Nieustannie dręczyła ją rozpacz i troska o los Jordiego. Starała się akurat w tej chwili o tym nie myśleć, ale nie potrafiła opanować lęku i żalu.
Dygnęła głęboko przed królem Agilą, który powitał ją w staroświecki, rycerski sposób.
Potem wszyscy odpłynęli.
Nadeszła chwila pożegnania. Nastrój był przygnębiający.
Juana źle się czuje, pomyślała Unni. Chyba za chwilę zemdleje. Świetnie ją rozumiem. Sama nigdy nie byłam tak straszliwie zmęczona i głodna, wyczerpana i w ogóle oklapnięta. Ledwo trzymam się na nogach.
Nagle tuż za ścianą, bardzo blisko, usłyszeli ryk. Juana szukała schronienia w ramionach Mortena.
Wszystkich ogarnęło przerażenie. Demony wracały.
Urraca powiedziała lodowatym tonem:
– Zdały sobie sprawę, że wszystkie wyjścia są zamknięte.
– Świetnie – rzekł Morten.
– A co będzie, jeśli na ziemi zostało więcej innych demonów? – martwiła się Sissi.
Urraca myślała chwilę.
– Z całą pewnością zaprzeczyć temu nie mogę, ale nie przypuszczam.
– W takim razie Tabris byłby sam? Tylko on jeden w swoim rodzaju…
– Tak. Jeśli nie zrobi decydującego kroku, by stać się człowiekiem.
Sissi wyglądała na bardzo przejętą.
– Biedny Tabris – westchnęła. – Taki samotny! Natychmiast jednak zdecydowanie uniosła głowę. Teraz jest jeszcze bardziej zdeterminowana, żeby go szukać, pomyślała Unni. On chyba nie potrzebuje jakiegoś strasznie długiego czasu, by pozbyć się tych swoich demonicznych manier. Widzę, że Sissi tak właśnie myśli. Po tamtej stronie horda dotarła do górskiej ściany. Słychać było wycia, ryki, szarpania, kopania i tłuczenie w skałę tak silne, że pod stopami ludzi drżała ziemia.
– Demony nie wydostaną się na zewnątrz – rzekła Urraca spokojnie. – Skoro nie były w stanie przesunąć królewskiego sarkofagu, to tym bardziej nie zdołają rozbić górotworu.
– Ale ich przekleństwa? – spytał Antonio przestraszony. – Czy one do nas nie dotrą?
– Przekleństwa też nie. Demony są teraz wobec ludzi całkowicie bezsilne. Muszą pozostać w swoim własnym świecie i być z tego zadowolone.
Jej słowa brzmiały uspokajająco. Ale jeśli demony pochwycą Jordiego…? Nie, Unni, nie!
Juana zachwiała się i o mało nie upadła. Natychmiast wszyscy pospieszyli jej z pomocą.
– To nam się nigdy nie uda – powiedział Antonio ponuro. – Nie możemy wyruszyć w długą drogę powrotną bez jedzenia, z nieprzytomnym Tommym, wycieńczoną Juana, w sytuacji, gdy wszyscy już doszliśmy do granicy tego, co człowiek może wytrzymać. Dzwonię do Pedra. Gdzieś nad nami musi być jakaś otwarta równina…
– Helikopter mógłby wylądować tutaj – oznajmiła Sissi zdecydowanie. – Powinien tylko trzymać się z daleka od kamieni.
Wyszli na zewnątrz, by ocenić sytuację.
– To jest możliwe – przyznał Antonio. – Tylko jak wytłumaczymy pilotowi, gdzie jesteśmy?
– To ja biorę na siebie – powiedziała Sissi z tą samą pewnością siebie.
Mój Boże, ileż pożytku mamy z tej dziewczyny, pomyślał Antonio. Co chwila ujawnia jakieś nowe umiejętności. A na samym początku zdawało mi się, że to zwyczajna współczesna panienka, zajęta nie wiadomo czym!
Szkoda, że się zakochała w demonie. Czeka ją wiele smutku i rozczarowań.
Unni stała, zagryzała palce i rozglądała się po smętnym, późnojesiennym krajobrazie. Dzień był zimny, tu i ówdzie leżał śnieg. Nie mogła się uwolnić od myśli o Jordim, o tym, że wściekłe demony mogą go pochwycić w świecie upiorów.
Pocieszała się tylko słowami Urraki, że to niemożliwe, bo demony są teraz zamknięte.
Wszystkie?
Ale przecież istnieje wiele różnych światów, wiele sfer. Na przykład sfera istot natury. Demonów. Duchów opiekuńczych, aniołów stróżów i temu podobnych, nie mówiąc już o sferze łudzi.
No a przede wszystkim sfera tych, co nie mogą umrzeć.
Samo to określenie sprawiało, że lodowaty dreszcz przenikał ją wzdłuż kręgosłupa.
Nagle Unni doznała okropnego uczucia, że nigdy nie zdoła uciec od tego potwornego, a jednak pięknego,, wybranego przez los, tragicznego i totalnie izolowanego miejsca. Nie wiedziała, jak ktokolwiek mógłby znaleźć do niego drogę w tej plątaninie dolin i wzniesień, górskich szczytów i przełęczy, ani jakim sposobem helikopter potrafiłby znaleźć lądowisko.
Mimo to była absolutnie zdecydowana się stąd wydostać, by móc szukać Jordiego.
Tylko gdzie szukać kogoś, kto nie jest ani żywy, ani umarły?
Nie, Unni była zbyt zmęczona, by się nad tym zastanawiać.
3
W pewnym hotelu w Panes siedzieli Pedro i Gudrun, absolutnie nic nie robiąc. Wszelkie czekanie jest trudne do zniesienia, ale to było jeszcze gorsze niż zwykle. Czas płynął, minęły już dwie doby od chwili, gdy po raz ostatni mieli jakieś wiadomości od grupy, która wyruszyła na wyprawę. Wiele razy chcieli wynająć samolot z pilotem, ale Jordi im odradzał. Odgłos silnika mógłby przeszkadzać i niepokoić, grupa była rozproszona w trudnym terenie, przeciwników zaś wielu, różnego rodzaju i charakteru.
Tak więc minęły dwa dni. Dwa dni bez jakichkolwiek wiadomości, w kompletnej ciszy.
Gudrun krytycznie przyglądała się wewnętrznej stronie swojej ręki, od pachy w dół.
– Wyraźnie widać, że człowiek zaczyna się posuwać w latach – powiedziała. – Po szwedzku nazywają to wiszący szczupak, taką obwisłą skórę ręki. Wymowne, no nie?
Pedro uśmiechał się pocieszająco.
– Wcale przez to nie wyglądasz starzej. I tak jesteś bardzo ładna. Z tym „szczupakiem” czy jak tam, i w ogóle. Zanim mi nie powiedziałaś, wcale nie zwróciłem uwagi.
– No widzisz! Nigdy nie wolno mówić w przypływie fałszywej pokory o swoich niedostatkach. Bo człowiek tylko zwraca uwagę innych na coś, czego nigdy by sami nie dostrzegli, a co zainteresowany rozdmuchuje do rozmiarów katastrofy.
W tej chwili zadzwonił telefon. Pedro odebrał.
– To Antonio – szepnął z przejęciem, nie przerywając rozmowy. Gudrun usiadła tuż przy nim, by słuchać. – Nareszcie! No i co z wami?
– Mission completed - odparł Antonio w najlepszym stylu Mortena.
– Nie, co ty mówisz? To wspaniale! I wszyscy mają się dobrze?
– Nie. Straciliśmy Jordiego. Pedro milczał. Nie znajdował słów. Antonio pospieszył dodać:
– Ale on nie umarł. Wytłumaczę ci to później, bo już mi się wyładowuje telefon. A teraz słuchaj bardzo uważnie, musisz nam pomóc, przeżywamy kryzys!
To akurat nic nowego, pomyślał Pedro, ale dokładnie zapisywał wszystko, co mówił Antonio.
Mały helikopter ratunkowy, z sanitariuszem, i przede wszystkim jedzenie! Pedro powinien nawiązać kontakt z różnymi władzami, z policją i jakimiś służbami konserwatorskimi, najlepiej muzealnikami, w każdym razie ludźmi odpowiedzialnymi, którzy mogliby się zająć skarbem. Potrzebne też będą służby do pozbierania trupów z groty i całej doliny, ale trzeba pamiętać, że tylko jeden helikopter może tu lądować za jednym razem!
Uroczysty pogrzeb dawno zmarłych osób z królewskich rodzin musi poczekać.
Potem Antonio oddał telefon Sissi, żeby określiła Pedrowi ich pozycję.
Dziewczyna sprawiła się profesjonalnie.
– Ale spieszcie się – powiedziała na koniec. – Telefon zaraz się rozładuje, już i tak ledwo co słychać, nie mogłabym być przewodnikiem dla pilota.
– To tyle – westchnął Pedro, odkładając słuchawkę. – Teraz musimy działać w najwyższym pośpiechu. Gdzie książka telefoniczna?
Ludzie wrócili do groty.
Powitali ich tam rycerze z Urracą.
Dumna czarownica powiedziała:
– Jesteście niebywale skuteczni, ale my tymczasem odbyliśmy naradę. Unni ty masz beznadziejne zadanie odszukania Jordiego. Jego czas upłynie, nim księżyc trzy razy odbędzie swoją wędrówkę. Dlatego postanowiliśmy, co następuje… Czy zechcecie mówić dalej, don Sebastianie?