Выбрать главу

– Teraz przynajmniej otrząsnęliśmy się z podniecenia – powiedziała Sissi optymistycznie. – Dalej będzie już łatwiej.

On przyglądał jej się długo.

– Nie, w moim przypadku tak dobrze nie jest – rzekł zgnębiony.

– Ja wiem, niestety – westchnęła.

Miguel odsunął się od niej jeszcze bardziej.

– Sissi, teraz ja mam propozycję.

– Mów.

– Czy moglibyśmy zapomnieć o nas i naszej bolesnej miłości, a pomyśleć o innych?

– Jasne! O Unni. O Hege. O Jordim. I sądzę, że o wielu tutejszych pensjonariuszkach. Powinniśmy pomóc Jordiemu znaleźć upiora. Noc może być niebezpieczna, chociaż nie wiemy, w jaki sposób. Ale jesteśmy uwięzieni tutaj, nie dopłyniemy do brzegu wpław w takiej zimnej wodzie.

– Mamy wyjście.

Popatrzyła na niego z niedowierzaniem.

– Musielibyśmy jednak poświęcić bardzo wiele.

– Tak, ale co jest ważniejsze? Sissi westchnęła.

– Chyba los tamtych.

Słońce zaszło. Na wyspie było mokro i zimno. Grudniowa mgła kładła się nad brzegami.

– Nie możemy spędzić tutaj nocy – powiedziała Sissi z żalem.

– Nie możemy, bo zmysły Tabrisa i tak sprowadziłyby na nas katastrofę.

Milczał przez chwilę.

– Pójdziesz ze mną?

– Zawsze!

Wyszli z przeklętego domku, do którego żadne nie żywiło cieplejszych uczuć. Miguel przemienił się w Tabrisa i podniósł Sissi. Skuliła się w jego ramionach niczym lalka, a budzące grozę szpony trzymały ją mocno, choć bardzo ostrożnie.

Bezgłośnie, niczym potężny nietoperz, Tabris poleciał na stały ląd.

32

Unni i Justyna spędziły na basenie około godziny. Teraz siedziały na ławce, by wyschnąć. Czekała je praca w kuchni.

– Cieszysz się, że jedziesz do domu? – spytała Unni.

– I tak, i nie – odpowiedziała ciemnowłosa dziewczyna o nieco ostrych rysach. – Obawiam się kontroli lekarskiej, bo podobno jest bardzo dokładna. Niektóre dziewczyny są po niej bardzo zmęczone, ale to naturalnie budujące, że oni się tak o nas troszczą. Te sześć tygodni tutaj porządnie dało mi się we znaki. Wiesz, że ja nawet straciłam miesiączkę?

– Ja też kiedyś doświadczyłam czegoś podobnego – powiedziała Unni z ożywieniem. – Zbyt wielki wysiłek wcale nie jest dobry.

– To prawda. Ale doktor pomoże mi odzyskać normalne funkcjonowanie, Birgit mi to obiecała. No a poza tym będzie mi brakować niektórych stąd – westchnęła Justyna z głębi serca.

– Kogo mianowicie?

– Adriana. On i ja z początku wiele ze sobą przebywaliśmy. Właściwie to byliśmy… – Przerwała i siedząc, w milczeniu machała nogami. – Ale panu Falkowi się to nie podobało. Ja myślę, że on był zazdrosny. Zresztą instruktorzy nie mogą się za bardzo zaprzyjaźniać z pacjentkami. Więc przestaliśmy się spotykać. Ja jednak wiem, że Adrian jest we mnie zakochany, jego spojrzenia o tym świadczą.

– Adrian… To ten blondyn, prawda?

– Tak, to on – odparła Justyna w rozmarzeniu.

Unni raczej wątpiła w jego miłość do polskiej dziewczyny. Widziała go w bardzo dwuznacznej sytuacji z jedną z nowo przybyłych.

– Prosiłam, żebym mogła tutaj zamieszkać i pracować w kuchni, tylko że oni mają już pod dostatkiem wolontariuszek, więc mnie nie przyjęli – westchnęła Justyna. – Ale wrócę na wiosnę. On jest fantastycznym kochankiem.

Unni zawsze czuła się nieco skrępowana takimi osobistymi zwierzeniami.

– Zaraz przyjdzie po nas ktoś z kuchni – powiedziała. – Jesteś gotowa?

Dwór pogrążał się powoli w mroku. W kuchni trwała praca, poza tym jednak dom był przeważnie pusty. Większość mieszkańców wyszła na ćwiczenia.

Jordi nie pojmował, co się stało. Z jakiegoś powodu musiał się zdrzemnąć i teraz miał poczucie winy. Unni nie było.

Na dworze zaczynało się ściemniać. Zaczyna się ściemniać? A przecież był wczesny ranek, kiedy zasiadł w tym fotelu i… dostał jedzenie i picie od ubranej na biało kobiety. Czy ona… dała mu coś na sen?

Tak chyba musiało być. Ale dlaczego?

Zrobiło mu się zimno ze strachu. Gdzie się podziała Unni? Na pewno była tutaj, bo pod sufitem wciąż paliło się światło. Jordi wstał, by wyjść i poszukać ukochanej.

Jego wzrok padł na stolik.

– Nie – wyszeptał z niedowierzaniem. – Cóż to mój anioł stróż ofiarował mi tym razem? Jak wiele oni ode mnie oczekują?

Schował trzy przedmioty za doniczką na parapecie, bo zbyt niewygodnie byłoby mu chodzić z nimi po domu. Unni ich z pewnością nie zobaczy, ale nie chciał, by przypadkiem znalazł je upiór.

Jordi przemykał się po wielkim domu, dręczony troską o Unni. Gdzie się podziewają wszyscy ludzie?

W pewnej chwili usłyszał głosy z kuchni i tam skierował swoje kroki. Stanął w kącie tak, by nikt go nie zauważył. Tak, to głos Unni. Odetchnął z ulgą, głos ukochanej brzmiał całkiem zwyczajnie, rozmawiała z jakąś inną dziewczyną imieniem Justyna.

Nie widział ich, jedynie słyszał. Rozmowa była najzupełniej niewinna, aż nieoczekiwanie Unni dała wyraz swojemu zatroskaniu o Hege. To ona też tu jest? zdziwił się Jordi. Zaraz potem Unni powiedziała, że Sissi jest z pewnością bezpieczna w towarzystwie Miguela. Jordi, słysząc to, nie posiadał się ze zdziwienia. Również owa Justyna nie pojmowała, dlaczego Unni w ogóle jest o kogoś niespokojna. Tu przecież jest tak bezpiecznie! I dodała, że Hege z Charlotte zostały pewnie zamknięte w stodole pod lasem, bo pan Falk tam właśnie zabiera swoje dziewczyny, kiedy mają nocować poza domem. Zawsze je tam zamyka. Justyna po sześciu tygodniach spędzonych w zakładzie znała wszystkie zwyczaje. Pan Falk wrócił, rzecz jasna, do domu.

Jordi poczuł, że powinien coś zrobić. Unni będzie przez jakiś czas bezpieczna w towarzystwie personelu kuchni. Domyślił się, że ona, Sissi i Miguel są tutaj właśnie dlatego, że niepokoją się o Hege. Postanowił więc wypuścić dziewczyny ze stodoły. Trzeba to zrobić jak najszybciej.

Dopiero na miejscu opadły go wątpliwości. Zapomniał, że on sam nie potrafi otworzyć żadnych drzwi ani nie może poprosić Hege o informacje, co się właściwie dzieje w tym dworze.

No niestety, przeczucia miał jak najgorsze. Trzeba tylko znaleźć ich potwierdzenie.

Birgit Falk od pierwszego wejrzenia nie lubiła tych dwóch nowych, Unni i Sissi. Miała wrażenie, że za czymś węszą. Teraz jedną uwięziła na wyspie, ale Unni zaufać nie mogła.

Upewniła się, czy dziewczyna siedzi w kuchni i skrobie marchew w towarzystwie obierającej ziemniaki Justyny, którą już właściwie mieli z głowy.

Gospodyni zakładu przejrzała się w lustrze, poprawiła mocno związane włosy, pokręciła lekko biodrami. Kształty miała perfekcyjne, twarz bez jednej zmarszczki. Ostrożnie weszła po schodach na górę, by zakraść się do pokoju Unni.

Przeszukała jej rzeczy osobiste, nie znajdując niczego szczególnego.

Dopiero kiedy podeszła do okna, by wyjrzeć na dwór, a potem odwróciła się znowu w stronę pokoju, zauważyła coś za doniczką.

Odskoczyła przerażona, z twarzą wykrzywioną strachem, chwyciła się za serce jak na najlepszym niemym filmie i walczyła z całych sił, by stłumić krzyk.

Gdyby Unni to widziała, powiedziałaby z pewnością, że pani niepotrzebnie się tak wysila, bo na niemych filmach i tak żadnego krzyku nie słychać, pojawia się natomiast ciemna tablica z białymi zawijasami i napisem w rodzaju: „Oooooch”, czemu towarzyszy odpowiednia muzyka.

Birgit Falk, zataczając się, wybiegła z pokoju. W hallu na dole spotkała swojego męża i histerycznie uczepiła się jego ramienia.

– Sprowadź doktora! Szybko! Mamy w domu śmiertelnego wroga!