Wracać do dawnego życia jednak nie chciał. Nie, za nic na świecie! Już sama myśl o życiu w mroku sprawiała mu przykrość.
Tylko tak strasznie trudno mu było oderwać się ostatecznie od Tabrisa…
Być demonem to bardzo praktyczne. Trzeba się jednak postarać i jak najprędzej zapomnieć o Tabrisie.
Jeszcze tylko jedna krótka chwila. Jeszcze troszeczkę.
Niezwykle łagodny uśmiech rozjaśnił jego budzącą grozę twarz. Serce zaczęło bić mocniej, szybciej. Szponiasto zakończony palec, który ciągle przesuwał się po splątanych jak w labiryncie liniach na zielonej powierzchni lawy, zaczął zostawiać rysy na arcydziele natury.
Nieoczekiwanie poczuł się radosny i bardzo silny, choć równocześnie smutny i rozgoryczony.
Odnalazł niewyczerpane źródło. Płomień, który nigdy nie gaśnie: Miłość, bezwarunkowe uczucie. Bez litości, bez drogi odwrotu. Na wszystkie moce ziemi, on bezgranicznie kocha Sissi! Tęsknił nie tylko za jej silnym, dobrze zbudowanym ciałem, choć na myśl o nim ogień w jego ciele zaczynał mocniej płonąć. Nie, on pragnął też jej uśmiechu, ciepła w jej głosie i jej oczu, kiedy na niego patrzy. Kochał zarówno jej paplanie, jak i jej mądrość i głęboką powagę. Jej siłę, dzielność, jej absolutną lojalność w przyjaźni i koleżeństwo, to, jak świetnie się rozumieją, jak potrafią ze sobą współpracować…
Tabris westchnął tak ciężko, że zabrzmiało to bardziej jak szloch.
On przecież chciał tylko być człowiekiem. Ale czy mógł zawieść swoich przyjaciół, skoro jako Tabris może im pomóc?
Wiedział, że teraz zachowuje się nieostrożnie. Wybrał drogę na skróty na skrzydłach Tabrisa. Nie był jednak w stanie odbyć tej długiej podróży na północ, nie stać go było na bilet lotniczy, nie miał potrzebnych papierów. Mógł wsiąść do pociągu, ale na to też trzeba pieniędzy, a w końcu i tak dotrze się do granicznego przejścia. Ściągnąłby sobie prawdziwe kłopoty na głowę.
Znowu spróbował zatelefonować. Sissi nie odpowiadała. Nie, czekała kilka dni w północnej Hiszpanii, chciała się przekonać, czy on tam wróci. Teraz jest w drodze na północ i w samolocie nie może używać telefonu komórkowego.
W takim razie postanowił zatelefonować do Unni.
I Był zaskoczony wiadomością, że Unni nie ma w domu. Tak, Unni wyjechała, by nawiązać kontakt z Jordim, poinformował jej ojciec. Natrafiła na jakiś ślad.
– Mam nadzieję, że nie wybrała się do Mołdowy – przestraszył się Tabris.
– Nie, tam już chyba zostało zrobione co trzeba. Nie, nie, teraz jest coś nowego.
Ojciec Unni nie mógł nic więcej powiedzieć, on nic więcej nie wiedział. Słyszał tylko coś o Hege i jakimś domu, nie było go, kiedy Unni wyjechała… Hege?
Atle Karlsrud wyjaśnił, że Hege to dziewczyna z paczki, do której Unni, Morten i Vesla należeli, zanim rycerze, a przede wszystkim Emma, przyczynili się do jej rozpadu. Hege była teraz w tym jakimś domu.
Najpierw dzwoniła do Antonia, więc może byłoby lepiej, żeby i Miguel tam zatelefonował, może Antonio ma bardziej szczegółowe informacje.
Miguel powiedział, że ma pozdrowienia dla Unni od Jordiego i dlatego bardzo by chciał się z nią skontaktować osobiście.
Atle Karlsrud ucieszył się, słysząc te słowa. Nie, Unni pojechała do tego domu, czy co to tam jest, wyjechała jakieś trzy godziny temu. Miała nadzieję, że tam uda się jej nawiązać kontakt z Jordim, ale nie wiadomo, w jaki sposób miałoby do tego dojść.
Unni jest przecież taką niepoprawną optymistką, obaj panowie byli tego samego zdania. No więc Miguel powinien natychmiast zadzwonić do Antonia.
24
Unni jak zwykle przeglądała gazety i w ogóle śledziła doniesienia mediów, ale nie znajdowała niczego, co by ją mogło doprowadzić do Jordiego.
O Mołdowie bowiem należało zapomnieć, to już passé.
Nieoczekiwanie odbyła dość dziwną rozmowę przez telefon. Dzwonił Antonio. Powiedział, że telefonowała do niego Hege, bliska histerii, mówiła szeptem.
– Unni, ona potrzebuje pomocy – oznajmił Antonio. – A ja nie mogę się ruszyć z domu, muszę załatwić tyle spraw, jeśli chcę utrzymać swoją pracę w szpitalu. Poza tym powinienem częściej wyręczać Veslę, bardzo ją zmęczyło opiekowanie się takim wrażliwym dzieckiem jak nasz synek – Ale mam nadzieję, że z małym Jordim wszystko w porządku?
– W każdym razie idzie ku dobremu. Tylko że on wymaga więcej opieki niż normalne dzieci.
Unni uśmiechnęła się pod nosem. „Normalne dzieci”. Owszem, świetnie rozumiała, że Antonio uważa swojego synka za cud natury. Ale z drugiej strony, chłopczyk urodził się za wcześnie, więc może on to ma na myśli.
– No dobrze, a co się stało Hege?
– No właśnie, chyba pamiętasz, że ona zamieszkała z pewnym mężczyzną, to dobry człowiek, miły dla Hege, poza tym zamożny.
– To ostatnie wcale nie gwarantuje, że jest się dobrym człowiekiem.
– Nie, ale teraz Hege telefonowała z jakiegoś pensjonatu czy zakładu leczniczego. Błagała mnie, jak mówiłem, szeptem, żebym przyjechał, bo tam coś jest nie tak jak powinno. Powtarzała, że muszę przyjechać. Chciałem się dowiedzieć czegoś więcej, ale powiedziała tylko, że są tam bardzo dziwni ludzie, wcale niepodobni do ludzi, na koniec pisnęła: O rany, znowu ktoś tu idzie! i na tym rozmowa się skończyła. Hege twierdzi, że nie może się stamtąd wydostać, bo drzwi są pozamykane.
– To brzmi groźnie – westchnęła Unni spokojnie, choć w głębi duszy była naprawdę poruszona opowieścią. Czy to mogłoby być coś dla Jordiego? Chciała dowiedzieć się czegoś więcej.
Antonio wyjaśnił, że dzwonił już do tego przyjaciela Hege i poznał tło całej sprawy. Historia okazała się banalna. Hege prowadziła wygodne życie, pewnego dnia jakaś znajoma zrobiła złośliwą uwagę, że ma chyba parę kilo za dużo. Była to zresztą prawda i zalana łzami Hege spytała swojego przyjaciela, czy on też tak uważa, a on, jak głupi, powiedział coś w rodzaju, że owszem, przydałoby się trochę poodchudzać. To ją prawie załamało, kiedy więc natrafiła w gazecie na anons jakiegoś miejsca, które ma podobno być czystym marzeniem dla osób pragnących odzyskać formę i zrzucić nadwagę, natychmiast się tam zgłosiła. A przyjaciel jeszcze ją namawiał. I stać go było na to, choć przedsięwzięcie miało być kosztowne.
– Rozumiem, że to jakaś tak zwana farma zdrowia – wtrąciła Unni.
– Coś w tym rodzaju. Czy może zakład leczniczy. Unni, mogłabyś tam pojechać? Jako klientka albo pacjentka, czy jak oni to nazywają. Hege zasługuje, żeby się nią zająć.
– Z radością pojadę. Ale spróbuj tylko wspomnieć, że sama tego potrzebuję…
– Nie, no coś ty! Żadna kuracja nie może się równać z tym, czego doświadczyliśmy w czasie naszej ostatniej wyprawy do północnej Hiszpanii. Możesz jednak po, wiedzieć, że czujesz się wypalona, to teraz modne słowo. Że prowadziłaś stresujące życie, źle się odżywiałaś, I potrzebujesz oczyszczenia organizmu i uwolnienia się od obciążeń.
– Świetnie, mam tylko nadzieję, że nie zaproponują mi płukania jelit.
– Jestem pewien, że od tego zaczną. Nie pamiętam, jak się to miejsce nazywa, ale to znajdziesz w ogłoszeniu. W nazwie jest coś zielonego.
– Brzmi mętnie, ale spróbuję. Tylko jak przyjdą do! mnie z lewatywą, to zmuszę ich, żeby sami sobie przepłukali jelita.
Unni wciąż nosiła gryfa Vasconii. Spytała teraz o radę, jak ma postąpić. Powinna była raczej zwrócić się do ' magicznego gryfa Asturii, ale on do niej nie należał. Cóż, „Miłość” też jest dobra.
Amulet bezpiecznie spoczywał w jej dłoni. Uznała to za znak akceptacji swoich planów.