Выбрать главу

– Kogo?

– Unni Karlsrud. On musi się nią zająć. Natychmiast!

– Doktor właśnie do nas jedzie. Ale czy nie mógłby najpierw…?

– Owszem. Nie możemy stracić tej szansy. A potem… będzie z nią koniec.

33

Jordi spostrzegł swoją pomyłkę dopiero, kiedy biegł przez dziedziniec w stronę stodoły. I tak nie byłoby tam z niego żadnego pożytku, zatrzymał się więc i chciał wracać, pilnować Unni oraz szukać upiora.

Wtedy zobaczył wychodzących z lasu dwoje ludzi.

Rozmawiali ze sobą z ożywieniem i wielką serdecznością… Rozpoznawał te głosy. Sissi i Miguel!

Dzięki ci, dobry Boże. Tabris może mu pomóc. Tabris go widzi, może przekazać jego instrukcje, zrozumie wszystko, cokolwiek Jordi powie lub zrobi.

Pobiegł do nich, wołając oboje po imieniu.

– Sissi, Miguelu!

Skoro się nie zatrzymali, szli dalej, nie przerywając rozmowy, to próbował wołać Tabrisa.

Żadnej reakcji.

On mnie nie widzi, myślał Jordi wstrząśnięty do gruntu. Dlaczego? Przecież w Pajęczej Wsi mnie widział? Czyżby już na tyle stał się człowiekiem?

Nie, to musi być inny powód.

Jordi był bliski rozpaczy, czuł się taki potwornie bezradny w tej sferze, w której przyszło mu działać, bez najmniejszego kontaktu z jej mieszkańcami. Jak w tej sytuacji zdoła komukolwiek pomóc? Jego jedyną szansą było unieszkodliwienie upiora, który się rozgościł we dworze. A to może zabrać sporo czasu, Jordi może zostać odkryty, może też zostać pokonany.

Zdesperowany podbiegł do Miguela, stanął mu na drodze.

– Jestem tutaj, musisz mnie zobaczyć, jesteś moją jedyną szansą! Unni potrafi wyczuć, że znajduję się w pobliżu, a ty nie możesz?

Miguel się nie zatrzymał, dosłownie przeszedł przez Jordiego. Potem jednak stanął, marszcząc brwi, ale po chwili znowu ruszył dalej. Jordi biegał dookoła niego, zmusił go, by przeszedł przezeń jeszcze raz. Teraz Miguel się zatrzymał. Jordi jeszcze raz powtórzył eksperyment.

– Sissi – powiedział Miguel. – Ja coś tu wyczuwam. Ona też przystanęła.

– Co takiego?

– Nie wiem. Myślę, że… to może być Jordi.

– Tak! Tak! – krzyczał Jordi na skraju rozpaczy.

– No, nie wiem – rzekł Miguel z wahaniem.

– Tabris! Tabris, czy ty mnie słyszysz?

Miguel stał bez ruchu. Sissi ściskała jego dłoń, chciała pomóc, ale nie mogła.

– Zrozum, Sissi, współpracowałem z Jordim w tej potwornej Pajęczej Wsi, ponieważ strażniczka przejścia między sferami dała mi prawo przenikania do świata tych, którzy nie mogą umrzeć…

Ach tak, to dlatego? dziwił się Jordi.

– Teraz nie mogę nawiązać z nim kontaktu – mówił dalej Miguel. – Mam jednak bardzo silne wrażenie, że on tutaj jest.

– Ale jak się z nim porozumiesz? – zastanawiała się Sissi. Miguel długo zwlekał z odpowiedzą.

– Istnieje pewna możliwość. Ale ona oddala ciebie i mnie od siebie.

– Skoro to miałoby pomóc Jordiemu – wyszeptała Sissi z podobnym wahaniem.

– Ja nie chcę cię stracić. Nie mogę cię stracić – skarżył się Miguel zrozpaczony.

– Ja też tego nie chcę. Ale musimy mu pomóc. Przynajmniej spróbować.

Miguel wyjął mały amulecik. Jeszcze jeden, pomyślała Sissi.

– To zupełnie co innego – uspokoił ją. – Istnieje pewien demon, którego mogę wezwać za pomocą tej pieczęci. Jest to demon słońca. Zwierzęciem słońca jest lew. Wszystkie inne demony są strasznie przywiązane do ziemi.

Położył amulet na kamieniu i wypowiedział jakieś słowa. Następnie oparł na nim dłoń i rzekł głośno:

– Jordi, jeśli jesteś tutaj, to połóż rękę na tym kamieniu! Nie wiem, czy zdołasz zobaczyć pieczęć, kiedy ja cofnę dłoń, ale spróbuj!

Jordi dostrzegał, że na kamieniu coś lekko błyszczy, coś niewyraźnego, ale zrobił, co mu Miguel kazał. Natychmiast Miguel przycisnął jego rękę swoją.

– Widzę cię, Jordi, przyjacielu! – zawołał uradowany. – Dziękuję, Marbas, demonie słońca!

A więc nareszcie będą mogli współpracować, wszyscy troje. Jordi posłał ich do stodoły, prosił jednak, by jak najprędzej wrócili. Miał nieprzyjemne uczucie, że coś się dzieje w domu.

– Ja też mam takie uczucie – potwierdził Miguel. – Chodź, Sissi.

Tymczasem do dworu przybył lekarz. Małżonkowie Falk poinformowali go o sytuacji. Słuchał ich z grymasem na twarzy.

– Jestem w waszych rękach, to prawda. Ale do morderstwa się nie posunę.

– Nie muszę ci przypominać, że nie byłoby to twoje pierwsze – wypaliła pani Falk.

Zaczerwienił się po korzonki włosów i westchnął głęboko. Spoglądał na nią ponuro spod oka.

– No to przyprowadź pacjentkę – burknął.

Birgit zabrała Unni z kuchni pod pozorem badania lekarskiego.

– Twój stan, rozumiesz – uśmiechała się przyjaźnie. – Chcemy wiedzieć, w jakich zajęciach będziesz mogła brać udział.

Unni stąpała za nią trochę zdziwiona. Birgit poszła po swój fartuch pielęgniarki, bo innej pielęgniarki we dworze nie było.

Doktor przygotowywał narzędzia.

Kiedy jednak poproszono Unni, by się rozebrała i położyła na stole operacyjnym w tej tajemniczej sali szpitalnej, kiedy zobaczyła strzykawkę w rękach doktora, przeraziła się. Chcą ją znieczulać? Co oni zamierzają? Aborcję?

Lekarz był kompletnie zaskoczony jej atakiem. Złapała jego rękę ze strzykawką i skierowała igłę ku niemu. Wbiła ją wprawdzie krzywo, igła przesunęła się po skórze, ale jednak trochę cieczy dostało się do mięśnia. I to wystarczyło.

Birgit Falk zaplątała się w rękaw fartucha i nie mogła się uwolnić, Unni zerwała się ze stołu i uciekła.

W drzwiach zderzyła się z panem Falkiem, Birgit wrzeszczała:

– Łap ją, Arne!

Unni jednak była szybsza, pchnęła go z całej siły tak, że się zachwiał, i zanim zdołał odzyskać równowagę, jej już nie było.

Biegła po schodach na górę, potem korytarzem i dalej z głównego budynku, a gospodarz wciąż deptał jej po piętach. Miała zamiar zamknąć się w swoim pokoju…

Ale zanim tam dobiegła, przydarzyło się coś nieoczekiwanego.

34

Arne Falk stał i wytrzeszczał oczy. Jego piękna opalona twarz ponad błękitnym swetrem zrobiła się sino – szara.

Unni nic nie widziała, po prostu biegła. Drzwi do jej pokoju były zamknięte, może nawet na klucz, jak zdoła się tam schronić?

Słyszała, że Arne Falk krzyczy za nią gardłowo na korytarzu, i odwróciła się. Widziała, że się zatrzymał, widziała, że jego urodziwą twarz wykrzywia śmiertelne przerażenie, na jej oczach zmieniał się w coś nieludzkiego, czego nawet nie potrafiłaby nazwać. Widziała, jak jest przyciskany do ściany i przebijany czymś… osunął się na podłogę z kołkiem wbitym w piersi. Skąd się wziął ten kołek?

Zmiany dokonywały się błyskawicznie. Twarz robiła się coraz bardziej pomarszczona, włosy rzadsze i siwe, teraz na podłodze leżał stary człowiek. Został wciągnięty do pustego pokoju i tam ułożony przez inną istotę ze świata upiorów.

– Jordi – wyszeptała Unni uszczęśliwiona. – Ja wiedziałam, że tu jesteś!

Nie mógł z nią rozmawiać, nie mógł jej powiedzieć, że powinna się schować. Ale na szczęście przybiegł Miguel, a razem z nim trzy dziewczyny: Sissi, Hege i Charlotte.

– Miguel! – krzyknął Jordi. – Powiedz im, że są jeszcze dwa upiory. Ja dostałem trzy osikowe kołki.

Słyszeli stukot obcasów od strony sali operacyjnej. Miguel dopadł do drzwi sali i zamknął je na klucz. Po tamtej stronie rozległo się wściekłe łomotanie.

Miguel wrócił.

– Birgit Falk jest drugim upiorem. Ale kim jest trzeci?