Farma zdrowia nazywała się „Wieczna Zieleń” i zajmowała stary, rozległy dwór w lesistej okolicy, dwie godziny drogi od miasta. Zakład został pospiesznie skontrolowany i zaakceptowany przez służbę zdrowia. Gdy wiozący Unni samochód znajdował się w połowie drogi, zadzwonił telefon komórkowy. To Miguel. Unni była uszczęśliwiona. Raport o Jordim! Miguel dość pobieżnie opowiedział, co się stało, ale i tak Unni słuchała wstrząśnięta.
– Nie, nie, sama zrozumiałam, że nie ma sensu, bym jechała do Mołdowy, i tak przyjechałabym za późno – rzekła, kiedy Miguel skończył. Starała się trzymać telefon jak najdalej od swojego kierowcy, który próbował go jej wyrwać. – Jordiego tam już przecież nie ma.
– To prawda. I ja wiem, gdzie on jest teraz. Ale poprzednim razem bardzo dobrze wytropiłaś jego ślady. Znalazłaś może teraz coś nowego?
– Możliwe, że tak. Wszystko jest wprawdzie niejasne, ale mam przeczucie, że się nie mylę. Ej, ty, trzymaj ręce z daleka od mojego telefonu – powiedziała teatralnym szeptem do szofera. – Wiesz, ja rozumiem, że musiałeś się na jakiś czas znowu przemienić w Tabrisa. Bardzo nad tym ubolewam, ale to chyba było konieczne, no nie?
– Tak. Aczkolwiek będę się starał więcej tego nie robić.
– Nie zarzekaj się zawczasu, nigdy nic nie wiadomo. Dziękuję za pomoc, Miguelu!
– Daj tylko znać następnym razem, gdyby było trzeba, a natychmiast się zjawię! Jordi ma poważne trudności z poruszaniem się i kierowaniem wydarzeniami ze swojej sfery, potrzebuje ziemskiej istoty jako asystenta.
I ty możesz nim być? już miała spytać sarkastycznie, ale nie chciała go ranić.
– Tak jest, będziemy go wspierać – rzekła.
– No właśnie. Nie wiesz czasem, gdzie teraz jest Sissi? Unni roześmiała się.
– Oczywiście że wiem! Wciąż desperacko próbuje wyrwać mi z ręki telefon, bo chciałaby z tobą porozmawiać, i jeździ jak pijana od jednej krawędzi szosy do drugiej. Właśnie teraz mnie wiezie i robi co może, by ' rozbić samochód. No, w końcu go zatrzymała na poboczu, więc będziesz mógł z nią pogadać.
– Ale dlaczego ona nie dzwoniła?
– Z bardzo prozaicznej przyczyny, zapomniała naładować baterie. Dopiero co wróciła z Hiszpanii i oboje z Antoniem uznali, że ja nie powinnam jechać sama.
Zwłaszcza że nie umiem prowadzić samochodu. Sissi nawet nie zdążyła się rozpakować, wzięła co najpotrzebniejsze i ruszyłyśmy w drogę. Tak, tak, już jej oddaję telefon, a sama dyskretnie się wycofam do lasu. Nie będę wam przeszkadzać. Uważajcie tylko, żeby mój telefon się nie rozgrzał do białości, bo będzie mi jeszcze potrzebny. Powodzenia, Miguelu!
– Dziękuję, Unni!
Nie wspomniał nic o tym, że przybył do Norwegii na skrzydłach jako Tabris.
Z daleka Unni słyszała radosną paplaninę Sissi w samochodzie. Ta rozmowa musiała uszczęśliwiać ich oboje.
25
Ukazał się dwór, pomalowany na żółto, z białymi ramami okien. Wyglądał na zadbany i zasobny. Proste, żwirowane alejki, po których nie miało się odwagi jeździć, żeby ich nie zniszczyć, świetnie utrzymane nawet w zimie trawniki, dodające otuchy czerwone dachówki…
Dziewczyny zatelefonowały z samochodu, informując, że są we dwie, i zapytały, czy znajdzie się też miejsce dla Sissi. Zbyt długo przesiadywała bez ruchu przed komputerem, łgała Unni jak najęta. Teraz Sissi potrzebuje trochę ruchu i rozrywki, dla zdrowia, naturalnie.
– Rany boskie, że też ludzie nie mają za grosz poczucia humoru – mruknęła, odkładając telefon. – Powiedzieli mi złośliwie, że nie prowadzą tu działalności rozrywkowej! Ale potem zapytali, ile masz lat, w końcu zdecydowali się cię przyjąć.
Sissi chichotała najbardziej z tego, że miałaby jakoby siedzieć bez ruchu.
Zostały przyjęte przez panią sztywną i bardzo starannie ubraną, która z reklamowym uśmiechem wskazała im pokoje oraz poinformowała, że lunch zostanie podany za pół godziny.
Od razu chciały spytać o Hege, Unni postanowiła jednak czekać. Na pewno spotkają się podczas lunchu.
Pokój Unni utrzymany był w czystych, chłodnych barwach. Indygo i biel. Sissi natomiast dostała pokoik białoróżowy i skrzywiła się na jego widok. Sissi w różowym! No, niechby to Miguel zobaczył!
Unni wyjrzała przez okno. Na tyłach domu mieszkalnego znajdował się kryty basen, korty tenisowe i trawniki służące zapewne do treningów kondycyjnych.
Co mogło w tym wszystkim być nie tak? Niczego takiego nie dostrzegała.
Przebrała się i zeszła do jadalni. Zebrało się tam już sporo gości, długa kolejka posuwała się wzdłuż pięknie nakrytego i zastawionego stołu z mnóstwem pysznych, dietetycznych potraw. Dużo jarzyn i owoców, różnego rodzaju wykwintne sałatki. Bardzo apetycznie to wyglądało. Unni ze smutkiem wspominała ostatnie dni wyprawy do zapomnianej doliny. Tam jedynym pożywieniem były resztki czekolady i woda z potoku. Ale tam byli razem, Jordi, ona i wszyscy przyjaciele.
Jordi. On trwał niczym niegasnący nigdy płomień w jej sercu i na każdą myśl o nim ogarniała ją głęboka rozpacz. W gruncie rzeczy ta rozpacz ani na moment jej nie opuszczała.
Jordi powinien tutaj być. Może to sobie tylko wymyśliła, miała jednak wrażenie, że w tym domu znajduje się kilka upiorów.
Rozejrzała się wokół i ściągnęła brwi. Same młode dziewczyny? Czy chłopcy i bardziej dojrzali mężczyźni też czasami nie potrzebują pobytu na takiej farmie? A gdzie się podziały starsze panie? Czyż to nie one właśnie stanowią najliczniejszą grupę użytkowników takich miejsc jak to? Mogłaby jednak przysiąc, że nie ma tu ani jednej osoby powyżej trzydziestego piątego roku życia. O, tam właśnie pojawił się mężczyzna, chłopak, ściśle biorąc, młody bożek o anielskim wyglądzie i jasnych włosach. Wszystkie dziewczyny w jadalni podnosiły wyżej głowy, a ich rozmowy stały się nagle głośne, rozgorączkowane.
W chwilę później zobaczyła drugiego młodego mężczyznę. Ten też wyglądał wspaniale, miał oślepiający uśmiech, Unni zauważyła jednak, że niektóre z dziewcząt posmutniały i odwracają wzrok.
Aha, więc mamy tu do czynienia z drobnymi intrygami?
Nareszcie pokazała się Hege. Unni na jej widok rozjaśniła się, ale tamta w odpowiedzi dała jej rozpaczliwy znak, żeby nie podchodziła.
Ach, tak!
No cóż, w takim razie się nie znają. Sissi nie wiedziała, kim jest Hege, więc z nią nie było problemu. Unni zastanawiała się tylko, jak zdoła nawiązać kontakt z rzeczywiście dosyć pulchną koleżankę, ale odłożyła to na później. Tymczasem zabawi się po prostu w szpiega.
Niezłe zajęcie, nie ma co. Podniecające!
Musiała jednak przyznać, że atmosfera w domu jest dość spokojna.
Nagle zebrane dziewczyny jakby zamarły. Do sali wkroczyli najwyraźniej właściciele instytucji. W każdym razie ludzie prowadzący zakład. Z broszury, którą znalazła w swoim pokoju, Unni dowiedziała się, że to małżeństwo, pani i pan Falk.
Frapująca para, trzeba powiedzieć. Wiek między trzydzieści a czterdzieści lat, wytworni, wysportowani, mieli w sobie coś z supereleganckiej Niny i Fredrika, którzy znajdowali się na szczytach towarzyskich rankingów pod koniec lat sześćdziesiątych. Może Unni to porównanie przyszło do głowy dlatego, że tutejsza gospodyni miała włosy związane w koński ogon, musiała nosić to uczesanie zbyt długo, bo czoło było teraz przesadnie wysokie. A wiadomo przecież, że korzonki nad czołem słabną i obumierają, jeśli włosy są za mocno ściągnięte na tył głowy.
Oboje państwo byli pięknie opaleni i prezentowali szerokie uśmiechy. On nosił jasnoniebieski garnitur, z pewnością kolor został wybrany świadomie.
Byli to urodziwi, zadbani ludzie i stanowili kontrast dla dość pospolitych gości marzących, by na farmie uzyskać lepszy wygląd i szczuplejsze figury. Tak, bo nie ulega wątpliwości, że wiele z nich powinno stracić bez szkody dla siebie nawet i kilkanaście kilogramów.