- Szkoda, że młodsi książęta nie mogą dziedziczyć tronu. Choć raz na czele Mocarstwa stanąłby dobry człowiek.
Helen na podobną rokosz nie zareagowała, mnie było wszystko jedno. Luizę osadził Mark:
- Siostro, nie mówcie tak.
- Wybacz, chłopcze... Hrabino, hrabio, chcę powiedzieć, że ukrywałabym Marka nawet wówczas, gdyby rzeczywiście był czemuś winien. Ale...
Znowu popatrzyła na chłopca. Zrozumiałem, że pomiędzy nimi toczy się niewidoczny dialog, że opiekunce młodszy książę zaufał znacznie bardziej niż na przykład mnie.
- To, co chłopiec wziął z Wersalu, nie należy do Władcy. To wspólna własność.
- Co jest w tej księdze? - zapytałem ostro. Siostra drgnęła.
- Ja nic nie mówiłem! - powiedział szybko Mark.
- Co w niej jest? - powtórzyłem. - Święta siostro, jesteś bliżej Boga, łatwiej ci decydować. Ale jeśli chcesz mnie przekonać...
Helen nadal masowała palce zdrowej ręki, kreśliła nimi w powietrzu jakieś znaki. W jednej chwili pojąłem, że ona nie zmieni zdania.
A ja?... Czy gotów jestem zrezygnować ze schwytania Marka? Czy zacznę mu pomagać?
Co się ze mną dzieje?
- Księga, która trafiła do rąk Markusa... - zaczęła Luiza i zabrzmiało to absolutnie jednoznacznie: - nie chłopak znalazł książkę, lecz ona pozwoliła mu się znaleźć. Została napisana przez Siostrę.
Poczułem dreszcz na plecach i ogień na twarzy. To niemożliwe...
A może możliwe?
Helen westchnęła - w ciszy westchnienie zabrzmiało zbyt wyraźnie, by można było je zignorować.
- Siostro nasza... całym sercem rada jestem tak cudownemu znalezisku. Każdy obywatel Mocarstwa gotów byłby pogratulować księciu Markusowi i pomodlić się w jego intencji. Tylko... dobra siostro... nie mogę zrozumieć, dlaczego ukrywano ową Boską Księgę? Mało tego... - Helen na chwilę zamilkła. - Uważam, że książę Markus rzeczywiście jest winien, jeśli ośmielił się ukryć przed świętym Kościołem i Domem tak cenną relikwię.
Wróciło mi opanowanie. Helen miała absolutną rację.
- Markus... - siostra Luiza popatrzyła na chłopca. - Pokaż im księgę, dziecko.
To było zbyt łatwe!
Niewiarygodnie łatwe.
To, za czym uganiało się całe Mocarstwo, co próbowali wytrząsnąć święci paladyni i sam Władca - właśnie to mieliśmy zaraz zobaczyć!
Mark powoli wstał. Rzucił Helen szybkie, czujne spojrzenie i sięgnął w Chłód. Widziałem, jak wpiła się w niego napiętym spojrzeniem, najwyraźniej próbując zrozumieć, zaobserwować, zapamiętać słowo. Ja nawet się nie starałem. Gdzie mnie, durniowi, do takich mądrości?
Powiało lodowatym wiatrem i rozstąpiła się Nicość, posłuszna Słowu Bożemu. W rękach Marka, zaszczutego chłopca, tak śmiesznego w dziewczęcym stroju, pojawił się mały tomik w ciemnej skórze.
Książka napisana przez samą Siostrę!
Siostrę, która stała się równa Zbawicielowi, i to nie na polecenie Boga, który pięć tysięcy lat temu wybrał sobie spośród ludzi przybranego syna, ale ze względu na własną szlachetność i cnotę.
Przez sama Siostrę...
Orędowniczkę grzeszników, obrończynię poniżonych...
Sam nie zauważyłem, jak wstałem, wyciągnąłem rękę i... natrafiłem na szalony wzrok Marka.
- Stój... - wyszeptał młodszy książę i wiedziałem, że zaraz schowa księgę na Słowie.
- Nie trzeba - powiedziała szybko. - Pokaż tylko z daleka. Daj popatrzeć na pismo Siostry... Przeczytać choćby słowo! Mark!
W moim spojrzeniu musiało być błaganie - Mark trochę się uspokoił. Ostrożnie podniósł tomik i otworzył go - żółtawy, mocny pergamin, atrament wcale nie wyblakł, a zdania, napisane w nieznanym języku, były bardzo wyraźne.
- Nie powiedziałabym, że ta księga ma dwa tysiące lat - odezwała się Helen. Nadal siedziała w fotelu, nawet nie próbując podejść.
- Trzymano ją na Słowie - wyjaśnił spokojnie Mark. - Na końcu są zapiski. Każdy, kto ją chronił, zostawił swoje imię, przechodziła z ojca na syna, przez ponad półtora tysiąca lat, niemal bez przerwy. Trzydzieści pięć imion. Ostatni nie miał komu oddać świętej księgi... i ukrył ją wśród manuskryptów.
- Chcesz powiedzieć, że to charakter pisma Siostry?
Helen albo nadal nie wierzyła, albo po prostu grała na zwłokę, nie mogąc zdecydować, co zrobić.
- Nie... - chłopiec pokręcił głową. - Siostra nie umiała pisać. Ona opowiadała, a brat Tomasz i brat Piotr pisali.
Ostrożnie zerknąłem na siostrę Luizę. Czy nie złoży rąk w święty słup albo świętą łódkę? Nie osadzi chłopca...
- On mówi prawdę - rzekła przeorysza.
- Siostro przeoryszo, książę Markusie... - Helen wstała z fotela, pochyliła głowę - wierzę waszym słowom. Ale jeśli to naprawdę objawienia siostry Marii... spisane przez dwóch apostołów... to naszym obowiązkiem jest przekazanie jej Pasierbowi Bożemu i oddalenie się w pokorze. Zatrzymywanie tej księgi to pycha! Grzech! Nie nasze ręce powinny jej dotykać. Chyba się z tym zgodzisz, siostro?
Siostra Luiza milczała.
- A co ty powiesz, Markus? - zapytała łagodnie Helen. - Ja wiem, jak się czujesz. W moim zamku leżą szczątki Świętego Jana. Znam to drżenie... dotknąć relikwii...
Jej głos był czuły i jednocześnie twardy. Mark odwrócił wzrok.
- Poczułeś się odpowiedzialny za świętą księgę, bezcenny skarb, pogrzebany w bibliotece... postanowiłeś ją chronić... ale dlaczego? Chłopcze, jesteś dobrym sługą Bożym i twoje pozycja nakazuje ci być w szeregach najzagorzalszych obrońców wiary... Dlaczego więc upodabniasz się do tych, którzy szkodzą wierze, wypaczają ją? Czemu wpadasz w herezje i skrywasz przed wzrokiem ludzi Pismo Siostry i apostołów?
Helen podeszła do Marka, położyła rękę na jego ramieniu. Chłopiec odsunął księgę, napiął się jak struna. Ale Helen nie miała zamiaru wydzierać mu relikwii z rąk.
- Markus, mam tu szybowiec. Lećmy do Wersalu. Po drodze postanowimy, jak wytłumaczyć to Władcy... miecz nie ścina pokornej głowy. I jaka to ulga dla twojego biednego przyjaciela Ilmara... - spojrzenie rzucone mnie i ledwie zauważalny ruch brwi. - I dla mnie, której przyszło stanąć ci na drodze. I dla siostry Luizy - uprzejme skinięcie. - Wszystkich wybawisz od nieszczęścia. Czy naprawdę myślałeś, że Władca ukarze cię, jeśli oddasz księgę?
- Siostro moja, ty nie wierzysz! - Luiza siedziała wyprostowana, jakby połknęła kij, spięta. Jej spojrzenie napełniało się ogniem. - Hrabino Helen, zbyt dużo czasu spędziłaś w niebie, by poczuć szacunek do tej relikwii. W takim razie spróbuj się zastanowić, rusz swoją śliczną główką! Tę księgę chroniono przez dziewiętnaście wieków! Strzegli jej nie barbarzyńcy, nie poganie, nie szaleńcy ogarnięci pychą!
Przeorysza podniosła się na cały swój niemały wzrost, wyciągnęła do Helen rękę:
- Za chwilę sama wpadniesz w grzech, który przypisujesz chłopcu! Śmiesz sądzić czyny Siostry i apostołów! Opamiętaj się!
Helen również wstała.
- Tak? W istocie? Święta siostro, widziałam w swoim życiu wiele cudownych relikwii. Piłam wodę ze studni, którą wykopała na pustyni Siostra, by dać wodę Zbawicielowi! Dotykałam fragmentu świętego słupa! Widziałam oryginalne dzieje apostołów! Dotykałam szat Zbawiciela! Ja wszystko rozumiem! Jeśli ta księga rzeczywiście została podyktowana przez Siostrę...
Nagle zamilkła.
- Dlaczego ją ukrywano, hrabino Helen? - przeorysza pokręciła głowa. - Pomyśl. Dobrze się zastanów! Ewangelie dotarły do nas przez wieki, dzieje apostolskie również, a tę księgę ukryto! Pierwszym jej strażnikiem był apostoł Piotr!
- Mów, siostro - Helen skinęła głową. - Jeśli nie mam racji - ukorzę się! Ale nie trzymaj mnie w niewiedzy! Na razie wszystko, co widzę, to pycha i przestępstwo. I ta księga...