Выбрать главу

- A zdanie aktora, że gdyby dostarczył Markusa Straży, to otrzymałby przebaczenie, przegapiłeś? Ilmar... To sztuka z podwójnym dnem. Po pierwsze, wyśmiewa całe polowanie urządzone przez Dom - niby nie denerwujcie się szlachetni obywatele, wszystko w porządku, nic wielkiego się nie dzieje. Drobne intrygi... Po drugie, w sztuce jest wskazówka dla samego Markusa. I dla ciebie. Ale ciebie przecenili, ty jej nie zauważyłeś.

- Helen!

- Przepraszam. Wybacz. Ale jestem pewna, że sztukę grają we wszystkich większych miastach. Uspokajają ludzi, bo już takie plotki krążą, że nie daj Zbawicielu, a Markusowi dają do zrozumienia - wrócisz i zostanie ci wybaczone.

- Może masz rację, Helen - przyznałem. - I co zrobimy?

- Ja osobiście mam zamiar pójść spać. Oczy mi się kleją.

Skinąłem głową.

- Zgadzam się.

Osuszyłem kieliszek i już miałem wstać od stolika, gdy zobaczyłem chłopca, który grał Marka. W zwykłym ubraniu, bez makijażu, stracił resztkę podobieństwa do księcia. Przeciskał się pomiędzy stolikami, wypatrując kogoś.

- Tak mi się właśnie zdawało, że to nie koniec rozmowy - wymamrotałem i podniosłem rękę. Chłopiec odwrócił się i szybko podszedł do naszego stolika.

- No? - zapytałem.

Młody aktor wahał się, spoglądając na Helen.

- Mów.

- Wasza Miłość, proszę wybaczyć moją śmiałość... - tutaj, pośród arystokratów, chłopiec zachowywał się bardzo pokornie. - Ale czy możecie powiedzieć, gdzie są wasze ziemie?

Oboje z Helen poczuliśmy podniecenie. Coś się działo.

- Na morzu, chłopcze. Jestem hrabią Smutnych Wysp.

Aktor zajaśniał:

- Hrabio, mam dla was posłanie.

- Daj.

- Słowne.

- Mów!

- Hrabio, powiedziano mi, że jeśli was spotkam, zapłacicie stalową marką.

Rzuciłem na stół dwie monety i przykryłem dłonią.

- Dostaniesz obie, jeśli nie kłamiesz.

Chłopak był wystarczająco sprytny, żeby się nie spierać.

- Słowo hrabiego mocniejsze jest od żelaza... Wasza miłość, proszono mnie, żeby przekazać następujące słowa: „Smołowanej liny kindżałem nie przetniesz”...

- Aha - złapałem go za rękę i zmusiłem, żeby usiadł obok. - To wszystko?

Chłopiec wyraźnie się przestraszył.

- Nie... jeśli te słowa coś dla was znaczą...

- Kończ.

- „Czekaj”.

- Co?

- Czekaj. Jedno słowo.

- Pięknie. A teraz przypomnij sobie, kto ci to powiedział.

- Nie znam jej. Kobieta... taka... wysoka, w średnim wieku, ciemnowłosa, ubrana niebogato... twarz nudna, smutna... zwykły człowiek, nic szczególnego. Raczej nie ze szlachty.

Kobieta. Tego się nie spodziewałem.

- Jak i kiedy ją spotkałeś?

- Tydzień temu, gdy pierwszy raz zagrałem Markusa w naszej sztuce, ona podeszła do mnie, niby tak jak wy. I powiedziała, że jeśli kiedyś za księcia Markusa weźmie mnie hrabia Smutnych Wysp, mam mu przekazać te słowa. Powiedziała, że będziecie zadowoleni...

Czy jestem zadowolony?

Oczywiście, że nie...

- Widziałeś ją potem?

- Nie. Nie znam jej, słowo honoru!

W ustach małego komedianta przysięga nie robiła wrażenia. Ale mimo to miałem wrażenie, że mówi szczerze.

- Jeśli przypomnisz sobie jeszcze coś ważnego, zapłacę dwa razy tyle. - Zabrałem dłoń z pieniędzy. Monety błyskawicznie przeniosły się do kieszeni chłopca.

- Nie - powiedział z żalem. - Nic więcej nie wiem. Początkowo nie zwróciłem uwagi, cieszyłem się tylko, że dobrze zagrałem. Bo ja dobrze gram, prawda?

- Wspaniale - pochwaliłem. - Gdybyś mimo wszystko coś sobie przypomniał, przyjdź.

- Dokąd?

- Hotel „Złoty Riton” znasz?

- No pewnie, co rok tu gramy... a o kogo pytać?

- O hrabinę Helen - powiedziałem. - Ja podróżuję incognito.

- Dziękuje, wasza miłość.

Chłopiec wstał, starannie skłonił się Helen i pospiesznie odszedł. Popatrzyłem na nią.

- No? Coś z tego rozumiesz?

- Co znaczyły słowa o smołowanej linie?

- Powiedziałem to Markusowi, jak uciekaliśmy.

- Jasne.

- Helen, jeśli zrozumiałaś, za co zapłaciłem dwie stalowe, to mi powiedz.

- Drogi hrabio, właśnie dowiedzieliśmy się dwóch rzeczy. Po pierwsze, że Markus jest w Miraculous.

Helen jaśniała prawie tak jak młody aktor po zarobieniu dwóch monet.

- To chyba prawda.

- Po drugie, dano nam do zrozumienia, że szukanie go jest bezcelowe. On ma tu opiekuna... a raczej opiekunkę.

- Więc mamy czekać?

- Tak. Przy okazji, miałeś racje, chłopak jest dobrym aktorem.

- Skąd. Takie samo beztalencie jak cała ta trupa. Ale nie mogłem przecież dzieciaka martwić...

Helen westchnęła:

- Ilmar, kłódki otwierasz zręcznie, ale o intrygach nie masz bladego pojęcia. Nawet nie zauważyłeś, jak sprytnie i niewymuszenie chłopiec wyłudził nasz adres.

- Bój się Siostry, Helen! Sam mu go podałem, żeby...

- Otóż to.

Twarz Helen sposępniała. Zmęczenie znikało ze spojrzenia.

- Idziemy - wstała gwałtownie. - Nie wiem, ile będziemy czekać i czym skończy się oczekiwanie. Ale lepiej, żebyśmy byli w hotelu.

Zapewne miała rację.

Wśród gości Krainy Cudów byliśmy wyjątkową parą - wracaliśmy do hotelu bardzo wcześnie. Portier wręczył nam ciężki miedziany klucz i wjechaliśmy na trzecie piętro - windą, nie chcieliśmy rezygnować z opłaconej przyjemności.

- Parowa? - zapytałem chłopca windziarza w granatowym uniformie. Kiwnął głową z taką dumą, jakby jego praca nie polegała na dawaniu znaków maszyniście, lecz na pilnowaniu kotła. Winda jechała powoli, ale pewnie.

- Powiedz mi, przyjacielu - Helen wyjęła z torebki monetę. - Gdybyś szukał na wyspie kobiety w średnim wieku o niepozornej, nudnej twarzy - dokąd byś się udał?

Chłopak skrzywił się.

- Szukałbym młodszej i wesołej.

Helen uśmiechnęła się.

- Rozumiem. Ale taka odpowiedź nie doda ci pieniędzy.

Windziarz myślał chwilę, w końcu niepewnie wzruszył ramionami:

- Niewiele tu u nas znudzonych... może wśród mniszek?

- Gdzie?

- W klasztorze Uzdrawiających Łez. One tam wszystkie są nudne - muszą.

- To żeński klasztor? Nie ma tam czasem przytułku?

- Nie ma...

- Dobrze, trzymaj...

Chłopak otworzył ażurowe drzwi i wyszliśmy z windy. Helen w zadumie stukała palcami po łubkach.

- Nie, odpada - przyznała z żalem. - Gdyby tam był przytułek dla bezdomnych dzieci, to nie byłoby lepszego miejsca dla Markusa. A tak... One nawet niemowląt płci męskiej nie mogą wnosić za próg klasztoru...

- Skąd ty wszystko wiesz? - zainteresowałem się.

- A... kiedyś z głupoty chciałam pójść do klasztoru - uśmiechnęła się. - Szybko zrozumiałam, że to nie dla mnie. Nie, przytułek odpada. Myślę, że w poszukiwaniu Markusa wszystkie przytułki - i te przy klasztorach, i te przy ratuszach, sprawdzono w pierwszej kolejności.

Przed drzwiami sięgnąłem po klucz. Helen uśmiechnęła się.

- Po co w ogóle z niego korzystasz?

- Przecież nie jestem w pracy...

Oboje byliśmy spięci i zachowywaliśmy się z wymuszoną wesołością, próbując jakoś zabić czas. Zapaliliśmy gazową lampę, podkręcając płomień na maksimum. Zadzwoniliśmy na sługę, który zjawił się, nim dzwonek zdążył ucichnąć. Zamówiliśmy szampana i kawior, usiedliśmy przy oknie, obserwując wyspę.

Miraculous chyba specjalnie czekało na noc, żeby ukazać się w pełnym blasku i wspaniałości. To z jednego to, z drugiego końca wyspy biły w niebo fajerwerki, wcale nie gorsze od chińskich. Przemaszerowała karnawałowa procesja, kierując się w stronę lśniących ścian Kryształowego Pałacu. Ktoś urządził pod oknami hotelu pijacką awanturę, ale przybiegli silni, porządnie ubrani mężczyźni i z uprzejmą stanowczością rozłączyli gości.