Выбрать главу

Nigdzie jej nie widział i już zaczynała go ogarniać panika. Musi ją znaleźć.

W końcu udało się, była na podwórzu, przy pojemnikach na śmieci. Jordi odetchnął z ulgą. Nie mogło być lepiej, tutaj może spokojnie porozmawiać.

Dziewczyna aż podskoczyła na jego widok. Próbowała uciec, ale złapał ją za ramię. Nareszcie ktoś z tej samej krwi i ciała co on. Ironia losu!

– Ja nie jestem niebezpieczny – szepnął najpierw po norwesku, następnie po hiszpańsku, ale dziewczyna sprawiała wrażenie coraz bardziej przestraszonej.

Uspokajająco podniósł rękę i nieznajoma nareszcie się odrobinę rozluźniła.

– Mówię trochę po angielsku – wyszeptała.

– Świetnie – ucieszył się Jordi. – Gdzie się nauczyłaś?

– Brat. Marynarz.

Jordi wytłumaczył, że życzy jej wyłącznie dobrze, nie ma złych zamiarów, więc nie powinna się niczego obawiać. Przez cały czas zastanawiał się, czy ona może być tą istotą spoza świata żywych, której on szuka. Tą, która uprowadziła wiele osób i zamordowała co najmniej dwoje.

Niemożliwe.

– Kim jesteście, panie? – spytała wciąż przestraszona.

– Jestem przyjazną duszą, która z powodu nieszczęśliwych okoliczności została zmuszona do życia w tej samej sferze co ty. A kim ty jesteś?

Dziewczyna dygnęła nieśmiało.

– Ilona.

– Chodzi mi o to, dlaczego należysz do świata tych, którzy nie mogą umrzeć?

– Nie mogą umrzeć? – wykrztusiła, wytrzeszczając oczy.

– Tak. Tacy jak Nosferatu. Dziewczyna wrzasnęła przerażona.

Uff, nie! Co ja za głupstwa wygaduję? To błąd wyrażać się w ten sposób!

– Jak to się z tobą stało?

Ilona energicznie potrząsała głową. Jordi próbował jej wyjaśnić, że słyszał o kimś, kto uprowadził wiele osób i przynajmniej dwie z nich zamordował, ona jednak uciszała go bliska histerii.

– Czy to prawda, Ilona? Ja będę próbował go unieszkodliwić.

– Nie może pan tego zrobić, mój panie.

– Pewnie nie, ale może mógłbym uratować tych zaginionych… jeśli jeszcze żyją.

Ilona podjęła próbę ucieczki, ale zdążył ją znowu złapać za ramię.

– Ilona, ja tego nie rozumiem. Ja należę do świata upiorów i jestem niewidzialny, ponieważ żyję w innej sferze. Tylko ci, którzy znajdują się w tej samej sferze, mogą mnie widzieć. Ty jednak mnie widzisz, choć sama niewidzialna nie jesteś.

– Nie, ja jestem tylko getter.

– Getter?

Nie była w stanie wyjaśnić znaczenia tego słowa, on nie był w stanie go pojąć.

– Powiedz mi, Ilona: Czy ten zły człowiek jest niewidzialny dla normalnych ludzi?

– Nie.

– A dlaczego nie?

Dziewczyna wyszeptała przerażona:

– On jest ugryziony. I uciekła.

Jordi rozumiał, że nie ma sensu jej gonić.

– Ilona! – zawołał tylko. – Czy możesz mi powiedzieć, gdzie są ci zaginieni?

Wahała się przez krótki moment. Stała odwrócona od niego plecami, więc nie widział, jak jej oczy się zmieniają. Jak przybierają dziwną, bardzo nieprzyjemną barwę, jak mienią się w licznych niuansach czerni, niebieskiego i zieleni, niczym w połyskliwym kalejdoskopie.

Potem wpadła do sieni i zatrzasnęła za sobą drzwi.

Jordi został na podwórzu.

Muszę z nią znowu porozmawiać, myślał. Ale jeszcze nie teraz. Później, kiedy będzie szła do domu. Ona chciała mi coś powiedzieć, ale zabrakło jej odwagi.

Ta dziewczyna to mój jedyny ślad…

15

Jordi spędził noc w szopie, gdzie nikt by go nie szukał. Zresztą gdyby przyszli normalni ludzie, też by się nic nie stało, ale w tej osadzie było przynajmniej dwoje takich, którzy mogli go zobaczyć.

Był potwornie zmęczony, spał więc dobrze, a następnego ranka ubrana na biało kobieta przyniosła mu jedzenie. Przyjął je z wdzięcznością i skorzystał z okazji, by zapytać:

– Powiedziałaś, że powinienem winnego zabić drewnianym kołkiem. Ale jak zdobędę taki kołek, skoro nie mogę wziąć do ręki niczego, co jest ziemskie?

– Pomyśleliśmy o tym – oznajmiła i ze swojego szerokiego rękawa wyjęła zaostrzony kołek. – To należy do twojej sfery. Tym możesz się posługiwać.

Jordi wziął kołek do ręki.

– Jaki wielki i nieprzyjemny przedmiot – mruknął.

– Taki musi być – odparła. – Schowaj go pod koszulą, wsuń za pasek i uważaj, żebyś go za wcześnie nie pokazał wampirowi!

– Więc to jest wampir?

– Jak już mówiłam, pewna odmiana wampira. Nie taki zwyczajny. I nie wiemy, skąd mu się wzięła ta żądza krwi.

– Ilona powiedziała, że został ugryziony.

Jordi musiał opowiedzieć o dziewczynie, która może go widzieć. Jego duch opiekuńczy, jak nazywał ubraną na biało kobietę, bardzo się zainteresował i samą Iloną, i tym, co powiedziała.

– Nie spuszczaj z niej oczu! Ale staraj się, żeby ona ciebie nie widziała.

Jordi obiecał, że będzie się starał, i kobieta sobie poszła. Chciał ją przywołać z powrotem, żeby jej powiedzieć, jak bardzo jest samotny, ale już zniknęła.

Zima przybyła również na płaskowyż Mołdowy, przyniosła ze sobą lodowate wiatry, w powietrzu wirował pierwszy śnieg. To jednak Jordiego nie męczyło, zarówno śnieg, jak i wiatr przenikały go, nie czyniąc mu krzywdy.

Jednak fakt, że nadchodzi długa zima, napełniał go smutkiem.

Mój Boże, te wszystkie marzenia, jakie snuł na temat czasu, kiedy już wykonają swoje zadanie i rozwiążą zagadkę rycerzy! Nic z tych marzeń nie wyszło!

Nieszczęścia powinny były się skończyć, a tymczasem on miał się gorzej niż kiedykolwiek przedtem. Wtedy przynajmniej była jeszcze jakaś nadzieja. Co mu zostało teraz?

Zimowe marzenia. Zimowe marzenia są blade, pozbawione wiary, że sprawy mogą się ułożyć pomyślnie, pozostała tylko bolesna tęsknota.

Jordi musi odnaleźć na powrót swój prawdziwy świat. A więc to, by marzyć, mieć nadzieję, tęsknić, jest konieczne. Jordi rozpaczliwie tęsknił, by zobaczyć radosną, drobną twarz Unni, widzieć blask w jej oczach i słyszeć jej ciepły głos. Przecież ona teraz desperacko go potrzebuje, nie może zostać sama ze wszystkimi zmartwieniami ani z radością z powodu dziecka, którego się spodziewają. On musi to z nią dzielić, musi być przy niej!

No dobrze, w takim razie spróbuje uratować tę osadę przed nieznanym potworem. Może potem będzie mógł… Może oni zechcą…

Jacy oni? Kobieta zawsze mówi „my”, nigdy jednak nie powiedziała, kim są. Skąd przybywa ona, strażniczka bramy na granicy sfer? I ona jest jedyną, która by mu w razie czego mogła pokazać powrotną drogę.

Jordi nie chciał tego przyznać nawet przed sobą, ale w głębi duszy był pewien, że taka droga po prostu nie istnieje.

W ciągu przedpołudnia starał się lepiej poznać miasteczko czy osadę. Właściwie składało się ono z głównej ulicy i niewiele ponadto. Był jeszcze kościół z grekokatolickim krzyżem na wieży, dość duży budynek z mnóstwem rzeźbionych ornamentów, Jordi zakładał, że to ratusz, a poza miasteczkiem znajdowały się żyzne pola z resztkami niezebranego jesienią tytoniu. Za nimi zaczynał się las, pokrywający większą część płaskowyżu Mołdowy.

Schowany przed wszystkimi studiował życie osady. Najwyraźniej był zwyczajny, roboczy dzień, większość ludzi zajmowała się pracą. Niewielu włóczyło się po ulicy.

Nagle dostrzegł Ilonę. Gwałtowny impuls kazał mu biec jej na spotkanie. Ale zdołał go opanować, kiedy zdał sobie sprawę, że dziewczyna wyszła ze sklepu i że nie jest sama. Towarzyszył jej jakiś młody mężczyzna i nie ulegało wątpliwości, że Ilona chciała, by z nią szedł, najprawdopodobniej do kolejnego sklepu na zakupy. Młodzieniec spełniał to życzenie chętnie, a kolor jego włosów wskazywał, że musi pochodzić z Ukrainy. Tam widuje się wielu takich jasnowłosych i uważa się ich karnację za dziedzictwo z czasów, kiedy po Wschodniej Europie grasowali wikingowie.