Grupy były różnej wielkości. Paul i Adrian odpowiadali za dość liczną gromadkę dziewcząt, natomiast Wężowe Oko kierował tylko jedną, która przyjechała na farmę dzień przed Unni i Sissi. Może nie miał wielkiego doświadczenia, więc wprawiał się przy minimalnych obciążeniach.
Powietrze było chłodne, musieli się ubrać ciepło. Jak najmniej bagażu, szczerze powiedziawszy, tylko koc wełniany, który niósł Miguel. Sissi miała jakieś nieprzyjemne skojarzenia, że będą realizować głupawy program typu Robinson Crusoe.
Skojarzenie stało się jeszcze silniejsze, gdy po długim marszu przez las zatrzymali się nad jeziorem. Przy brzegu czekała łódź.
– Znowu mam problemy z kolanem – oznajmiła Birgit Falk. – Wygląda na to, że będę musiała wrócić. Powinnam zostać z wami na wyspie, którą stąd widać, ale chyba będę mogła tylko popłynąć tam, a potem wrócę na ląd. Bardzo mi przykro, ale naprawdę źle się czuję.
Cóż mogli powiedzieć, tylko tyle, że nie powinna się nimi przejmować, poradzą sobie sami. Miguel wiosłował do wyspy, tam oboje z Sissi wyszli na ląd. Pani Falk wyjaśniła^ że znajduje się tam niewielki szałas, w którym mogą przenocować. Rano ktoś po nich przybędzie, Jeszcze raz zapewniła, jak jej przykro, że nie może z nimi zostać, ale cierpi tak bardzo, że musi jak najszybciej wracać do domu, żeby zażyć coś przeciwbólowego.
Chociaż pani Falk wciąż powtarzała, jak bardzo cierpi, to nie wyglądała na taką wyczerpaną jak poprzedniego dnia. Udzieliła im jeszcze jakichś instrukcji, po czym wsiadła do łodzi i powiosłowała w stronę lądu.
Długo patrzyli w ślad za nią.
– Nie podoba mi się to – westchnęła Sissi. – Cała ta historia z bólem kolana wygląda na zaaranżowaną.
– Owszem. I jak ja teraz zdołam pomóc Jordiemu?
– Jordiemu?
– Tak, on gdzieś tu jest, nie wiem tylko gdzie.
– Wczoraj wieczorem Unni coś wspominała, że wyczuwa jego obecność. Ale on przecież znajduje się w innej sferze!
– Przybył tutaj, by unieszkodliwić upiora, – Tutaj?
– Tak powiedziała Urraca i rycerze. To oni skierowali mnie do tego dworu.
– Pięknie z ich strony, nie ma co! – wybuchnęła Sissi. Czy myślisz, że i ja zostałam tu ulokowana z tego samego powodu? Myślisz, że ten upiór żywi jakieś podejrzenia?
– Pojęcia nie mam. Sissi potrząsała głową.
– Boże, Boże, i jak my teraz będziemy ochraniać Unni? I Hege?
Długo rozważali sprawę coraz bardziej zmartwieni. Zwłaszcza o Unni. Jeśli ten upiór wie, że Sissi i Miguel są niebezpieczni, to na Unni również skieruje podejrzenia.
– Miguel – powiedziała nagle Sissi. – Jak myślisz, co ' może się znajdować w tym zdrowotnym napoju?
– Sam się zastanawiam. Może viagra?
– W każdym razie coś w tym rodzaju. Jak myślisz, o co im chodzi?
– Naprawdę nie wiem – odparł Miguel. – Jak my sobie teraz poradzimy?
Oboje odczuwali coraz większe pożądanie. To niby nic nadzwyczajnego między nimi, ale tym razem było ono nienaturalnie silne.
– Sissi, ja myślę, że oni nas podejrzewają. Specjalnie nas tu zostawili samych.
– Tak, ale dlaczego? Co to jest za instytucja? Prawie same dziewczyny. A ci chłopcy urodziwi jak zjawiska.
– Może służą do rozrodu?
– Hege powiedziała coś w tym rodzaju. Że coś z nią robili. I… Miguel, wiesz, co ja usłyszałam dzisiaj rano? Jedna z dziewczyn powiedziała do drugiej: Tutaj to chyba nie tylko Unni jest w ciąży. Już dawno przekroczyłam swój termin i nie mam miesiączki. Ja też – mruknęła ta druga. Więcej nie usłyszałam, ale obie te dziewczyny są tu już jakiś czas. Ponad miesiąc, jak mi się zdaje.
Nie znajdowali odpowiedzi na tę zagadkę.
– Z nami nie musieli się uciekać do takich sposobów – bąknął Miguel bezradnie.
– Nie, my potrafimy tęsknić za sobą bez żadnych środków – zgodziła się Sissi.
– Zniszczyłem naszą przyszłość.
– Co masz na myśli?
– Za długo byłem Tabrisem. Wciąż mam zbyt długą drogę do przebycia, by stać się człowiekiem. I wiem, że nie będę w stanie powstrzymać swojej osobowości demona, jeśli teraz… zbliżymy się do siebie.
Sissi pojmowała, na czym polega niebezpieczeństwo.
– Rozumiem, że bywałeś zmuszony wracać do postaci demona – powiedziała.
– Tak Na przykład po to, by ratować Jordiego. Nie musiałem jednak korzystać ze skrzydeł w drodze do Norwegii. Zrobiłem jeszcze kilka niekoniecznie niezbędnych rzeczy. Rycerze i Urraca upominali mnie z tego powodu niezwykle surowo. Bardzo mi przykro, Sissi.
– Mnie też, choć świetnie cię rozumiem. Teraz powinniśmy jednak zachować przytomność umysłu. Może spróbujmy znaleźć ten szałas?
– Dobrze.
Opuścili brzeg jeziora i weszli do gęstego lasu. Przez chwilę posuwali się w milczeniu, Sissi po śladach Miguela. Och, był tak nieznośnie pociągający! Czuła gorąco w całym ciele, jego bliskość doprowadzała ją do szaleństwa. Z podniecenia krew pulsowała mocno, a kiedy zobaczyła, jak on zaciska pięści, jakie ma napięte mięśnie ramion, zrozumiała, że on również musi z sobą toczyć walkę, by nie stracić panowania.
– Wiesz, mam propozycję – powiedziała cicho. – Jak sądzisz, jak długo ten paskudny środek może działać?
– Nie mam pojęcia. Jeśli jest podobny do alkoholu, to po jakichś dwunastu godzinach wyparuje z organizmu. A co to za propozycja?
– Że ich oszukamy. Że rozdzielimy się, dopóki każde z nas się nie uspokoi. Bo dłużej tak nie może być. Pożądam cię każdą komórką ciała.
– A ja to myślisz, że co? Tak jest, zróbmy, jak mówisz. Patrz, to chyba ten szałas, chociaż to bardziej przypomina domek letniskowy.
Dom był bardzo ładny, pomalowany na czerwono, z białymi futrynami, zadbany. Drzwi nie zamknięte, więc weszli do środka.
Dom miał tylko jedno pomieszczenie, żadnej kuchni, w ogóle żadnych możliwości gotowania. Ogromne łoże zajmowało prawie całą przestrzeń.
Popatrzyli na siebie. To samo podejrzenie mieniło się w oczach obojga. Cóż to za zasadzka?
Miguel podszedł do Sissi, pogłaskał ją po ramieniu, dysząc ciężko.
– Ja wychodzę – rzekł pospiesznie. – Ty zostań tutaj. I zamknij drzwi na klucz.
Od środka dało się to zrobić.
– Wróć do mnie, kiedy już ta diabelska mieszanina wyparuje z ciebie – powiedziała zdyszana, bo jego dotknięcie podziałało na nią jak porażenie prądem. – Kocham cię, Miguelu!
– A ja ciebie, wiesz o tym. Zobaczymy się niedługo. Może dopiero za wiele godzin, pomyślała Sissi.
31
Kiedy światło dnia zaczęło gasnąć, Sissi usłyszała na zewnątrz głos Miguela.
– Nie śpisz? Usiadła na posłaniu.
– Nie śpię – powiedziała. – I chyba już się uwolniłam od trucizny.
– Ja także. Mogę wejść?
– Oczywiście. Jesteś oczekiwany. Co tam oczekiwany, wytęskniony!
Miguel wszedł do izby.
O rany, pomyślała Sissi przerażona. Ciemnieje mi w oczach, jak tylko go zobaczę. Nie mogę na to pozwolić. Środek przestał wprawdzie działać, ale niewiele to pomogło.
– Spałaś? – spytał.
– Tak. Trochę.
– Ja też. No i we śnie mój organizm trochę się sam uwolnił od napięcia.
– Mój też – przyznała zakłopotana. – Śniłeś mi się.
– Ty mnie też. Leżałem zawinięty w koc na tej zmarzniętej ziemi i rozgrzewałem się myślą o tobie. Ale powiem ci, że to przez cały czas był Miguel. Nie Tabris. Myślę, że możemy to uznać za spory krok naprzód.
– Absolutnie tak. To dobrze wróży na przyszłość. Nie mieli się gdzie podziać w ciasnym pomieszczeniu, mogli jedynie siedzieć na łóżku, ale jednak dosyć daleko od siebie.
Tęsknota kładła się między nimi jak rozgrzane powietrze. Byli niczym dwa elektryczne bieguny, które iskrzą przy dotknięciu.