Выбрать главу

Ilona, jak się okazało, została wtrącona do więzienia i była kompletnie załamana. Tak mówiono. Jordi starał się wytłumaczyć Miguelowi, że tak naprawdę to nieszczęsna dziewczyna jest niewinna. Przecież prosiła o pomoc i miała swój wkład w wyjaśnieniu tragedii. Prosiła Jordiego, by szukał w ratuszu. Miguel przedstawił to zebranym, Jordiego przecież nikt nie słyszał. I teraz irytowało go potwornie to, że nie może brać udziału ani w tym spotkaniu, ani w ogóle nawiązać kontaktu z ludźmi.

Miguel poprosił, by sprowadzono Ilonę. Podczas gdy na nią czekali, zapytał, skąd osada wzięła swoją nazwę – Paukija. Pajęcza Wieś.

Urzędujący burmistrz próbował się wymigać od odpowiedzi.

– O, to bardzo stara legenda – rzekł lekceważąco.

– My tam nigdy nie chodzimy – wtrącił ktoś inny.

– A czy podobne wydarzenia miały miejsce już przedtem?

– Cóż, stara legenda mówi, że coś takiego miało się jakoby wydarzyć, kiedy w lesie pojawiły się olbrzymie pająki. Od tamtej pory nikt nie chodził tak daleko.

– I nikt nigdy nie został zraniony? – Nie.

– Czy osada zawsze się tak nazywała?

– Nie, nazwa pochodzi z czasu, kiedy odkryto pająki. Przedtem nazywała się po prostu Wieś. Zawsze leżała na uboczu, samotnie, nie mieliśmy wiele kontaktów z innymi miejscowościami.

– No to myślę, że teraz będziecie musieli znaleźć jej nową nazwę. Ładniejszą, bo osada jest bardzo ładna.

Szef policji, który prowadził spotkanie, zapytał, skąd szanowny gospodin Miguel Tabris do nich przyjechał.

Miguel odpowiedział tak samo uprzejmie, że ponieważ do jego obowiązków należy unieszkodliwianie olbrzymich pająków, musi jechać wszędzie tam, gdzie się one pojawiają, więc znalazł się i tutaj. Gwarantował, że las został całkowicie uwolniony od intruzów i że można będzie uprzątnąć okolicę oraz przywrócić jej dawną urodę.

Przyszła Ilona, zapłakana, ze wzrokiem utkwionym w ziemię.

Pierwsze pytanie szefa policji zabrzmiało groźnie:

– Gdzie masz pająka?

To wywołało kolejny potok łez.

– Zrobił się jakiś dziwny, wcale mnie nie chciał słuchać. W końcu uciekł z mojego pokoju i ktoś go rozdeptał. Nie żyje!

Wszyscy odetchnęli z ulgą. Jordi uważnie przyjrzał się oczom Ilony i stwierdził, że zaszły w nich dwie zmiany. Po pierwsze, nie było w nich już tych czarnych błysków, a po drugie, Ilona przestała widzieć Jordiego.

– Ona jest zdrowa – powiedział do Miguela.

– Opętanie ustąpiło, kiedy cztery wielkie pająki zostały uśmiercone – potwierdził Miguel.

Młody burmistrz powtarzał:

– Ale ja tego nie rozumiem. Nic już nie rozumiem!

– Ja spróbuję wytłumaczyć – zaofiarował się Miguel. Zastanawiał się przez chwilę, zanim zaczął mówić. – One przybyły z… chciałem powiedzieć, z innego świata niż nasz, ale to nie jest dokładnie tak. One gnieżdżą się głęboko we wnętrzu ziemi, wiodą do tego miejsca ciemne korytarze. My próbujemy je wytępić, bo nie przynoszą z sobą niczego dobrego, jak zresztą mieliście okazję się przekonać. Są to stworzenia inteligentne, mają rozwinięte specjalne zdolności i umiejętności, ale nie znamy ich na tyle dobrze, by wiedzieć, jak funkcjonują.

Nie wspomniał ani słowem, kim mieliby być ci „my”, a Jordi miał nadzieję, że nikt o to nie zapyta.

– Ale dlaczego my widzieliśmy jednego wiele lat temu, a potem nic się nie działo, aż dopiero ostatniej jesieni? – dopytywała się jakaś kobieta.

Miguel spojrzał na nią i biedaczka się zarumieniła, bo był przecież bardzo przystojnym mężczyzną. Odpowiedział jej łagodnie:

– Przecież baliście się tam chodzić, prawda?

– O, tak. Bo tam było coś bardzo nieprzyjemnego.

– Otóż to. Trzeba wiele czasu, by zebrać tyle pająków, które byłyby w stanie utkać takie potężne i mocne sieci. Jak pewnie wiecie, pająki nie jedzą, lecz piją. Z pewnością każdy widział suchą muchę wplątaną w pajęczynę, prawda? Te wielkie potwory siedziały w lesie w głębokiej jaskini i kiedy wyssały krew ze wszystkich leśnych stworzeń, potrzebowały pomocy ludzi. Dlatego stary burmistrz, który lubił wycieczki do lasu, stał się ich ofiarą.

– Ale przecież burmistrz był wampirem – wtrącił szef policji.

– No, można powiedzieć, że był czymś w rodzaju wampira, swoistą odmianą. Ale, jak pewnie zauważyliście, te małe, „tresowane” pająki umiały znieczulać mózgi swoich ofiar tak, że stawały się im posłuszne. Burmistrz musiał zostać ugryziony przez jednego z wielkich.

– Tak, on został ugryziony, Ilona tak mówiła – zawołał Jordi i znowu się zirytował, że słyszy go tylko Miguel.

Demon kontynuował swoją opowieść:

– Uczyniły go po prostu jednym z grupy, swoim. Spróbował krwi i znalazł sobie pomoc, czyli „dostawcę”. Została tą pomocą Ilona, która w tym wszystkim jest absolutnie niewinna, sama jest ofiarą. Nie będziemy więc jej sądzić, znajdowała się we władzy burmistrza, który ze swej strony był ofiarą wielkich pająków. Sprowadził im młodych ludzi, których pająki trzymały w pułapce z sieci i codziennie żywiły się ich krwią.

Twarz Walentina zrobiła się zielona, więc Miguel pospieszył z wyjaśnieniami, że znalazł strzykawkę należącą do burmistrza. Widocznie burmistrz pobierał krew tą strzykawką i przekazywał pająkom.

To brzmiało znacznie lepiej. Jordi wolał nie dociekać, czy to prawda. Ofiary najwyraźniej nie pamiętały, co się z nimi działo, a Walentin był ostatnim, który znalazł się w tym obrzydliwym więzieniu. Dziewczynę wyprowadzoną do lasu następnego dnia uratował Jordi i on też zrobił koniec z pozbawionym wartości życiem burmistrza.

– Ale czego one od nas chciały? Jaki był ich cel? Czy też byliśmy tylko…? – Walentin zakończył zdanie machnięciem ręki.

– Celem wielkich pająków jest zawsze przejęcie władzy nad ziemią. Udało nam się zamknąć je pod ziemią i mam nadzieję, że te były ostatnie, które zdołały się na chwilę wydostać na powierzchnię.

– Ile ty na ten temat wiesz, a ile wymyśliłeś na użytek tutejszych mieszkańców? – zastanawiał się Jordi. Miał wrażenie, że Miguel posiada szczególną łatwość obchodzenia prawdy.

– Czy wejście do podziemnych korytarzy naprawdę jest szczelnie zamknięte? – upewniał się burmistrz.

– Naprawdę – odparł Miguel. – Założyłem tam mnóstwo pieczęci.

O, tak, wiem, myślał Jordi cierpko. Był przy tym, gdy Tabris na zakończenie wymamrotał nad zasypaną jaskinią kilka ponurych zaklęć.

Ludzie dziękowali Miguelowi za niezwykłe zasługi dla ratowania miasta. Zaproponowano mu pieniądze, których najpierw nie chciał przyjąć, ale gdy nalegali, uznał, że dobrze byłoby uzupełnić finansowe zasoby. Życie w ludzkiej postaci bywa dosyć kosztowne.

Kiedy inni zebrani dyskutowali zawzięcie między sobą, Jordi zdołał zadać Miguelowi parę pytań.

– Dlaczego pająki były widzialne dla innych, chociaż należały do świata upiorów? Albo stary burmistrz. I wielu innych.

Miguel odwrócił się plecami do zebranych, żeby nikt nie zauważył, iż gada sam do siebie.

– Pewna część upiorów chodzi sobie po ziemi widzialna dla każdego. Wampiry na przykład, zombi i tak dalej. Inne natomiast nie mają tej zdolności. Jak na przykład ty czy rycerze.

– Ale my nie odżywiamy się kosztem innych!

– Nie? To ja ci powiem, że rycerze z ciebie czerpią siłę do pokazywania się.

– Ze mnie?

– Oczywiście! Ty jesteś ich ostatnią deską ratunku. I znalazłeś się w świecie tych, co nie mogą umrzeć, ponieważ jesteś im potrzebny.

Jordi wzburzony głośno łapał powietrze.

– Ale przecież ja nie mogę ratować i pomagać wszystkim, którzy się tutaj znajdują! Nigdy tego nie skończę!