Tabris z trudem oddychał.
– No, nie wiem, Sissi.
– Gryf Kantabrii oznacza postęp – powiedziała z ożywieniem. – Może jednak damy sobie z tym radę? Nie odpowiedział. Po prostu wciąż głośno wciągał powietrze.
– Kładę gryfa na schodach. A ty go weźmiesz i będziesz trzymał w dłoni, dobrze?
– Mogę?
– To jedyna możliwość. Będziesz go trzymał i z całej siły pragnął stać się znowu Miguelem.
– To będzie najszczersze pragnienie, obiecuję. I Sissi… Dziękuję ci za piękne chwile!
Uśmiechnęła się.
– Będzie jeszcze piękniej. Następnym razem.
– Tak, następnym razem. To też mogę ci obiecać. Cóż, jeśli zdoła stać się człowiekiem, to może… Dotychczas wszystko układało się źle.
Tabris zszedł niżej, by wziąć gryfa, którego Sissi umieściła tak wysoko, jak tylko mogła, nie narażając obojga na niebezpieczeństwo.
Demon pochylił się i zamknął szponiastą dłoń wokół niewielkiego przedmiotu.
W tej samej chwili podskoczył, wrzasnął rozpaczliwie z bólu i odrzucił amulet z powrotem na schody. Sam pospiesznie wrócił na piętro, wpatrując się w rozległą ranę po oparzeniu na ręce.
Sissi mało się nie rozpłakała z żalu.
– Ja nie chciałam, Tabris. Nie wiedziałam. Tylko że ty jesteś demonem, więc chyba nie możesz brać do ręki czegoś tak…
Ugryzła się w język. Chciała powiedzieć: „czegoś tak świętego”, ale obawiała się, że go zrani. On przecież też chciał dobrze.
– Tabris, ja mogę spróbować. Wyrażę życzenie w twoim imieniu.
– Nie ma takiej potrzeby – rzekł męski głos, w którym rozpoznała Miguela.
– Och Urraca, serdeczne dzięki!
– Czy naprawdę nie mogła nic zrobić, żeby nie bolało aż tak? Ale to nic, bo widzisz, rana zniknęła. Najwyraźniej nadal potrafię zabliźniać rany.
– Tak, to chyba jest dobry uczynek.
– Sissi, pozdrów twoich przyjaciół, Pedra i Gudrun, podziękuj im serdecznie za wszystko. Ale przede wszystkim złóż jak najgorętsze podziękowania Urrace, jeśli się z nią spotkasz. Była wobec mnie naprawdę łaskawa.
– Bo i ty byłeś łaskawy wobec niej. Uśmiechnął się blado.
– Chyba zaczynam pojmować, jak funkcjonują ludzie. To dość głupi sposób, ale imponujący.
Sissi wsłuchiwała się w jego głos szczęśliwa, że znowu jest to głos Miguela. Zaraz jednak pojawiły się niechciane myśli.
Sissi! Zapomnij o Tabrisie!
Nie mogę. To on kochał mnie, choć byliśmy rozdzieleni drzwiami. To było niezwykłe przeżycie. Myślę, że Tabris potrafi kochać goręcej niż Miguel.
Tylko że nie wolno mi o tym myśleć.
Zawołał do niej z góry:
– A teraz spróbuj mi wytłumaczyć, jak się robi zakupy. Co z tymi pieniędzmi i w ogóle…
– Owszem, chętnie. Wkrótce przemienię cię w prawdziwego drobnomieszczanina. Sądzę, że nowe ubranie byłoby nie od rzeczy. Ten twój czarny podkoszulek jest chyba za cienki jak na tę porę roku. I dosyć zniszczony.
– Najpierw jedzenie!
– Dobrze. Teraz się rozstaniemy, Miguelu. Ale będziemy w kontakcie, prawda?
– Niczego się nie bój. Będę do ciebie dzwonił dniem i nocą.
– W porządku – zgodziła się Sissi.
12
W ten sam wczesny poranek Unni w domu swoich rodziców niedaleko Drammen jadła śniadanie i czytała gazetę. Nie mogła się jednak skoncentrować, nie interesowały jej ani wiadomości, ani skandale, ani nawet komiksy. Myśli krążyły wciąż tym samym torem: W jaki sposób i gdzie znajdę Jordiego?
Medytacja nie pomogła także, Unni nie zamierzała siadać w pentagramie z zapalonych świec ani nic takiego, wydawało jej się to po prostu głupie.
Oczywiście próbowała przywoływać go na wiele bardzo różnych sposobów, ale „linia pozostawała martwa”, tak samo martwa jak jego telefon komórkowy. Docierał do niej tylko obrzydliwy, głuchy szum, który bardziej ją przerażał, niż dodawał odwagi.
Manewrując gazetą, ujęła stojącą na stole filiżankę z herbatą i pociągnęła ostrożny łyk. Herbata była nadal zbyt gorąca, więc zaczęła jeść chleb w oczekiwaniu, aż napój ostygnie.
Unni nie była w stanie pojąć tego, co czytała w gazecie, opuściła ją więc prosto na maselniczkę, ale się tym nie przejęła.
Na dworze panowała jesień. Późna jesień.
Minął blisko rok, odkąd ona i Morten spotkali Antonia i zaczęła się cała ta skomplikowana historia. Historia, która właśnie teraz zakończyła się jako sukces i jako straszna katastrofa.
W gazetach widziała już reklamy prezentów gwiazdkowych. Czy wszyscy muszą człowiekowi wciąż uświadamiać, że nadchodzi zima?
Jej myśli błądziły swoimi torami. Zimowe marzenia. Czyż one nie są bardziej intensywne niż marzenia w innych porach roku? Człowiek tęskni mocniej. Za słońcem i latem, rzecz jasna, ale też za czymś niezdefiniowanym, o czym Dan Andersson powiada: „To, co kryje się za górą…”
Ja mam własną wielką tęsknotę. Swoje marzenie, by znowu zobaczyć Jordiego.
Sissi ma swoje marzenie, naturalnie o Miguelu. I on ma swoje – o niej. Antonio i Vesla doczekali się realizacji marzeń, mimo wszystko jednak człowiek potrzebuje jakiegoś niespełnienia, czegoś, za czym by tęsknił. Dlatego właśnie ci, którzy mają wszystko, sprawiają wrażenie takich zmęczonych, tak trudno im w cokolwiek się zaangażować. Bo nie mają już celów do osiągania. Nic do tworzenia, nic do wygrywania, nic, za czym mogliby tęsknić.
O mój Boże, gazeta nasiąknęła masłem, cała tłusta. Ojciec będzie zły. Trzeba kupić nową. Ale do kiosku i do sklepu za daleko.
Unni podejmowała rozpaczliwe próby przywrócenia gazecie czytelności i właśnie wtedy jej wzrok padł na niewielką notatkę, częściowo rozmazaną w tłustej plamie:
CZY MIMO WSZYSTKO JEST JAKAŚ PRAWDA W MITACH O WAMPIRACH?
Idioci, pomyślała Unni, mimo to czytała dalej:
W najdalej na północny wschód położonej części Mołdowy przez jakiś czas z uporem twierdzono, że niewielka wieś Paukija jest odwiedzana przez wampiry.
W ostatnim roku zniknęło wielu łudzi, odnaleziono zwłoki młodej dziewczyny, a wkrótce potem również zwłoki mężczyzny, w których ciałach prawie nie było krwi.
Niedawno pewien wieśniak odkrył w swoim lesie przerażający widok – zwłoki mężczyzny z osikowym palem wbitym w serce. Zmarły natychmiast zmienił się w proch, ale wieśniak zdążył jeszcze zobaczyć, że to jest były wójt Paukiji, człowiek w latach, który mimo to zachował zdumiewająco dobrą formę fizyczną. Z jego dziąseł sterczały długie kły. Kto go zabił, dotychczas nie wiadomo.
Unni siedziała bez ruchu.
„Podążaj jego śladami. Czytaj i słuchaj!”
W końcu zerwała się z miejsca. Zaczęła działać. Najpierw zatelefonowała do swojego przyjaciela Jerna, komputerowca.
Poprosiła, by odszukał dla niej dwie informacje w Internecie, a odpowiedzi przysłał faksem. Ten aparat przynajmniej umiała obsługiwać.
Jørn obiecał niezwłocznie się za to zabrać. Odłożyła słuchawkę i przemawiała do siebie głośno:
– Mołdowa? Gdzie to może być? To jedno z tych nowych państw. Bogu dzięki, że nie chodzi o Rumunię! Transylwania. Karpaty… To wywołuje złowieszcze asocjacje. Ale Mołdowa? Atlas!
Znalazła atlas, dosyć niedawno wydany. Mołdowa, Mołdowa…
Niech to diabli! Kraj graniczy z Rumunią, a pokryty lasami łańcuch Karpat znajduje się nieprzyjemnie blisko.
Do Transylwanii jednak daleko. Zawsze jakaś pociechą.