałaby eistaa, gdyby ją miały. Enge zwróciła się do tłumu, poprosiła o ciszę, zebrała myśli i przemówiła:
— Siostra Ambalasei, którą podziwiamy i szanujemy, która nas tu przywiodła, dała nam wolność i życie, którą czcimy ponad wszystkie, chce zwrócić się do was w ważnych sprawach, mających znaczenie dla nas wszystkich.
Ambalasei weszła na szczyt wzniesienia i spojrzała na czekające, milczące Yilanè, potem zaczęła mówić, spokojnie i beznamiętnie:
— Jesteście istotami inteligentnymi i pojętnymi. Nie mogę temu zaprzeczyć. Wszystkie studiujecie i badacie myśli Ugunenapsy, nie brak wam rozumu, by stosować je we własnym życiu, brać dzięki nim odpowiedzialność za swe życie. Ale czyniąc to, zrywacie nić ciągłości wiążącą fargi i Yilanè z eistaa. W tym świecie wprowadzacie nowe zwyczaje, nowe społeczeństwo. Pochłania was to, tak powinno być. Musicie więc poświęcić znaczną część swego czasu na rozważanie wpływów nauk Ugunenapsy na wasze życie.
Przez siostry przeszły pomruki zgody. Słuchały Ambalasei z całą uwagą. W tym momencie uczona rzuciła się na nie z ciałem sztywnym od gniewu, w głosie brzmiał ton rozkazu.
— Część waszego czasu — tylko część! Odrzuciłyście eistaę i jej rozkazy, dzięki którym miasto żyje i rośnie. Przeto w imię życia, dla zachowania go, ocalonego przed klątwą eistai, musicie poprzez bliższe zbadanie nauk Ugunenapsy znaleźć sposób zarządzania tym nowym społeczeństwem. Lecz tylko przez część czasu, jak już powiedziałam. Przez resztę będziecie pracować dla życia i rozwoju miasta. Żadna z was nie wie, jak ma ono się rozwijać, dlatego będę wami kierowała, a wy będziecie słuchały mych rozkazów. Bez żadnych dyskusji — możliwe jest tylko natychmiastowe posłuszeństwo.
Przemówinie spotkało się z głośnymi protestami. Enge wyszła do przodu, wyrażając myśli wszystkich sióstr.
— To niemożliwe. Stałabyś się naszą eistaą, a to odrzuciłyśmy.
— Masz rację. Będę oczekującą-eistaą. Oczekującą, aż znajdziecie inny, bardziej wam odpowiadający sposób kierowania miastem. Gdy tylko go wypracujecie, usunę się z funkcji, do której mnie nie ciągnie, ale którą z oporami przyjmę, bo tylko w ten sposób można zapewnić przetrwanie miasta. Składam wam nie propozycję, lecz ultimatum. Odrzucicie mą ofertę, a odrzucę was. Bez mojej wiedzy miasto umrze, bez mojej umiejętności przygotowywania żywności zaczniecie głodować, bez mojej opieki medycznej zginiecie od trucizn. Odpłynę w uruketo, zostawię was na pewną śmierć. Ale wy odrzucacie śmierć i przyjmujecie życie. Przyjmijcie moje warunki, a będziecie żyły. Możecie więc tylko przystać na mą szczodrą ofertę.
Powiedziawszy to, Ambalasei odwróciła się gwałtownie i sięgnęła po wodo-owoc, zaschło jej w gardle od mówienia. Wstrząśnięte Córy milczały, jedynie Far‹ poprosiła o uwagę i weszła na wzgórek.
— Ambalasei powiedziała prawdę — mówiła z wyraźną emocją, jej oczy były wielkie i wilgotne jak u fargi. — Ale za jej prawdą kryje się inna. Nikt nie wątpi, że to siła myśli Ugunenapsy nas tu przywiodła. Do oczekujących nas prostych Sorogetso. Zostaną wyszkolone we wszystkich pracach dla miasta, zostawiając nam czas na poświęcanie się badaniu prawdy.
— Sprzeciw! — powiedziała Ambalasei, wbiegając na wzniesienie, przerywając niegrzecznymi ruchami i słowami. — To niemożliwe. Sorogetso, wszystkie, wrócą do swych dawnych zwyczajów, nie wolno już im będzie wchodzić do miasta. Możecie jedynie przyjąć lub odrzucić mą wspaniałomyślną propozyję. Żyć lub umrzeć.
Far‹ stanęła przed starą uczoną, młodość przeciw wiekowi, spokój przeciwko wściekłości.
— Musimy więc cię odrzucić, sroga Ambalasei, przyjąć śmierć, jeśli tym skończy się nasze życie. Gdy Sorogetso odejdą, pójdziemy z nimi, będziemy żyły równie prosto jak one. Mają jedzenie, podzielą się nim z nami. Może któreś zginą, ale przetrwają myśli Ugunenapsy.
— To niemożliwe. Nie można zakłócać życia Sorogetso.
— Jak zdołasz nas powstrzymać, miła przyjaciółko? Zabijesz nas?
— Tak — odparła Ambalasei po chwili wahania. — Mam hèsotsan. Zabiję każdą z was, która ośmieli się wtrącić do dawnego trybu życia Sorogetso. Dość już sprawiałyście szkód.
— Siostro Far‹, kierująca nami Ambalasei — Enge weszła między nie. — Bardzo proszę, nie mówcie rzeczy, których będziecie żałować, nie obiecujcie rzeczy trudnych do dotrzymania. Posłuchajcie. Jest wyjście. Jeśli w naukach Ugunenapsy są prawdy, to mają one też zastosowanie w życiu. Wierzymy w powstrzymanie śmierci innych jak i naszej. Róbmy więc, jak powiedziała Ambalasei, pokornie przyjmujmy jej polecenia jako oczekującej-eistai, póki nie znajdziemy bardziej trwałego rozwiązania tego, dzielącego nas, ważnego problemu.
— Mów za siebie — odparła Far‹, prostując ciało, jej kończyny przyjęły gest odrzucenia. — Mów za te, które będą cię słuchały. Nie możesz jednak mówić za nas wszystkie, nie możesz mówić za wierzące w Efeneleiaę, w Ducha Życia, w siłę napędzającą całe życie, wszystkie myśli. W to, co odróżnia życie od śmierci. Myśląc o Efeneleiai doznajemy ekstazy i potężnych uczuć. Nie możemy z tego zrezygnować na rzecz prostych robót i brudnych rąk. Nie zmusisz nas do tego.
— Nie dostaniesz jedzenia — powiedziała Ambalasei praktycznie.