Выбрать главу

Luiza i Mark popatrzyli na siebie. Mgnienie i księga znikła w Chłodzie. Helen urwała w połowie zdania. Machnęła ręką, jakby uznając beznadziejność sporu. Podeszła do okna.

- Oni muszą wiedzieć - powiedział Mark. - Inaczej nie pomogą.

- Ilmar również? - przeorysza patrzyła na mnie z wyraźnym powątpiewaniem.

- Nie ciążą na nim grzechy śmiertelne, a skrucha oczyści wszystko inne - Mark spojrzał na mnie i skinął głową. - Powiedz im, siostro. Albo ja powiem. Zbawiciel kazał wszystkim przebaczać, Siostra nie dzieliła ludzi na dobrych i złych.

Siostra Luiza skinęła głową, przeżegnała się znakiem świętego słupa. Zaczęła mówić, a w jej głosie drgnęły niepewne nutki:

- Hrabio Ilmarze, hrabino Helen. W imieniu Siostry proszę was o pomoc. Porzućcie poprzednie myśli i pomóżcie!

- W czym? W skrywaniu przed ludźmi świętej relikwii?

- Gdy Markus przyszedł do klasztoru... przebrany za dziewczynkę, zaszczuty... - jej spojrzenie znowu złagodniało. - Ukryłabym go w każdym wypadku. Moim obowiązkiem jest ratowanie zarówno niewinnych jak i winnych. Ale gdy poznałam prawdę...

- Pozwól poznać ją nam.

- Ja powiem - Mark zrobił gest, jakby chciał uciszyć Luizę. Ona chyba nie chciała dzielić się z nami swoją wiedzą.

Ale Luiza nie posłuchała i rzekła:

- Ilmarze, Helen... w tej księdze jest Słowo.

- Jakie słowo? - nie zrozumiała letniczka.

- Pierwotne. To, którego Zbawiciel nauczył Siostrę. Pierwsze Słowo, które było na początku wszystkiego.

Poczułem dreszcz.

Helen zbladła jak płótno.

Rozdział drugi,

w którym wszyscy się ze sobą kłócą, ale każdy z innego powodu

Wszyscy, od dzieci po starców wiedzą, że Zbawiciel dał ludziom jedno Słowo dla wszystkich.

Ale każdy wypowiada je inaczej.

Jeśli ktoś - z głupoty albo wielkiej miłości, co w sumie wychodzi na to samo, zaufa swoje Słowo drugiej osobie - Słowa nie będą równe. Ale niebezpieczeństwo nie polega na tym, że można stracić swój majątek. Przeciwnie. To Słowo, które istniało wcześniej, wchłonie w siebie nowe. Gdyby na przykład Helen podzieliła się ze mną swoim Słowem, na którym leżał zapalnik jej szybowca i pewnie różne kobiece świecidełka, ja i tak nie będę miał do nich dostępu. Moje Słowo będzie pochodziło od jej Słowa. Może okazać się silniejsze i będę mógł położyć na nim znacznie więcej dobra, ale to Helen będzie mogła sięgnąć po moje skarby. Oczywiście, jeśli będzie wiedziała, co trzymam na Słowie.

Z tego względu strzeże się Słowa przed rodzonymi dziećmi i ukochaną żoną. Pokusa jest zbyt duża. Jak będziesz żył, wiedząc, że cały twój majątek w każdej chwili może ci odebrać ten, kto nauczył cię Słowa? Czy nie prościej pozbyć się człowieka, od którego pociągnęła się nitka? Gdy arystokrata nauczy Słowa swojego następcę, to jeszcze nic takiego. Do głównego skarbca i tak nie będzie miał dostępu. Trzeba by ze Słowa na Słowo wszystkie skarby przekazać - jeśli zdąży się, oczywiście... Ale jeśli nie ma skarbów, prócz samego Słowa... wtedy pokusa jest ogromna...

A Słowo, które było na początku, które Zbawiciel wymówił, napełniając przerażeniem żołnierzy rzymskich, a nóż przez Siostrę przyniesiony oraz kopie w niego wycelowane za jednym zamachem w Chłód przenosząc...

To Słowo było najważniejsze.

Jak drzewo, które wyrasta z cienkiego korzenia i szumi w górze rozkołysaną koroną liści, tak ciągnie się i rozgałęzia Słowo, w którym jest potęga i chwała całego Mocarstwa.

A na samym dole, skryte w mroku dziejów, jest Pierwsze Słowo. Początkowe. Najprawdziwsze.

Wypowiedziane przez Zbawiciela.

I jeśli się je zna, umie wypowiedzieć, można sięgnąć do Chłodu...

Poczułem dreszcz, jakbym rzeczywiście poznał to Słowo i sięgnął do wiecznego Chłodu.

Wszystko!...

Wszystkie skarby świata, schowane teraz i ukryte w poprzednich wiekach!

To, co Napoleon zdobył w Rosji i co zabrał ze sobą, pod Borodino szablą kozaczą ugodzony... Skarby Cromwella i Marii Antoniny. Cudowne maszyny Leonarda... skarbce baronów, hrabiów i markizów... Skarbce Władcy, rękojmia całej jego władzy... bogactwa Kościoła... drobiazgi trzymane na Słowie przez zwykłych ludzi... ilu było takich nieznanych posiadaczy Słowa...

- Ratuj, Siostro... - wyszeptałem. - Zbaw nas, Zbawicielu...

Mark jakby się osunął i poszarzał, gdy powiedział nam o początkowym Słowie. Siostra Luiza ponuro patrzyła na Helen.

- Że też ty jeszcze żyjesz, książę... - wyszeptała Helen. - Że też uciekłeś z takim... z taką siłą...

- Siostra go chroniła! - wygłosiła uroczyście Luiza.

- Siostra tego chroni, kto sam umie się o siebie zatroszczyć... - Helen z mocą przycisnęła dłonie do twarzy, jakby zapominając, że jedną rękę ma złamaną. - To śmierć. Śmierć, chłopcze. Wszystkim, którzy cię poznali. Wszystkim, którzy stali obok. Tak po prostu... na wszelki wypadek... A ja myślałam, że kłamali...

- O czym kłamali? - zapytał cicho Mark.

- Że wasz nieszczęsny transport, na który ty, mały, trafiłeś... że wszystkich katorżników torturowali, przesłuchiwali i zagonili z powrotem na statek, kazali odpłynąć od brzegu... a potem liniowiec spalił go ze szczętem... nie pożałowali ognistych bomb...

Nawet nie krzyknąłem - z gardła ściśniętego przerażeniem wydobył się cichy syk. Krzyknął Mark:

- Co? - skoczył do Helen, chwycił ją za ręce, powtórzył: - Co?

- To! Z głównego kalibru! Razem z załogą! Jak zadżumionych w czarnych latach!

Przed oczami zawirowały mi ciemne kręgi. Jakbym ich wszystkich zobaczył - i zbója Sławko, i kowala, i sprytnego Loki, i nieszkodliwego śpiewaka Wolly, i Łysego, i nadzorcę Kpiarza, i tych, których imiona już zapomniałem, i marynarzy z załogi...

- Gad - szepnęła Helen. - Co za gad... żebyś tak zdechł bez pokajania.

Nie mówiła tego do Marka - wiszącego na sobie chłopca nawet nie zauważyła. I nie do mnie. Przekleństwo adresowane było do kogoś innego, dalekiego.

Ogień i woda. Złote cielsko liniowca kołysze się na falach i wali ze wszystkich dział jednocześnie. Nad tobą ogień, pod tobą woda, na rękach pęta... płonie pokład, walą się maszty, w ładowni, czując śmierć, wyją katorżnicy, przerażony kapitan daje sygnały liniowcowi...

Śmierć. Ogień i woda wszystko przykryją. Może chłopiec zdradził komuś Pierwotne Słowo? Sam zrozumiał i innym przekazał?

Może nagle ktoś zdobędzie nad światem taką władzę, jakiej nikt nigdy nie miał?

- Coś ty narobił! - krzyknąłem zrywając się z miejsca. Odepchnąłem chłopca od Helen, rzuciłem na podłogę. - Dlaczego? Dlaczego znalazłeś tę księgę? Dlaczego brałeś ją do rąk, dlaczego o niej powiedziałeś, jak śmiałeś z nią odejść?

Gdy ja wędrowałem przez Luzytanię, żelazo na monety zamieniając, gdy komfortowo jechałem przez Mocarstwo, moim towarzyszom ogień i woda okrutną śmierć zadawały... Nie miałem wśród nich przyjaciół, ale to bez znaczenia, los nas połączył, a potem...

Potem Mark, nie znając zasad prostego życia, trafił do więzienia. Sędziemu nawymyślał, zapominając, kim jest... i poszedł do transportu, jak zadżumiony do zdrowej wioski.

Potrząsałem młodszym księciem, a on się nawet nie sprzeciwiał. Idiotyczna chustka, kryjąca krótkie włosy, spadła na podłogę.

- Dlaczego? - krzyczałem. - Dlaczego, dlaczego...

Jakbym zapomniał wszystkie inne słowa.

- Myślałem, że nie będą za bardzo szukać... - powiedział wyraźnie Mark. - Myślałem, że nie zrozumieją, co mam na Słowie. A oni zrozumieli. Wiedzieli. Wiedzieli o tej księdze, tylko nie mogli jej znaleźć. Szukali nie tam, gdzie trzeba. Puść mnie, Ilmar! Puść!