Выбрать главу

W mgnieniu oka Jordi zobaczył twarz mężczyzny pod zwisającymi z drzew mchami. Tamten zwracał się do dziewczyny i stanął bokiem do Jordiego tak, że ukazał się nie tylko jego profil.

Jordi nie był zaskoczony. Prawie tego oczekiwał. Miał oto przed sobą owego starszego mężczyznę z ratusza. Tego o orlim spojrzeniu.

Jordi stał cichutko jak mysz. Byli teraz w środku upiornego lasu i para zatrzymała się.

Mogła to być najzupełniej niewinna sytuacja. Jedyne, co Jordi potrzebował uczynić, by uzyskać odpowiedź, to wyjść ze swojej kryjówki. Jeśli mężczyzna go nie dostrzeże, to Jordi nie powinien się mieszać w całą sprawę. Co prawda ów burmistrz mógł być zwyczajną starą świnią, a takim należało się przeciwstawiać, żywym czy umarłym.

Ale Jordi zwlekał z ujawnieniem się. Wolał najpierw poobserwować rozwój wypadków. Czuł się wprawdzie jak podglądacz, ale trudno.

Postawny straszy pan położył ręce na ramionach dziewczyny i pochylił się nad nią. Otworzył paszczę, tak, bo tak to teraz wyglądało.

Jordi działał instynktownie i prawdopodobnie głupio, ale najważniejsze było dla niego teraz uratowanie dziewczyny. Uratowanie przed czym? Nie bardzo wiedział, ale jej sytuacja wyglądała upiornie.

Nic nie mówiąc, bez żadnych okrzyków, wkroczył na polankę pośród drzew. Mężczyzna natychmiast zwrócił się do niego z najdziwniejszym na świecie wzrokiem, w którym mieniły się czarne, niebieskie i zielonkawe błyski, wydał z siebie ryk wściekłości i rzucił się na natręta, który odważył się mu przeszkadzać.

Czy wampiry potrafią skakać? Nie, zwyczajne wampiry nie, ale przecież ten jest wyjątkowy, pomyślał Jordi.

Jeszcze jeden gwałtowny skok, tym razem jednak Jordi był przygotowany. Mężczyzna rzucił się na niego całym swoim ciężarem, to był ktoś z tej samej sfery, nie można zaprzeczyć. Jordi widział lśniące kły, w ostatniej chwili zdążył odwrócić twarz i zdołał rzucić przeciwnika na ziemię, po czym błyskawicznie wbił palik w serce potwora.

Rozszedł się taki okropny smród, że Jordi zaniósł się kaszlem. Przecież ten człowiek już dawno nie żyje, pomyślał, patrząc, jak tamten wiotczeje i nieruchomieje na ziemi.

Walka była skończona.

17

Jordi chciał pomóc dziewczynie. Zastanawiał się, jakby to wyglądało, gdyby wrócił do osady z dziewczyną w objęciach. Płynące w powietrzu, omdlałe ciało mogłoby śmiertelnie wystraszyć ludzi.

Dziewczyna leżała na trawie w stanie jakby hipnotycznego snu, może po to, by nie mogła się bronić? Wsunął ręce pod jej plecy i starał się ją podnieść, ale okazało się, że chwyta powietrze. Ona nie należała do jego świata.

I co teraz robić? Nie mógł pozwolić, by dziewczyna ocknęła się w pobliżu martwego monstrum. Tak źle jej nie życzył, zwłaszcza że akurat ona w całej tej potwornej historii była absolutnie niewinna.

Choć więc zbierało mu się na wymioty, musiał ująć zwłoki i odciągnąć je na bok, w głąb lasu.

Kiedy już znalazł miejsce, w którym zwłoki będą niewidoczne, usłyszał jakieś hałasy. Jordi zrobił się sztywny z jakiegoś niewytłumaczalnego strachu. Dźwięki były obrzydliwe, jakieś szepty, szurania, które sprawiły, że nie oglądając się za siebie, pomknął w stronę osady. Nic już nie mógł zrobić, by pomóc dziewczynie, ale też hałasy nie dochodziły z miejsca, w którym leżała. Zdążył zresztą zobaczyć, że dziewczyna wstała zdumiona i powoli powlokła się w stronę domu. Zatrzymał się więc, by sprawdzić, czy tam dotrze.

Kiedy znalazła się koło pierwszych zabudowań, zostawił ją własnemu losowi. On sam wrócił do swojej szopy i usiadł bardzo wyczerpany. To nie fizyczny wysiłek go tak zmęczył, ale przeżycia tak straszne, że wywoływały ból brzucha.

Jordi został w osadzie kilka dni. Miał tu jeszcze sprawy do załatwienia, poza tym chciał się dowiedzieć czegoś więcej o tym starszym mężczyźnie, którego właśnie odnaleziono.

Wiadomości uzyskał poprzez dziennikarza, który napisał artykuł do swojej gazety. Jordi bardzo się ucieszył, że artykuł jest po angielsku, i zrozumiał, że niemieckiego dziennikarz używał z konieczności, bo tylko niemiecki ktoś tutaj znał. Przeczytał artykuł ukradkiem, pod nieobecność dziennikarza.

Ów groteskowy wampir był tutejszym burmistrzem, ale już dawno nie pełnił swojej funkcji, tak zresztą jak Jordi przypuszczał. Nie było w starszym panu nic szczególnego z wyjątkiem takiej okoliczności, że przed paroma miesiącami zabłądził w lesie i szukano go przez dwa czy trzy dni. Kiedy wrócił, był jakby odmieniony, a w jego oczach od czasu do czasu pojawiały się dziwne błyski. I chodził też inaczej niż przedtem, sztywno, jak upiór. Wkrótce po jego powrocie do domu zaczęły się te tajemnicze zniknięcia. W bardzo krótkim czasie przepadło siedem osób, z których tylko dwie odnaleziono. Obie martwe.

O młodej dziewczynie, którą Jordi uratował, dziennikarz nie wspomniał. Najwyraźniej nie pamiętała, co się z nią działo.

Parokrotnie widywał Ilonę, ale nie chciał konfrontacji, nie wiedział, co mógłby jej powiedzieć. Wyglądała na jeszcze bardziej zdezorientowaną i zagubioną niż przedtem. Niczym pies, który zgubił pana. Jordi był pewien, że Ilona nie zechce wyjawić, gdzie się znajdują zaginieni. Może zresztą wcale tego nie wie. Nie chciał myśleć o tym, że ona go widzi, że także jest upiorem.

Jego zadaniem teraz było odnalezienie zaginionych. Prawdopodobnie już nie żyją, ale mimo to musi próbować.

Czekało go jeszcze jedno zadanie, o którym też nie chciał myśleć: Powinien mianowicie wyjaśnić, co było źródłem tragicznej przemiany burmistrza. I co sprawiło, że Ilona znalazła się w świecie tych, którzy nie mogą umrzeć.

Jordiemu było żal tej dziewczyny. Musiała wpaść w sieci wampirów. Tak, Jordi nazywał te istoty wampirami z braku lepszego określenia.

Wiedział, że musi znowu wyruszyć do obrzydliwego lasu, gdzie paskudne mchy, czy jak to nazwać, zwisają z gałęzi. Musi tam wrócić jak najszybciej. Nie wiedział tylko, czy będzie w stanie to zrobić.

Następnego ranka spytał o radę swoją ubraną na biało opiekunkę.

Ta zaś w zamyśleniu z wolna potrząsała głową.

– To godne pochwały, że chcesz pomóc biedakom i uwolnić osadę od zmory. Ale teraz znajdujesz się w nieodpowiedniej sferze. Zrobiłeś to, co powinieneś był zrobić, a zagubionych nie odnajdziesz. Oni należą do świata, który opuściłeś. Do świata ludzi.

– A źródło wszelkiego zła?

– Ja nie znam go dokładnie, podejrzewam jednak, że i ono związane jest ze światem ludzi żywych. A tam dostać się nie możesz, jak już wielokrotnie mówiłam.

Jordi zastanawiał się. Nie lubił wprawdzie zostawiać spraw niedokończonych, ale…

– To znaczy, że tutaj już skończyłem? Mogę wrócić do sfery zamglonych sklepień? A potem do…

Kobieta wyczuwała w jego głosie nadzieję. Powiedziała pospiesznie, ale w zadumie:

– Może uda mi się znaleźć jakieś wyjście…

Jordi pospieszył z propozycjami:

– Może moi przyjaciele, rycerze? I czarownica Urraca. Oni przecież też są upiorami!

Kobieta przytakiwała bez przekonania.

– Może oni znajdą jakąś radę, co mógłbyś zrobić.

– Mogę się z nimi spotkać? – zapytał z przejęciem.

– Nie. To niemożliwe. Oni nie mają żadnego bezpośredniego związku z tobą. Ale ja im przekażę twoje szlachetne pragnienia, żeby tutaj pomagać.

– Dziękuję! Bardzo jesteś życzliwa! Uśmiechnęła się.

– Jesteś dobrym człowiekiem, który bez własnej winy zaplątał się w tę skomplikowaną aferę. Wiążemy z tobą wielkie nadzieje.