– Tego nie musisz nam przypominać, demonie – powiedział cierpko przodek Jordiego, don Ramiro. – My podzielamy twój lęk o niego. Właśnie dlatego chcieliśmy cię napomnieć, byś był przy nim teraz, ale do tego ty musisz pohamować swoją ochotę wybierania drogi na skróty pod postacią Tabrisa. Jeśli nie możesz go wspierać jako człowiek imieniem Miguel, to w ogóle nie zasługujesz na to, by człowiekiem zostać. Don Galindo wtrącił:
– Pamiętaj, że jesteś jedynym demonem na ziemi, jeśli pominąć te, które należą do sfer niebiańskich, bo te demony nigdy nie będą dla ciebie towarzystwem.
– I niech ci się nie wydaje, że masz niezmierzoną ilość czasu na to, by stać się człowiekiem – powiedział don Sebastian. – Czas próby dla ciebie również mija w dniu trzydziestych urodzin twojego przyjaciela Jordiego. Po tym terminie nie będziesz już więcej mógł się przemienić w Miguela.
– I utracisz swoją ukochaną Sissi – zakończył don Garcia.
Miguel zacisnął zęby.
– Będę się stosował do waszych rad – powiedział krótko. – Musicie jednak przyznać, że jest ze mnie więcej pożytku, kiedy pomagam moim przyjaciołom jako Tabris.
– Wiemy o tym. I szanujemy to, że dobro Jordiego stawiałeś ponad swoim – oznajmiła Urraca. – Masz wiele cech przemawiających na twoją korzyść. A więc odszukaj Unni, która znalazła się w niebezpieczeństwie, ale korzystaj ze swoich zdolności demona jedynie w przypadkach absolutnej konieczności! A za taką konieczność nie uważa się wygody latania ani lądowanie na ziemi w ciemnościach, by zdobyć jedzenie.
A więc i to oni wiedzą! Ale czy wiedzą też, że Sissi znajduje się w tym samym miejscu co Unni? Tego nie odważył się powiedzieć nawet szeptem. Miał przecież rozkaz trzymania się od niej z daleka.
Urraca pożegnała się.
– I nadaj trochę tempa wydarzeniom. My też pragniemy doprowadzić do końca tę ziemską wędrówkę i zaznać wreszcie trochę spokoju. Egzystencja upiorów nie jest do pozazdroszczenia, zapytaj o to swojego przyjaciela Jordiego!
– Ja wiem, mogłem ją trochę poznać. Dziękuję wam za rady i upomnienia! Zrobię, co będę mógł.
Wszyscy pochylili głowy w bardzo krótkim pożegnaniu i odjechali.
Tak więc wszyscy czworo byli w drodze na spotkanie, za którym tak strasznie tęsknili, ale do którego nie mieli prawa: Unni i Jordi, Sissi i Tabris. Oddzielały ich światy, chociaż przez jakiś czas mogli żyć blisko siebie.
29
Unni ocknęła się ze snu. Spojrzała na zegarek. Spała tylko parę minut.
Sen był niezwykle piękny, złościła się więc, że skończył się tak szybko. Śniło jej się, że była razem z Jordim, patrzyli sobie nawzajem w oczy i śmiali czule z czegoś, o czym rozmawiali, nie pamiętała już O czym.
Unni nastawiła uszu. Nie była sama w pokoju.
To bardzo nieprzyjemne. Zresztą nie, to nie było nieprzyjemne, raczej miłe. Ale co to takiego?
Dopiero przyjechała do tego dworu, nawet nie wiedziała, jak zapalić lampę. Bezskutecznie przesuwała rękę po ścianie nad nocnym stolikiem.
Uspokoiła się. To coś w jej pokoju nie było niebezpieczne, nie miała co do tego wątpliwości, przekonywała ją o tym jej niezwykła intuicja, zdolność przeczuwania wydarzeń. To coś życzyło jej dobrze.
Czy to zwierzę? Może pies albo kot?
Nie, to raczej coś ludzkiego.
Mimo to gotowa była przysiąc, że pokój jest pusty.
Dla widzących, owszem.
Urraca? Rycerze?
Tabris?
Nie. Żadne z nich.
Tak blisko. I tak nieskończenie daleko.
Fizycznie blisko. Tuż przy jej łóżku.
Unni usiadła na posłaniu.
– Jordi?
Jeśli szepczący głos może drżeć, to teraz tak właśnie było.
– Jordi, czy to ty? Daj mi jakiś znak!
Ale on nie mógł tego zrobić. Należał do innej sfery.
Nie, Jordi nie mógł jej dotknąć. Położył dłonie na twarzy Unni, musiał je trzymać jakieś pół milimetra od jej skóry. Pocałował ją, niczym piórkiem musnął wargami jej usta, ale dotknąć ukochanej nie mógł. Ostrożnie pieścił jej ramiona, w dalszym ciągu ich nie dotykając, a gdyby ona wykonała gwałtowny ruch, to jego ręka przeszłaby przez nią na wylot.
Unni uniosła dłoń, by sprawdzić, co to jest. Jordi, nie zastanawiając się nad tym, co robi, ujął tę dłoń. Ale było tak, jakby złapał powietrze.
Jeszcze raz Jordiego ogarnęło przygnębienie z tego powodu, że znajduje się w innej sferze. Co może zdziałać w tym stanie?
– Ja wiem, że ty tutaj jesteś – wyszeptała Unni. – Wyczuwam twoją bliskość. Zdawało mi się, że teraz, kiedy tak bardzo potrzebuję swoich paranormalnych zdolności, to one się pojawią i będę mogła cię zobaczyć. Ale nie. Jestem taka zwyczajna, że to aż boli! Bądź jednak pewien, że sprowadzę cię do dawnego życia, to nie może tak zostać. Ty naprawdę nie zasłużyłeś na taki los. Zwłaszcza ty, który nieustannie myślisz o innych. Ty, który jesteś najlepszym człowiekiem na świecie. Ja cię przywrócę temu światu!
Jordi nie mógł odpowiedzieć. Szeptał gorące słowa o tym, jak bardzo ją kocha i jak tęskni, by być z nią razem, ale ona nie mogła go słyszeć.
To niesprawiedliwy podział ról, myślał. On przez cały czas mógł widzieć i słyszeć ludzi żyjących, ale sam był dla nich niczym powietrze.
– Zaraz wrócę – powiedział, choć Unni go nie słyszała. – Muszę się tylko rozejrzeć trochę po tym domu. Muszę się dowiedzieć, dlaczego ty tutaj jesteś. Zobaczymy się niedługo, kochanie! Było to bardzo optymistyczne pożegnanie.
Jordi dokonał odkrycia, które powinien był zrobić i już w Pajęczej Wsi. A może po prostu nie pomyślał, że może przechodzić przez zamknięte drzwi? Nie pomyślał o tym, bo tam wszystko było jednym wielkim, trudnym do opanowania chaosem, o którym chciał jak najszybciej zapomnieć.
Wyszedł na korytarz oświetlony dyskretnymi lampkami. Przystanął i zaczął nasłuchiwać.
Najpierw wyglądało na to, że cały dom jest uśpiony, wkrótce jednak dotarł do niego krótki, skrzekliwy dźwięk i Jordi ruszył w jego stronę.
Jestem tutaj po to, by unieszkodliwić upiora, myślał. Trzeba jednak zachować ostrożność. Nie mogę pozwolić, by upiór mnie zobaczył.
Wszystkie drzwi w korytarzu miały nazwy, a obok na szyldzie wyryty był kwiatek. Dzwoneczki. Maki. Fiołki. Słonecznik i tak dalej. To wszystko sypialnie, podobnie jak Unni, domyślił się. Unni miała na drzwiach margerytkę.
Kiedy mijał drzwi z prymulką, dotarły do niego ze środka jakieś głosy. Jeden męski, perswadujący, a drugi gniewny:
– Ale ja nie jestem chora, to po co mam zażywać jakieś tabletki?
To skański dialekt! Co do tego nie może być wątpliwości. Czysty, nieskalany skański. Czy Sissi jest tu także? Oczywiście, to przecież jej głos!
Mężczyzna coś mamrotał, a Sissi wykrzyknęła:
– Dodatek do jedzenia? W środku nocy? Wynoś się stąd albo cię wyrzucę!
Drzwi otworzyły się i na korytarz wyszedł młody, przystojny mężczyzna. Nie był to mężczyzna z samochodu. I ten wyglądał na rozwścieczonego.
Ale Jordiego nie zauważył.
Tak więc Jordi spotkał już dwóch mężczyzn. Żaden z nich nie był upiorem.
Ten mężczyzna szedł w stronę, w którą zamierzał też pójść Jordi, postanowił więc posuwać się za nim.
Znaleźli się w innym skrzydle budynku. W tym z oświetlonymi oknami.
I rzeczywiście na korytarz padło światło, kiedy młody mężczyzna otworzył drzwi do jakiegoś pokoju. Zaraz znowu je za sobą zamknął. Jordi nie odważył się wejść do środka, został na korytarzu i nasłuchiwał.
Młody mężczyzna tłumaczył, że on i Paul zrezygnowali z tej szwedzkiej amazonki. Bardzo rozsądnie, pomyślał Jordi. Sissi potrafiłaby wyrzucić nawet boksera wagi ciężkiej, gdyby było trzeba.